Czy wyprowadzka od rodziców zmieniła Twoje życie?
Czy wyprowadzka od rodziców zmieniła Twoje życie?
Drodzy,
dawno mnie tu nie było. Moja introwertyczna dusza przypomniała sobie, że istnieje takie dziwne forum, gdzie wydaje się, że są tak samo dziwni ludzie jak ja albo chociaż w części tak dziwni . Do brzegu.
Od początku roku pracuję nad sobą i staram się wziąć w garść, mówiąc baaaardzo w skrócie pracuję nad swoim poczuciem własnej wartości, nad ekspresją emocji i nadwrażliwością, która utrudnia mi czasami interakcje międzyludzkie i zrozumienie siebie i swoich emocji.
Mam 27 lat i tak, dalej mieszkam ze starymi. Urodziłem się w stolicy i tutaj też chodziłem do szkoły, na studia i obecnie pracuję. Większość moich współpracowników wynajmuje mieszkanie w Wawce głównie z powodu takiego, że są z innego miasta/wsi, a więc nie mieli wyboru, jeśli podjęli tę pracę i przed nią studia.
Inni rówieśnicy, którzy się wyprowadzali wcześniej mieli różnego rodzaju problemy rodzinne. Nie dogadywali się, częste kłótnie, zły, toksyczny związek między rodzicami, itp. Ja mam ten przywilej, że urodziłem się w normalnej rodzinie, kocham swoich rodziców i oni mnie. Nie tworzą toksycznego związku, moim zdaniem mieli by bardzo ciężko gdyby nie byli razem(co też jest poniekąd złe, bo powinniśmy być samowystarczalni, ale mniejsza o to). Nie stwarzam im problemów, ani oni mi. Żyje nam się dobrze.
Jednak rodzice jak to rodzice, czasami są nadopiekuńczy, tak nawet w tym wieku . Ale to pewnie każdy tak trochę ma, szczególnie u mamusiek. Zakupy robimy rodzinnie, takie rzeczy jak prasowanie, gotowanie, pranie to też robimy wszystko na raz dla wszystkich, rzadko robię to ja, w praktyce. Oczywiście tak jest wygodniej dla wszystkich, aby to robić hurtowo. To co staram się przekazać przez to, to to, że jestem nie aż tak bardzo samodzielny, co jest wygodne.
Czuję się trochę tak, że mimo wszystko w pewnym sensie ten fakt mnie ogranicza. Chociażby taki przykład z kobietami. Przez swoje, po części urojone, problemy: niskim poczuciem własnej wartości, bycie wstydliwym, wycofanym, poczuciem bycia nieobecnym, nigdy nie starałem się ani szukać partnerki, ani zabiegać jak była okazja(aby pokochać kogoś, trzeba pokochać siebie). Teraz chodzę na terapię, zwalczam demony przeszłości i trochę słabo to brzmi, że nie dość, że mam małe doświadczenie w związkach, to jeszcze mieszkam ze starymi. Nie chcę się nakręcać na reputację mamisynka, ale jednocześnie wiem, jak to może wyglądać. No a w praktyce jak będę chciał kogoś do siebie zaprosić to też może się krępować przy nich, trochę kaszana ogólnie itp itd o ile w wieku policealnym to jest normalne, tak dochodząc do 30-tki to tak trochę obciach mówiąc wprost.
Wynajem mieszkania w stolicy to ogromne koszty niestety. Prawdopodobnie gdybym urodził się w bogatej rodzinie lub sam się dorobił nie wiadomo jakich sum, to na pewno bym już to zrobił. Koszty jakie musiałbym ponieść aby przeżyć to ok. 50-60% moich obecnych dochodów, na co jeśli bym się zdecydował odwlekło by w czasie inne marzenia(jak chociażby własne M). Oczywiście teraz też wydaję na szamę, rachunki itp. ale są to X razy mniejsze sumy. Zastanawiam się czy korzyści z bycia na "swoim" przewyższają koszty, które są dla mnie ogromne. Alternatywą jest wynajem pokoju.
A więc czy Wasze życie zmieniło się gdy się wyprowadziliście? Jak to wyglądało u was? Czy wasze introwertyczne dusze nie poczuły się samotnie? Czy pozytywnie wpłynęło to na wasz ogólnie pojęty rozwój osobisty i samodzielność?
dawno mnie tu nie było. Moja introwertyczna dusza przypomniała sobie, że istnieje takie dziwne forum, gdzie wydaje się, że są tak samo dziwni ludzie jak ja albo chociaż w części tak dziwni . Do brzegu.
Od początku roku pracuję nad sobą i staram się wziąć w garść, mówiąc baaaardzo w skrócie pracuję nad swoim poczuciem własnej wartości, nad ekspresją emocji i nadwrażliwością, która utrudnia mi czasami interakcje międzyludzkie i zrozumienie siebie i swoich emocji.
Mam 27 lat i tak, dalej mieszkam ze starymi. Urodziłem się w stolicy i tutaj też chodziłem do szkoły, na studia i obecnie pracuję. Większość moich współpracowników wynajmuje mieszkanie w Wawce głównie z powodu takiego, że są z innego miasta/wsi, a więc nie mieli wyboru, jeśli podjęli tę pracę i przed nią studia.
