Moim zdaniem UAM to jest Tumanum, ale zdaniem rankingów nie. I to jest niepokojące.tonerek pisze: 15 wrz 2024, 23:06Wypisujesz dziwne rzeczy o pracach magisterskich i zajęciach na uczelni pokroju Collegium Tumanum.
Nie potrzebujesz studiów z informatyki? W porządku, powodzenia w aplikowaniu na stanowiska, gdzie jest to wpisane na samej górze jako warunek konieczny, i takich ofert jest bardzo wiele. Tak było może jeszcze 5 lat temu, a teraz, kiedy rynek programistów się nasycił, pracodawcy nie ryzykują w ciemno, tych absolwentów jest na tyle dużo, że można zrobić z tego spokojnie konieczne minimum.tonerek pisze: 15 wrz 2024, 23:06Jeżeli np. o informatykę to do tego nie potrzebujesz studiów. Każdy średnio inteligentny cymbał potrafi się nauczyć pythona, javascriptu czy tam javy. I tyle mu wystarczy w 90% firm, bo nie robi się tam nic szczególnego poza programowaniem. Jednak np. ML wymaga już jakiejś tam wiedzy matematycznej (typu algebra), a jeżeli chodzi o poziom top - czyli pracę w firmach typu openai czy anthropic - znajomość paperów, no i bycie genialnym.
A reszta to tak, prawda.
Trafiają się i tacy, co uważają, że bez technikum (w tym np. informatycznego) ani rusz. Oczywiście sami są ich absolwentami. Mierzą swoją miarą, czy tego chcą, czy nie.tonerek pisze: 15 wrz 2024, 23:06Nie przeczę że w PL wystarczy licencjat/inżynier, a nawet matura i voila.
Wręcz odwrotnie. Jeśli zauważa się podobieństwa, to można stworzyć z tego porządną koncepcję i tym bardziej staje się to podobne do np. iluzji, które charakteryzują się tym, że ich przebieg jest taki sam lub podobny u wszystkich ludzi. Tym się różni od paradoksu, który może być różnie interpretowany.Fairytaled pisze: 16 wrz 2024, 11:00Co do duszy, istnieją inne badania, dotyczące NDE, gdzie trudno jest nie zauważyć powtarzających się dziesiątki tysięcy razy podobieństw, więc teoria sugerująca, że to wszystko zwykłe halucynacje wydaje się mniej uzasadniona.
Ciężko powiedzieć, na pewno da się ustalić, że percepcja zmysłowa jest obarczona swoistymi "filtrami", takimi właśnie jak pasmo dostrzegalnych fal świetlnych, zakres częstotliwości słyszalnych itd. Co dałoby poszerzenie takich zakresów? Możliwość dostrzeżenia nieco innych odcieni kolorów, możliwość usłyszenia jeszcze niższych i jeszcze wyższych dźwięków. Tylko tyle i aż tyle. Bez żadnej magii, nowych możliwości, duszy, czegokolwiek.Fairytaled pisze: 16 wrz 2024, 11:00Poza tym, czy sama percepcja zmysłowa nie jest już "symulacją" mózgu? Np. osoby chore na schizofrenię również widzą rzeczy, które uważa się za nieistniejące (tutaj wskazuje się na źle działający mózg), lecz być może w rzeczywistości jest tak, że nasz mózg pełni funkcję firewalla, który blokuje dodatkową percepcję, żeby nam nie utrudniać życia przeróżnymi emanacjami (naszymi własnymi i nie tylko)? A w fizyce kwantowej przecież zaobserwowano cząstki, których nie widać od razu gołym okiem (często gdzieś tam ukrytych w paśmie promieniowania UV, którego nie dostrzegamy).
