Patrycjusz pisze: 28 sie 2024, 0:07
Jakby nie patrzeć, emocjonalność nastoletnią w życiu dorosłym uznaje się za niedojrzałość.
W teorii tak, a w praktyce różnie bywa.
Niektórzy chętnie wrócili by do tego okresu, bo w wieku dorosłym stracili kontakt ze swoimi emocjami z różnych powodów.
Ale bywa i odwrotnie, że ktoś jako nastolatek był zablokowany, a po 30tce nawiązał połączenie z własnymi emocjami, czy to dzięki psychoterapii, autoterapii, a nawet samoistnie.
Dużo też może pomóc trafienie na odpowiedniego partnera, partnerkę.
Jednak mało ludzi chce uczciwie pracować nad swoimi schematami.
Wielu z tych co trafiają do gabinetów, szuka tylko usprawiedliwienia przed samym sobą, że niby coś robią, a tak naprawdę nie mają ochotę na gruntowne zmiany.
Zresztą można też wtedy zwalić całą winę na terapeutę, przecież chodziłem co tydzień, a jest jak było.
Samo chodzenie bez pracy własnej raczej nic nie pomoże.
"Ile złych decyzji podejmowało się za takiego nastolatka, czy 20-parolatka, właśnie przez nadmierne emocje? "
Też różnie bywa. Niektórzy faktycznie mogą sobie życie zepsuć.
Ale są też tacy jak ja, którym nic o poważniejszych, dalekosiężnych konsekwencjach się nie przytrafiło.
Dla mnie to bez dwu zdań najlepszy okres w życiu. Właśnie nie dzieciństwo jak u wielu, tylko ten nastoletni.
Każda sfera życia była na plus.
Rodzice się wreszcie rozwiedli, po wyprowadzce ojca dostałem własny pokój. Rodzinnie się wszystko ułożyło.
Z dziewczynami super.
Miałem świetną grupę rówieśniczą, dużo fajnych hobby.
Byłem najbogatszy w okolicy.
Założyłem własny zespół muzyczny.
W szkole znakomite osobiste układy z nauczycielami, jak u nikogo innego. O nauce mogłem zapomnieć.
W sportach też zawsze na podium. Bardzo dobra wspierająca wspólnota sąsiedzka.
Własny motocykl i samochód, to już w liceum.
Wszystko co chciałem to miałem, tylko kwestia czasu i odpowiedniego wysiłku, bo te wszystkie wspaniałości nie spadły z nieba przecież.
Startowałem tylko z pozytywną osobowością na pokładzie.