Inni rówieśnicy, którzy się wyprowadzali wcześniej mieli różnego rodzaju problemy rodzinne. Nie dogadywali się, częste kłótnie, zły, toksyczny związek między rodzicami, itp. Ja mam ten przywilej, że urodziłem się w normalnej rodzinie, kocham swoich rodziców i oni mnie. Nie tworzą toksycznego związku, moim zdaniem mieli by bardzo ciężko gdyby nie byli razem(co też jest poniekąd złe, bo powinniśmy być samowystarczalni, ale mniejsza o to). Nie stwarzam im problemów, ani oni mi. Żyje nam się dobrze.
Jednak rodzice jak to rodzice, czasami są nadopiekuńczy, tak nawet w tym wieku . Ale to pewnie każdy tak trochę ma, szczególnie u mamusiek. Zakupy robimy rodzinnie, takie rzeczy jak prasowanie, gotowanie, pranie to też robimy wszystko na raz dla wszystkich, rzadko robię to ja, w praktyce. Oczywiście tak jest wygodniej dla wszystkich, aby to robić hurtowo. To co staram się przekazać przez to, to to, że jestem nie aż tak bardzo samodzielny, co jest wygodne.
Czuję się trochę tak, że mimo wszystko w pewnym sensie ten fakt mnie ogranicza. Chociażby taki przykład z kobietami. Przez swoje, po części urojone, problemy: niskim poczuciem własnej wartości, bycie wstydliwym, wycofanym, poczuciem bycia nieobecnym, nigdy nie starałem się ani szukać partnerki, ani zabiegać jak była okazja(aby pokochać kogoś, trzeba pokochać siebie). Teraz chodzę na terapię, zwalczam demony przeszłości i trochę słabo to brzmi, że nie dość, że mam małe doświadczenie w związkach, to jeszcze mieszkam ze starymi. Nie chcę się nakręcać na reputację mamisynka, ale jednocześnie wiem, jak to może wyglądać. No a w praktyce jak będę chciał kogoś do siebie zaprosić to też może się krępować przy nich, trochę kaszana ogólnie itp itd o ile w wieku policealnym to jest normalne, tak dochodząc do 30-tki to tak trochę obciach mówiąc wprost.
Wynajem mieszkania w stolicy to ogromne koszty niestety. Prawdopodobnie gdybym urodził się w bogatej rodzinie lub sam się dorobił nie wiadomo jakich sum, to na pewno bym już to zrobił. Koszty jakie musiałbym ponieść aby przeżyć to ok. 50-60% moich obecnych dochodów, na co jeśli bym się zdecydował odwlekło by w czasie inne marzenia(jak chociażby własne M). Oczywiście teraz też wydaję na szamę, rachunki itp. ale są to X razy mniejsze sumy. Zastanawiam się czy korzyści z bycia na "swoim" przewyższają koszty, które są dla mnie ogromne. Alternatywą jest wynajem pokoju.
A więc czy Wasze życie zmieniło się gdy się wyprowadziliście? Jak to wyglądało u was? Czy wasze introwertyczne dusze nie poczuły się samotnie? Czy pozytywnie wpłynęło to na wasz ogólnie pojęty rozwój osobisty i samodzielność?
- Rafael
- IntroManiak
- Posty: 720
- Rejestracja: 04 lip 2022, 22:01
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 9w1
- MBTI: ISFJ
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Czy wyprowadzka od rodziców zmieniła Twoje życie?
U mnie było dość nietypowo, bo to rodzice wyprowadzili się ode mnie.
Najpierw ojciec, gdy miałem 13 lat, a mama gdy miałem 30.
A teraz znowu od 5 lat mieszkam z mamą, bo jestem niepełnosprawny i sam bym sobie nie poradził.
Z wyprowadzki ojca byłem bardzo zadowolony i mamy w sumie też.
Ja Ci dobrze z rodzicami to się ciesz, bo to coraz rzadsze zjawisko. Ja też teraz mieszkam z mamą, ale prawie się do siebie nie odzywamy. Ona jest towarzyska i ma dużo znajomych, a ja lubię być sam. Więc każdy jest zadowolony.
Najpierw ojciec, gdy miałem 13 lat, a mama gdy miałem 30.
A teraz znowu od 5 lat mieszkam z mamą, bo jestem niepełnosprawny i sam bym sobie nie poradził.
Z wyprowadzki ojca byłem bardzo zadowolony i mamy w sumie też.
Co do samodzielności, to większej różnicy nie było, ja ja jestem z takich, co lubią robić wszystko samemu i od dzieciaka taki byłem. Rodzice są raczej mało zaradni życiowo co też sprzyjało samodzielności.Czy pozytywnie wpłynęło to na wasz ogólnie pojęty rozwój osobisty i samodzielność?
Panienki od małego do mnie przychodziły. Rodzice byli przyzwyczajeni. Do ojca też różne panie prawie codziennie przychodziły, bo on jest z takich średnio aktywnych podrywaczy. Odziedziczył to po swoim ojcu, który z kolei był mega aktywny. U mamy też jacyś panowie bywali. Nikt się nie krępował. Generalnie to ciasno u nas było.No a w praktyce jak będę chciał kogoś do siebie zaprosić to też może się krępować przy nich, trochę kaszana ogólnie itp itd
Ja lubię samotność i najlepiej mieszką mi się w pojedynkę. Więcej miejsca i spokojniej. Można się zajmować swoimi pasjami i nikt nie przeszkadza.Czy wasze introwertyczne dusze nie poczuły się samotnie?