Nie trzeba się przy tym upierać ani wyrzucać tej teorii. Tyle tylko, że nie widzę tutaj szczególnego powiązania między odkryciami kwantowymi, a wymiarem duszy ludzkiej, a zdaje się, że po takiej linii chcesz udowodnić jej istnienie. Uwierz mi, że fizycy kwantowi nie byliby zbyt zadowoleni z takiej argumentacji, nie po to dokonywali tych odkryć, nie taki był ich cel. Gdyby było inaczej, od razu zawarli by to w swoich postulatach, a tak nie jest.Fairytaled pisze: 16 wrz 2024, 11:00(...) Gdyby się na siłę upierać, że jedynie twarda materia istnieje, musiałbyś wyrzucić całą teorię kwantową do kosza.
To pokazuje, że te zabiegi, które stosuje Kościół i religia, są wspólne dla świata naukowego. Ten drugi nie ma problemu z nieustanną aktualizacją swoich założeń. Ten pierwszy ma z tym problem, ale magicznie, kiedy trzeba, czy tam "wypada", potrafi nagiąć się, żeby nie stracić w oczach.Fairytaled pisze: 16 wrz 2024, 11:00Cóż, tutaj akurat trzeba przyznać, że religia się wycofuje, uznając niejednokrotnie słowa z księgi Genesis za metafory. Zresztą sam Kościół Katolicki uznaje teorię ewolucji za zgodną z rzeczywistością, co wcale nie przeszkadza w głoszeniu dobrej nowiny.
To jest bardzo ciekawe zjawisko. Mało tego, istnieją też dezadaptacyjne mutacje (trudno, żeby nie istniały). I to właśnie one z perspektywy inteligentnego projektu i cudu stworzenia, są najgorsze do uzasadnienia. Dlaczego miałyby istnieć, powodując cierpienie ich posiadaczy i koniec końców śmierć takiego gatunku? To bardzo mocny argument za "ślepym zegarmistrzem".Fairytaled pisze: 16 wrz 2024, 11:00Mogę dodać, że adaptacje z pewnością dotyczą większości organizmów, jednak zdarzają się wyjątki, jak np. Lingula, Brachaelurus, Araukaria, itp. Zdążyłem poszukać, takich organizmów jest bardzo mało, jednak występują. Zmieniają się bardzo wolno, czasami wcale. W poniższym artykule jest napisane, że kiedyś były nazywane "żywą skamieliną", lecz prawdopodobnie określenie to wzbudzało pewną niechęć, stąd teraz określane są mianem stabilomorfów.
Zgadza się, oczywiście, że w pułapkę efektu potwierdzenia wpadają obie strony barykady. Co do tej ewolucji, to problem z nią jest taki, że jest nieobserwowalna podczas życia pojedynczej osoby. Zachodzi za wolno, żeby można było to stwierdzić w krótkim okresie życia jednego człowieka. Stąd, w przypadku ewolucji mówi się o obserwacji, która jest procesem zachodzącym na przestrzeni dowolnej liczby lat. Nie jest "bezpośrednim patrzeniem", tylko procesem wnioskowania na podstawie zebranych w długim okresie czasu danych.Fairytaled pisze: 16 wrz 2024, 11:00Żeby nie było tak jednostronnie, dodam, że w przeszłości miały miejsce dwie dobrze udokumentowane próby fabrykowania dowodów na rzecz teorii ewolucji. Tutaj mowa o człowieku z Piltdown i człowieku z Nebraski. Jakby się uprzeć, można postawić tezę, że środowisko naukowe również wpada w pułapkę efektu potwierdzenia, odrzucając z miejsca alternatywne teorie, które kojarzą się z religią. Jednak niewykluczone, że wcale tak nie jest, i teoria ewolucji zwyczajnie lepiej opisuje to, co możemy w danym momencie postrzegać.
