dawno mnie tu nie było. Moja introwertyczna dusza przypomniała sobie, że istnieje takie dziwne forum, gdzie wydaje się, że są tak samo dziwni ludzie jak ja albo chociaż w części tak dziwni
Od początku roku pracuję nad sobą i staram się wziąć w garść, mówiąc baaaardzo w skrócie pracuję nad swoim poczuciem własnej wartości, nad ekspresją emocji i nadwrażliwością, która utrudnia mi czasami interakcje międzyludzkie i zrozumienie siebie i swoich emocji.
Mam 27 lat i tak, dalej mieszkam ze starymi. Urodziłem się w stolicy i tutaj też chodziłem do szkoły, na studia i obecnie pracuję. Większość moich współpracowników wynajmuje mieszkanie w Wawce głównie z powodu takiego, że są z innego miasta/wsi, a więc nie mieli wyboru, jeśli podjęli tę pracę i przed nią studia.
Inni rówieśnicy, którzy się wyprowadzali wcześniej mieli różnego rodzaju problemy rodzinne. Nie dogadywali się, częste kłótnie, zły, toksyczny związek między rodzicami, itp. Ja mam ten przywilej, że urodziłem się w normalnej rodzinie, kocham swoich rodziców i oni mnie. Nie tworzą toksycznego związku, moim zdaniem mieli by bardzo ciężko gdyby nie byli razem(co też jest poniekąd złe, bo powinniśmy być samowystarczalni, ale mniejsza o to). Nie stwarzam im problemów, ani oni mi. Żyje nam się dobrze.
Jednak rodzice jak to rodzice, czasami są nadopiekuńczy, tak nawet w tym wieku
Czuję się trochę tak, że mimo wszystko w pewnym sensie ten fakt mnie ogranicza. Chociażby taki przykład z kobietami. Przez swoje, po części urojone, problemy: niskim poczuciem własnej wartości, bycie wstydliwym, wycofanym, poczuciem bycia nieobecnym, nigdy nie starałem się ani szukać partnerki, ani zabiegać jak była okazja(aby pokochać kogoś, trzeba pokochać siebie). Teraz chodzę na terapię, zwalczam demony przeszłości i trochę słabo to brzmi, że nie dość, że mam małe doświadczenie w związkach, to jeszcze mieszkam ze starymi. Nie chcę się nakręcać na reputację mamisynka, ale jednocześnie wiem, jak to może wyglądać. No a w praktyce jak będę chciał kogoś do siebie zaprosić to też może się krępować przy nich, trochę kaszana ogólnie itp itd o ile w wieku policealnym to jest normalne, tak dochodząc do 30-tki to tak trochę obciach mówiąc wprost.
Wynajem mieszkania w stolicy to ogromne koszty niestety. Prawdopodobnie gdybym urodził się w bogatej rodzinie lub sam się dorobił nie wiadomo jakich sum, to na pewno bym już to zrobił. Koszty jakie musiałbym ponieść aby przeżyć to ok. 50-60% moich obecnych dochodów, na co jeśli bym się zdecydował odwlekło by w czasie inne marzenia(jak chociażby własne M). Oczywiście teraz też wydaję na szamę, rachunki itp. ale są to X razy mniejsze sumy. Zastanawiam się czy korzyści z bycia na "swoim" przewyższają koszty, które są dla mnie ogromne. Alternatywą jest wynajem pokoju.
A więc czy Wasze życie zmieniło się gdy się wyprowadziliście? Jak to wyglądało u was? Czy wasze introwertyczne dusze nie poczuły się samotnie? Czy pozytywnie wpłynęło to na wasz ogólnie pojęty rozwój osobisty i samodzielność?