Ja Ci dobrze z rodzicami to się ciesz, bo to coraz rzadsze zjawisko. Ja też teraz mieszkam z mamą, ale prawie się do siebie nie odzywamy. Ona jest towarzyska i ma dużo znajomych, a ja lubię być sam. Więc każdy jest zadowolony.
Nie o górę się potkniesz, ale o kamień.
Re: Czy wyprowadzka od rodziców zmieniła Twoje życie?
Mieszkanie z rodzicami najlepsze. Pieniążki można przyoszczędzić. Dobrze zjeść. Przypomną o wszystkim najważniejszym. Przypilnują.
Zamieszkałem sam na chwilę przed swoimi 25 urodzinami. Dziadkom się zmarło, mamie się zmarło, brat się wyprowadził, a ojca trochę sam wygoniłem i mówiąc wprost: widział Bóg, że było to dobre.
Moja rodzinka nie jest toksyczna, ale bywa irytująca. Puszczanie Tv o 2 w nocy na cały głośnik. Krzyczenie do współdomownika przebywającego w drugim pokoju aby przyszedł (bo samemu nie można wstać, przyjść pokój obok i powiedzieć). Akty wandalizmu polegające na kasowaniu sejwów i gubieniu moich "pożyczonych" bez mojej wiedzy rzeczy.
A może to Okęcie z nas wychodzi, jesteśmy trochę przygłusi od tych wszystkich samolotów i drzemy japę.
Zakup własnego komputera i zamieszkanie samemu to dwie najlepsze decyzje mojego życia. Obie trochę niesamodzielne, bo wymuszone przez życie.
Różnica w podejściu introszkodniczek jest oczywiście wyraźna. Akurat miałem materiał porównawczy - koleżankę z liceum i inaczej wyglądały odwiedziny u mnie kiedy miałem do dyspozycji tylko swój pokój (który swoją droga otrzymałem dość późno), a inaczej kiedy miałem całą przestrzeń. Introsamiczki są terytorialne, chcą sobie zrobić w spokoju herbatę w kuchni, bez ryzyka bycia porwaną na ploteczki przez juntę ciotek klotek z moją matką na czele.
Kobiece sprawy.
Powiem tylko tyle...
Nie przypominam sobie aby nocowała u mnie koleżanka kiedy mieszkałem jeszcze z rodzicami. Tutaj być może młodsze pokolenie jest nowocześniejsze. Wszystko nabrało tempa odkąd zamieszkałem sam.
Raz, może, ale to rodzice byli na wczasach.
Nie wiem czy mieszkanie z rodzicami obecnie to obciach czy nie obciach. Mieszkania w Warszawie są w ch. drogie. Dziś z bratem patrzyłem i 10tyś za m2 na Wawrze. Bardzo niewielu młodych singli na to stać. Raczej mieszkania kupują głównie pary.
Pojedynczy pokój jest dobrą opcją. Mieszkanie wynająć ze znajomymi albo wraz z kimś obcym. Kilkoro moich znajomych wybrało właśnie takie rozwiązanie.
Zawsze można wrócić do rodziców. Spróbować i wrócić. Choć z tych co znam, co spróbowali, raczej nikt nie wrócił.
Usamodzielnienie się ma sens.
Podobno mieszkania mają stanieć, ale z drugiej strony rząd prowadzi politykę proinflacyjną skutkującą wzrostem cen w tym cen nieruchomości.
Minusy.
Mieszkanie samemu trochę mnie jednak rozleniwiło. Nie musi być tak na tip top kiedy siedzę sam i w efekcie czasem sobie prokrastynuje. Wnęka okienna czeka drugi rok na odmalowanie farbą np.
A ceny gazu są takie, że wam we styczniu zamarznę i będziecie mnie mieć z głowy.
Zamieszkałem sam na chwilę przed swoimi 25 urodzinami. Dziadkom się zmarło, mamie się zmarło, brat się wyprowadził, a ojca trochę sam wygoniłem i mówiąc wprost: widział Bóg, że było to dobre.
Moja rodzinka nie jest toksyczna, ale bywa irytująca. Puszczanie Tv o 2 w nocy na cały głośnik. Krzyczenie do współdomownika przebywającego w drugim pokoju aby przyszedł (bo samemu nie można wstać, przyjść pokój obok i powiedzieć). Akty wandalizmu polegające na kasowaniu sejwów i gubieniu moich "pożyczonych" bez mojej wiedzy rzeczy.
A może to Okęcie z nas wychodzi, jesteśmy trochę przygłusi od tych wszystkich samolotów i drzemy japę.
Zakup własnego komputera i zamieszkanie samemu to dwie najlepsze decyzje mojego życia. Obie trochę niesamodzielne, bo wymuszone przez życie.
Różnica w podejściu introszkodniczek jest oczywiście wyraźna. Akurat miałem materiał porównawczy - koleżankę z liceum i inaczej wyglądały odwiedziny u mnie kiedy miałem do dyspozycji tylko swój pokój (który swoją droga otrzymałem dość późno), a inaczej kiedy miałem całą przestrzeń. Introsamiczki są terytorialne, chcą sobie zrobić w spokoju herbatę w kuchni, bez ryzyka bycia porwaną na ploteczki przez juntę ciotek klotek z moją matką na czele.