Wiedziałem. Analogia jest bardzo odległa i w wielu aspektach nietrafiona. Po pierwsze, rodzic to żaden Bóg, nie ustala, czy dziecko może posiadać wolną wolę lub nie, i nie chodzi tu o żadne nakazy i zakazy, poziom wolności dziecka itd., tylko o sam fundamentalny koncept wolnej woli rozumianej na sposób religijny. Po drugie, rodzic może być w jakiejś części odpowiedzialny za dziecko i jego działania, ale nie pretenduje do miana stworzyciela świata, co jest jednak znaczną różnicą. Po trzecie, co wynika z drugiego, to, co przydarza się temu dziecku pozostaje poza sprawstwem rodzica, a w przypadku Boga, jest on wszechmogący, więc spokojnie może ingerować w przebieg zdarzeń na świecie lub z góry ustalić ich zdeterminowany przebieg.Fairytaled pisze: 16 wrz 2024, 11:00Analogia: jeżeli powołasz na świat dziecko, to czy jego przyszłe błędy są wyłącznie skutkiem twoich działań, czy raczej wynikiem jego własnej wolnej woli? Można mówić co najwyżej o pośrednim, możliwym skutku twoich działań, a nie bezpośredniej przyczynowości.
Może i nie świadczy to o tym, że moralność jest "nieważna", ale zdecydowanie można powiedzieć, że przegrywa z całą resztą. Ciężko o równowagę - żeby utrzymać się na powierzchni, trzeba działać według obowiązującego kodu, a po zapewnieniu sobie dobrobytu, jest już za późno na reformy duchowe. Spowiedź na łożu śmierci się nie liczy.Fairytaled pisze: 16 wrz 2024, 11:00Taką mamy kulturę, to nie świadczy wcale o tym, że moralność jest nieważna. Po prostu materia w naszym świecie jest umiejscowiona wyżej od wartości duchowych. W zasadzie uważam, że powinny istnieć jednostki, które skupiają się na jednym i drugim aspekcie rzeczywistości, by zachować między jednym a drugim równowagę.
A to i cała odpowiedź w temacie to jest 100% prawdy w prawdzie, ale:Fairytaled pisze: 16 wrz 2024, 11:00
W przypadku umysłu, znacznie bardziej złożonego systemu formalnego, ta "przyczynowość skierowana w dół" przejawia się, zdaniem Hofstadtera, jako niewysłowiony ludzki instynkt, że przyczynowość naszych umysłów leży na wysokim poziomie pragnień, koncepcji, osobowości, myśli i idei, a nie na niskim poziomie interakcji między neuronami czy nawet cząstkami elementarnymi. Mimo że według fizyki ta ostatnia wydaje się posiadać moc sprawczą.
Mamy więc do czynienia z ciekawym odwróceniem do góry nogami naszego normalnego ludzkiego sposobu postrzegania świata: jesteśmy stworzeni do postrzegania "dużych rzeczy", a nie "małych rzeczy", mimo że domena małych rzeczy wydaje się być miejscem, w którym znajdują się rzeczywiste silniki napędzające rzeczywistość.
- to, że niski poziom interakcji między neuronami i cząstkami elementarnymi jest możliwy do zbadania w sposób fizyczny i posiada moc sprawczą, to jedno; to, że z tego niskiego poziomu wyłania się drugi jest oczywiste, nazywa się to zjawiskiem emergencji
- odwrócenie do góry nogami ma miejsce od jakiegoś czasu właśnie w drugą stronę, tj. zmuszając nas do postrzegania małych rzeczy, co jest możliwe tylko i wyłącznie za pomocą przyrządów pomiarowych, mikroskopów i innych wytworów techniki
Idealnym przykładem na to, że istnieją zjawiska, które bezsprzecznie mają wpływ na nasze życie i są spostrzegalne, jest istnienie chociażby takiej polityki. Mamy teraz sytuację powodziową, w porządku, natura to jedno. Ale to, co się stanie dalej z tą sytuacją, a nawet bezpośrednie jej pokierowanie (np. obniżenie poziomu wód), to efekt polityki, która średnio jest do opisania przez nauki przyrodnicze.