Kobiece sprawy.
Powiem tylko tyle...
Nie przypominam sobie aby nocowała u mnie koleżanka kiedy mieszkałem jeszcze z rodzicami. Tutaj być może młodsze pokolenie jest nowocześniejsze. Wszystko nabrało tempa odkąd zamieszkałem sam.
Raz, może, ale to rodzice byli na wczasach.
Nie wiem czy mieszkanie z rodzicami obecnie to obciach czy nie obciach. Mieszkania w Warszawie są w ch. drogie. Dziś z bratem patrzyłem i 10tyś za m2 na Wawrze. Bardzo niewielu młodych singli na to stać. Raczej mieszkania kupują głównie pary.
Pojedynczy pokój jest dobrą opcją. Mieszkanie wynająć ze znajomymi albo wraz z kimś obcym. Kilkoro moich znajomych wybrało właśnie takie rozwiązanie.
Zawsze można wrócić do rodziców. Spróbować i wrócić. Choć z tych co znam, co spróbowali, raczej nikt nie wrócił.
Usamodzielnienie się ma sens.
Podobno mieszkania mają stanieć, ale z drugiej strony rząd prowadzi politykę proinflacyjną skutkującą wzrostem cen w tym cen nieruchomości.
Minusy.
Mieszkanie samemu trochę mnie jednak rozleniwiło. Nie musi być tak na tip top kiedy siedzę sam i w efekcie czasem sobie prokrastynuje. Wnęka okienna czeka drugi rok na odmalowanie farbą np.
A ceny gazu są takie, że wam we styczniu zamarznę i będziecie mnie mieć z głowy.
Re: Czy wyprowadzka od rodziców zmieniła Twoje życie?
Hej Drim. Czy to ten Drim, co miał nick Drimlajner? Po dacie rejestracji się sugeruję, że jest taka szansa. Byliśmy kiedyś na małym forumowym zlocie w Wawce .
Mam własny pokój, ale obok jest pokój dzienny(chyba tak to się nazywa? Salon, living room) i dzieli mnie tylko ściana gipsowa. Jak chcę czytać podczas włączonego telewizora w pokoju obok + rozmów domowników to graniczy to z cudem, nawet przy zamkniętych drzwiach. Ale czy to jest super uciążliwe? Po prostu robię coś innego w tym czasie. Jestem ugodowym człowiekiem z reguły.
Tak, mieszkania są cholernie drogie i to jest właśnie problem dla mnie. Osoby myślącej trzeźwo, racjonalnie. Może jakbym był bardziej instynktowny to bym o to nie dbał, bo mam pieniądze, ale czy stać mnie to dwie różne sprawy.
Same ceny nie wierzę żeby staniały w znaczącym stopniu. Rynek nieruchomości wolno reaguje na "bodźce". Teraz mamy zjawisko, gdzie uwzględniając bieżącą inflację ceny mieszkań rzeczywiście spadają*, ale trochę wody z rzeki upłynie żeby można było stwierdzić, że będzie to znacząca obniżka cen, jeśli w ogóle. Oferty 10-13k za metr w kawalerce(i nie tylko!) po prawej, gorzej skomunikowanej i rozwiniętej stronie Wisły niestety stają się co raz bardziej popularne.
Tak, pokój jest do rozważenia. No ale to może jak skończy się ogromny popyt na pokoje studenckie . Pracuję w głównej mierze zdalnie więc nie muszę mieszkać blisko centrum, ważne żeby był duży pokój.
* źródło: https://podkluczyk.pl/raport-cen-oferto ... pnia-2022/
Skoro czeka, to znaczy, że nie jest Ci to aż tak potrzebne do życia. Jeśli nie czujesz się z tym źle, ani nikt Ci nie nagaduje za to, przez co też się z tym źle czujesz, to niech poczeka jeszcze na swój czas . "Do it my way". Właśnie o to chodzi. Jesteś Panem swojego mieszkania
Dziękuję @Rafael za wypowiedź. Ciekawa historia
Jak miałem 15 lat to tak myślałem, teraz będąc starym koniem to już trochę inne podejście (chęć wyfrunięcia z gniazda).
Spoko, standard z tym krzyczeniem. Ale to o 2 w nocy to dziwna akcja :p.Drim pisze: ↑19 wrz 2022, 21:19 Zamieszkałem sam na chwilę przed swoimi 25 urodzinami. Dziadkom się zmarło, mamie się zmarło, brat się wyprowadził, a ojca trochę sam wygoniłem i mówiąc wprost: widział Bóg, że było to dobre.
Moja rodzinka nie jest toksyczna, ale bywa irytująca. Puszczanie Tv o 2 w nocy na cały głośnik. Krzyczenie do współdomownika przebywającego w drugim pokoju aby przyszedł (bo samemu nie można wstać, przyjść pokój obok i powiedzieć). Akty wandalizmu polegające na kasowaniu sejwów i gubieniu moich "pożyczonych" bez mojej wiedzy rzeczy.
A może to Okęcie z nas wychodzi, jesteśmy trochę przygłusi od tych wszystkich samolotów i drzemy japę.
Mam własny pokój, ale obok jest pokój dzienny(chyba tak to się nazywa? Salon, living room) i dzieli mnie tylko ściana gipsowa. Jak chcę czytać podczas włączonego telewizora w pokoju obok + rozmów domowników to graniczy to z cudem, nawet przy zamkniętych drzwiach. Ale czy to jest super uciążliwe? Po prostu robię coś innego w tym czasie. Jestem ugodowym człowiekiem z reguły.
Tak, ja też późno dostałem swój własny pokój, już będąc dorosły i jest to wspaniałe. Na swoim jest zawsze najbezpieczniej, najspokojniej. Nie trzeba się maskować, udawać, że jest się zainteresowanym rozmową, podczas gdy chce się jak najszybciej ją skończyć itp. Rozumiem to.Drim pisze: ↑19 wrz 2022, 21:19 Zakup własnego komputera i zamieszkanie samemu to dwie najlepsze decyzje mojego życia. Obie trochę niesamodzielne, bo wymuszone przez życie.
Różnica w podejściu introszkodniczek jest oczywiście wyraźna. Akurat miałem materiał porównawczy - koleżankę z liceum i inaczej wyglądały odwiedziny u mnie kiedy miałem do dyspozycji tylko swój pokój (który swoją droga otrzymałem dość późno), a inaczej kiedy miałem całą przestrzeń. Introsamiczki są terytorialne, chcą sobie zrobić w spokoju herbatę w kuchni, bez ryzyka bycia porwaną na ploteczki przez juntę ciotek klotek z moją matką na czele.
Kobiece sprawy.
Powiem tylko tyle...
Nie przypominam sobie aby nocowała u mnie koleżanka kiedy mieszkałem jeszcze z rodzicami. Tutaj być może młodsze pokolenie jest nowocześniejsze. Wszystko nabrało tempa odkąd zamieszkałem sam.
Raz, może, ale to rodzice byli na wczasach.
Wawer to nie jest obca mi dzielnica akurat. Kiepsko skomunikowana. Samochód to jednak prawie konieczność, w zależności od odległości od traktu lubelskiego czy innych głównych węzłów.Drim pisze: ↑19 wrz 2022, 21:19 Nie wiem czy mieszkanie z rodzicami obecnie to obciach czy nie obciach. Mieszkania w Warszawie są w ch. drogie. Dziś z bratem patrzyłem i 10tyś za m2 na Wawrze. Bardzo niewielu młodych singli na to stać. Raczej mieszkania kupują głównie pary.
Pojedynczy pokój jest dobrą opcją. Mieszkanie wynająć ze znajomymi albo wraz z kimś obcym. Kilkoro moich znajomych wybrało właśnie takie rozwiązanie.
Zawsze można wrócić do rodziców. Spróbować i wrócić. Choć z tych co znam, co spróbowali, raczej nikt nie wrócił.
Usamodzielnienie się ma sens.
Podobno mieszkania mają stanieć, ale z drugiej strony rząd prowadzi politykę proinflacyjną skutkującą wzrostem cen w tym cen nieruchomości.
Tak, mieszkania są cholernie drogie i to jest właśnie problem dla mnie. Osoby myślącej trzeźwo, racjonalnie. Może jakbym był bardziej instynktowny to bym o to nie dbał, bo mam pieniądze, ale czy stać mnie to dwie różne sprawy.
Same ceny nie wierzę żeby staniały w znaczącym stopniu. Rynek nieruchomości wolno reaguje na "bodźce". Teraz mamy zjawisko, gdzie uwzględniając bieżącą inflację ceny mieszkań rzeczywiście spadają*, ale trochę wody z rzeki upłynie żeby można było stwierdzić, że będzie to znacząca obniżka cen, jeśli w ogóle. Oferty 10-13k za metr w kawalerce(i nie tylko!) po prawej, gorzej skomunikowanej i rozwiniętej stronie Wisły niestety stają się co raz bardziej popularne.
Tak, pokój jest do rozważenia. No ale to może jak skończy się ogromny popyt na pokoje studenckie . Pracuję w głównej mierze zdalnie więc nie muszę mieszkać blisko centrum, ważne żeby był duży pokój.
* źródło: https://podkluczyk.pl/raport-cen-oferto ... pnia-2022/
Hahaha, podoba mi się to poczucie humoru. Nie ma tak łatwo, jeszcze pewnie trochę pobytujesz na tej planecie.Drim pisze: ↑19 wrz 2022, 21:19 Minusy.
Mieszkanie samemu trochę mnie jednak rozleniwiło. Nie musi być tak na tip top kiedy siedzę sam i w efekcie czasem sobie prokrastynuje. Wnęka okienna czeka drugi rok na odmalowanie farbą np.
A ceny gazu są takie, że wam we styczniu zamarznę i będziecie mnie mieć z głowy.
Skoro czeka, to znaczy, że nie jest Ci to aż tak potrzebne do życia. Jeśli nie czujesz się z tym źle, ani nikt Ci nie nagaduje za to, przez co też się z tym źle czujesz, to niech poczeka jeszcze na swój czas . "Do it my way". Właśnie o to chodzi. Jesteś Panem swojego mieszkania
Dziękuję @Rafael za wypowiedź. Ciekawa historia
Re: Czy wyprowadzka od rodziców zmieniła Twoje życie?
Mój Boże, całkowicie o tym zapomniałem. Pizzę jedliśmy z Arweną i jeszcze taką jedną forumową marudą. Dawne dzieje ale pozytywne, dzięki za przypomnienie, aż miło mi się zrobiło
- Coldman
- Administrator
- Posty: 2686
- Rejestracja: 07 lip 2014, 2:27
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 4w5
- MBTI: Szajs
- Lokalizacja: Wielkopolska
Re: Czy wyprowadzka od rodziców zmieniła Twoje życie?
To drim chodził na zloty
W moim przypadku bardzo chciałem się wyprowadzić od rodziców i jak się to udało to była spora różnica. Stałem się mega niezależny i miałem dużo własnej prywatności, choć tylko wynajmowałem pokój. Po 2 latach wróciłem, ale to ze względu raczej na znajomych, dom duży, pozostał w nim tylko ojciec więc jest w miarę luz, da się przywyknąć.
Re: Czy wyprowadzka od rodziców zmieniła Twoje życie?
Raz się spotkaliśmy w cztery osoby, a ty już zazdrosny.
Re: Czy wyprowadzka od rodziców zmieniła Twoje życie?
Yep yep
Strasznie to dawno było! Ale ostatnio sobie przypomniałem o tym forum i chciałem powspominać jakie głupoty tu wypisywałem hahahah.
Pozdro
Re: Czy wyprowadzka od rodziców zmieniła Twoje życie?
Wrócę do tematu, ale też trochę od drugiej strony.
Wyprowadzkę wspominam dobrze - akademiki wtedy były tanie i mimo wiatru hulającego w kieszeniach dało się przetrwać mając prace dorywcze czy stypendium. Mam wrażenie że sama wyprowadzka i praca dały mi więcej niż studiowanie. Na ten moment życia w jednym mieszkaniu z rodzicami sobie nie wyobrażam. Za dużo różnic, całkiem inny sposób bycia. Oddzielenie się znacznie poprawiło nasze relacje.
Ta druga strona to to, co wyprowadzka dała moim rodzicom. Chyba potrzebowali takiego jednoznacznego przecięcia pępowiny, bo raczej trudno im było przywyknąć do myśli że ich dzieci są dorosłe. Mam wrażenie że z czasem zaczęli też dużo bardziej korzystać z życia, zwłaszcza że z czasem wyprowadzać zaczęło się też moje starsze rodzeństwo:)
Wyprowadzkę wspominam dobrze - akademiki wtedy były tanie i mimo wiatru hulającego w kieszeniach dało się przetrwać mając prace dorywcze czy stypendium. Mam wrażenie że sama wyprowadzka i praca dały mi więcej niż studiowanie. Na ten moment życia w jednym mieszkaniu z rodzicami sobie nie wyobrażam. Za dużo różnic, całkiem inny sposób bycia. Oddzielenie się znacznie poprawiło nasze relacje.
Ta druga strona to to, co wyprowadzka dała moim rodzicom. Chyba potrzebowali takiego jednoznacznego przecięcia pępowiny, bo raczej trudno im było przywyknąć do myśli że ich dzieci są dorosłe. Mam wrażenie że z czasem zaczęli też dużo bardziej korzystać z życia, zwłaszcza że z czasem wyprowadzać zaczęło się też moje starsze rodzeństwo:)
Re: Czy wyprowadzka od rodziców zmieniła Twoje życie?
No cóż, przy rodzicach najlepiej się oszczędza, ale co z tego, kiedy inne rejony życia padają.
Rodzice cię nie wyrzucą z mieszkania. Musisz sam podjąć decyzję.
Ktoś wspominał o decyzji? Tak, absolutnie, nie czekaj aż rodzice kopyrtną tylko sam zdecyduj. Rozważ wyprowadzkę do innego miasta, bo to poszerzy horyzonty i rodzicom w razie czego każdy kit wciśniesz. Samodzielność na swoim na pewno cię zmieni na lepsze, o to chodzi, gotowanie, pranie, sprzątanie, odpowiedzialność za siebie, itp. Jeśli nawet mało wzrośnie twoja opinia o sobie, to na pewno w oczach innych (również pracodawców!) się polepszy. Rekinem finansjery przy rodzicach się nie zostaje.
Również zanim wejdziesz w trwały związek dobrze mieć okres samodzielności, bo prosto spod rodzinnej kurateli do kurateli partnerki też tak nie bardzo wychodzi na dobre.
A generalnie jak to rozwiążesz to sam będziesz wiedział najlepiej.
Rodzice cię nie wyrzucą z mieszkania. Musisz sam podjąć decyzję.
Ktoś wspominał o decyzji? Tak, absolutnie, nie czekaj aż rodzice kopyrtną tylko sam zdecyduj. Rozważ wyprowadzkę do innego miasta, bo to poszerzy horyzonty i rodzicom w razie czego każdy kit wciśniesz. Samodzielność na swoim na pewno cię zmieni na lepsze, o to chodzi, gotowanie, pranie, sprzątanie, odpowiedzialność za siebie, itp. Jeśli nawet mało wzrośnie twoja opinia o sobie, to na pewno w oczach innych (również pracodawców!) się polepszy. Rekinem finansjery przy rodzicach się nie zostaje.
Również zanim wejdziesz w trwały związek dobrze mieć okres samodzielności, bo prosto spod rodzinnej kurateli do kurateli partnerki też tak nie bardzo wychodzi na dobre.
A generalnie jak to rozwiążesz to sam będziesz wiedział najlepiej.
"Life is so unnecessary"
-
- Intro-wyjadacz
- Posty: 441
- Rejestracja: 27 sty 2021, 8:37
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 4w5
- MBTI: INFP
- Lokalizacja: Norwegia
Re: Czy wyprowadzka od rodziców zmieniła Twoje życie?
Z tym mieszkaniem z rodzicami to są plusy dodatnie i ujemne. Nie zawsze mamusia karmi za darmo a ty oszczędzasz. Znam sytuacje (poniekąd to nawet zdrowe i logiczne), że młodzieniec mieszkający u rodzica dokłada się proporcjonalnie do kosztów utrzymania domu (opłaty, jedzenie), ale i również wydatnie bierze udział w 'pracach domowych' - od spraw bieżących do partycypowania finansowego i fizycznego np w remontach. Mam wrażenie, że szczególnie młode osoby widzą mieszkanie u rodziców, jako tożsame z przedłużeniem beztroskiego dzieciństwa, na koszt rodziców. I część rodziców pewnie nie odezwie się słowem, tylko będzie płacić i karmić ze swoich, podczas gdy ich "dziecię" będzie kupować sobie nowe iphony, albo chodzić na imprezki (celowe przerysowanie).
Ale oprócz tych materialno-przyziemnych aspektów ważne jest też jaki mamy układ z rodzicami, czyli w uproszczeniu - jak się dogadujemy, na ile wchodzimy sobie w drogę, na ile ktoś komuś narzuca swój tryb. No i nie bez znaczenia jednak jest to, że spora część naszego pokolenia wychowała się na typowym M3, gdzie o intymność czy nawet swobodę było trudno. Wtedy "ucieczka" z domu to tak naprawdę złapanie oddechu swobody. I nie ważne że pokój w akademiku był mniejszy niż ten w mieszkaniu, a warunki do uczenia niekoniecznie lepsze. Jeździł człowiek pod namiot, to i w akademiku przeżył. I tutaj było widać różne egzemplarze, miałem w łączniku gostka, do którego mamusia przyjeżdżała na weekend naczynia pomyć, a tatuś przynosił najnowszy komputer. Ja swoje talerze myłem sam, a na komputer musiałem zapracować wieczorami. Ktoś już napisał - ta samodzielność, praca (nawet dorywcza), bardziej usamodzielniała, niż sama wyprowadzka z domu. Z perspektywy czasu oczywiście że żałuję, że nie miałem dzianych rodziców, którzy wszystko by mi finansowali, a ja wolny czas mógłbym spożytkować na jakieś wyprawy po świecie czy coś...
Ja w każdym razie miałem ze swoimi rodzicami bardzo normalne układy - czyli jako nastolatek zupełnie się nie dogadywałem ;-) A to stanowczo przechylało szalę w stronę opuszczenia domu. Nie umiem wprost ocenić impaktu, ale wcześniej widziałem wyprowadzkę starszego rodzeństwa, z którym byłem zżyty, więc nie ominęły mnie również emocje z tym związane.
Tak uczciwie, to wcale nie miałem mocnego przekonania, że na studia chce wyjeżdżać do innego miasta, mając pod nosem lokalną uczelnię. Ale trafiłem na super promotora w technikum, który oprócz dużej dawki wiedzy technicznej dzielił się także doświadczeniem życiowym. I mocno podkreślał, że najbardziej żałuję, że nie wyjechał na studia do innego miasta, żeby wyprowadzić się z domu, tylko został z rodzicami. I chociaż wtedy miał już swoją rodzinę i mieszkał osobno, to podkreślał, że bardzo żałuje takiego właśnie wyboru, w kontekście studiów. Robił to na tyle sugestywnie, że przekonał nie tylko mnie (ja akurat podróżnik i latawiec byłem, więc ze mną łatwo poszło, bardziej obawiałem się samego studiowania, niż wyprowadzki), ale również mojego kolegę, który dość stanowczo deklarował się że zostaje w domu , bo musi opiekować się mamą i młodszym rodzeństwem (skomplikowana sytuacja rodzinna).
Co ciekawe, po studiach tak wyszło że mieszkałem kilka miesięcy u rodziców, ale to już było zupełnie inaczej, plus od początku było wiadomo, że to jest chwilowe. Nie było planu wracać na stałe do rodziców, a i oni przez te kilka lat dojrzeli do tego faktu i w żaden sposób nie naciskali.
Tak więc w tytułowej kwestii - tak, oczywiście, i stanowczo na lepsze. Polecam każdemu, jeśli tylko nie załamie to jego lub jego rodziców psychicznie. No i jeśli udźwignie finansowo. Bo mimo wszystko myślę, że gorszą rzeczą od zostania u rodziców, jest zaczynanie "dorosłego" życia od wieszania się na wieloletnim kredycie, żeby nabyć własny kąt, a który to kredyt zamknie drogę do wszelkich innych przyjemności życia.
Ale znam osoby które świadomie mieszkają z rodzicami czy rodzicem, nie dlatego że im tak wygodniej (chociaż pewnie też), ale dlatego, że mają silne więzi rodzinne. Ale to raczej w domkach, gdzie mimo wszystko możliwa jest jakaś separacja fizyczna, bo w mieszkaniu to jednak słabo.
Ale oprócz tych materialno-przyziemnych aspektów ważne jest też jaki mamy układ z rodzicami, czyli w uproszczeniu - jak się dogadujemy, na ile wchodzimy sobie w drogę, na ile ktoś komuś narzuca swój tryb. No i nie bez znaczenia jednak jest to, że spora część naszego pokolenia wychowała się na typowym M3, gdzie o intymność czy nawet swobodę było trudno. Wtedy "ucieczka" z domu to tak naprawdę złapanie oddechu swobody. I nie ważne że pokój w akademiku był mniejszy niż ten w mieszkaniu, a warunki do uczenia niekoniecznie lepsze. Jeździł człowiek pod namiot, to i w akademiku przeżył. I tutaj było widać różne egzemplarze, miałem w łączniku gostka, do którego mamusia przyjeżdżała na weekend naczynia pomyć, a tatuś przynosił najnowszy komputer. Ja swoje talerze myłem sam, a na komputer musiałem zapracować wieczorami. Ktoś już napisał - ta samodzielność, praca (nawet dorywcza), bardziej usamodzielniała, niż sama wyprowadzka z domu. Z perspektywy czasu oczywiście że żałuję, że nie miałem dzianych rodziców, którzy wszystko by mi finansowali, a ja wolny czas mógłbym spożytkować na jakieś wyprawy po świecie czy coś...
Ja w każdym razie miałem ze swoimi rodzicami bardzo normalne układy - czyli jako nastolatek zupełnie się nie dogadywałem ;-) A to stanowczo przechylało szalę w stronę opuszczenia domu. Nie umiem wprost ocenić impaktu, ale wcześniej widziałem wyprowadzkę starszego rodzeństwa, z którym byłem zżyty, więc nie ominęły mnie również emocje z tym związane.
Tak uczciwie, to wcale nie miałem mocnego przekonania, że na studia chce wyjeżdżać do innego miasta, mając pod nosem lokalną uczelnię. Ale trafiłem na super promotora w technikum, który oprócz dużej dawki wiedzy technicznej dzielił się także doświadczeniem życiowym. I mocno podkreślał, że najbardziej żałuję, że nie wyjechał na studia do innego miasta, żeby wyprowadzić się z domu, tylko został z rodzicami. I chociaż wtedy miał już swoją rodzinę i mieszkał osobno, to podkreślał, że bardzo żałuje takiego właśnie wyboru, w kontekście studiów. Robił to na tyle sugestywnie, że przekonał nie tylko mnie (ja akurat podróżnik i latawiec byłem, więc ze mną łatwo poszło, bardziej obawiałem się samego studiowania, niż wyprowadzki), ale również mojego kolegę, który dość stanowczo deklarował się że zostaje w domu , bo musi opiekować się mamą i młodszym rodzeństwem (skomplikowana sytuacja rodzinna).
Co ciekawe, po studiach tak wyszło że mieszkałem kilka miesięcy u rodziców, ale to już było zupełnie inaczej, plus od początku było wiadomo, że to jest chwilowe. Nie było planu wracać na stałe do rodziców, a i oni przez te kilka lat dojrzeli do tego faktu i w żaden sposób nie naciskali.
Tak więc w tytułowej kwestii - tak, oczywiście, i stanowczo na lepsze. Polecam każdemu, jeśli tylko nie załamie to jego lub jego rodziców psychicznie. No i jeśli udźwignie finansowo. Bo mimo wszystko myślę, że gorszą rzeczą od zostania u rodziców, jest zaczynanie "dorosłego" życia od wieszania się na wieloletnim kredycie, żeby nabyć własny kąt, a który to kredyt zamknie drogę do wszelkich innych przyjemności życia.
Ale znam osoby które świadomie mieszkają z rodzicami czy rodzicem, nie dlatego że im tak wygodniej (chociaż pewnie też), ale dlatego, że mają silne więzi rodzinne. Ale to raczej w domkach, gdzie mimo wszystko możliwa jest jakaś separacja fizyczna, bo w mieszkaniu to jednak słabo.
- Rafael
- IntroManiak
- Posty: 720
- Rejestracja: 04 lip 2022, 22:01
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 9w1
- MBTI: ISFJ
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Czy wyprowadzka od rodziców zmieniła Twoje życie?
A mój ojciec mieszkał ze swoim ojcem, dziadkami i prababcią w mieszkaniu i był zadowolony, a potem jeszcze mama dołączyła. I tak mieszkali przez 5 lat.I jeszcze ja się pojawiłem. Ale mamie się nie podobało i się wyprowadzili.intbrun pisze: ↑22 gru 2022, 16:03 Ale znam osoby które świadomie mieszkają z rodzicami czy rodzicem, nie dlatego że im tak wygodniej (chociaż pewnie też), ale dlatego, że mają silne więzi rodzinne. Ale to raczej w domkach, gdzie mimo wszystko możliwa jest jakaś separacja fizyczna, bo w mieszkaniu to jednak słabo.
W sumie to kwestia osobowości, co komu pasuje. Są tacy, co lubią gdy jest ciasno i aż gęsto od ludzi.
Ja też kiedyś taki byłem, a później mi się zmieniło. Szkoda. Może znowu się kiedyś odmieni...
Nie o górę się potkniesz, ale o kamień.