Misiaczek pisze: 14 sty 2023, 16:10
Wiesz, znam osoby po 50-tce, którym matki o 20:00 każą szykować się do spania (i wcale nie chodzi o to, że na następny dzień muszą wstać wcześnie do pracy), tak więc moim zdaniem nie jest to w pełni normalna relacja.
Kazać sobie mogą skoro im to sprawia przyjemność. Nie znaczy to że trzeba to robić. A psychoterapia jest też po to, żeby nauczyć się asertywności.
Tylko jaki jest sens iść na terapię by zmienić się powiedzmy na czas trwania urlopu?
Jeśli u kogoś uruchamia się wspomniany powyżej schemat wobec rodziców, to będzie się uruchamiał również wobec innych znaczących osób, wchodzących w podobne role jak np dominacja, dobre rady, nadmierna troska i co tam jeszcze u kogoś było. N terapię warto iść nawet wtedy, gdy rodzice już dawno nie żyją.
Zresztą czy danej osobie chciałoby się przez ten czas "walczyć" z rodzicami, ich przekonaniami itp.?
Walczyć to zbyt dużo powiedziane wystarczy być asertywnym, co daje poczucie spokoju. Ale bez terapii to mało, kto to osiągnie, szczególnie, gdy są to takie poważne problemy jak opisałaś. Tu nie chodzi o to, żeby zmieniać rzeczywistość, bo ta jest nie do zmienienia po stronie rodziców. Przemianie podlega sposób postrzegania świata u osoby terapeutyzowanej.
Starszy człowiek nie zmieni ich tak łatwo.
To prawda, co najwyżej będzie udawał, że się zmienił.
Zdarzają się nieliczne wyjątki, które potrafią. Są to osoby o elastycznej osobowości, które pracowały przez całe życie nad sobą.
U niektórych z kolei osobowość potrafi się usztywnić już na koniec podstawówki. I tak trwa zastygła, aż do końca życia.
Czy zamiast zgrzytów nie lepiej by było przez te kilka tygodni przymknąć na wszystko oko i jakoś wytrzymać z upierdliwymi rodzicami?

Najlepiej spędzić urlop, gdzie indziej. To raczej dość rzadkie, żeby ktoś spędzał wakacje z rodzicami.
Mnie to się ostatni raz przytrafiło w podstawówce, ale to tylko niewielka część lata była.
Owszem mieszkam z mamą, ale obok. Za obopólną zgodą. Ona ma swój świat, a ja swój. Kontakty ograniczone do niezbędnego minimum spraw bytowych.
Mógłbyś po krótce przedstawić jak wygląda u takiego człowieka przypadek depresji z objawami dysforii?
Polega to na tym, iż w miejsce smutku typowego dla depresji pojawia się dysforia, to znaczy zespół takich objawów jak ciągłe rozdrażnienie, zrzędliwość. Nadmierna drażliwość, nadwrażliwość na wszelakie bodźce. Wybuchowość z byle powodu. Agresja, przeważnie słowna.
Pozostałe objawy jak w typowej depresji plus życzeniowość , domaganie się od innych (przykładowo poprzez szantaż emocjonalny, spadkowy), rozwiązywania własnych problemów.
Przyczyną jest niskie poczucie własnej sprawczości charakterystyczne również dla typowej depresji.
Różnica polega na tym, iż osoby starsze bardzo stanowczo domagają się pomocy, a w depresji dorosłych tego nie ma.
Terapią pierwszego wyboru są lęki antydepresyjne z grupy SSRI, zapisywane często po kryjomu przez internistę ze względu na awersję seniorów do wszystkiego związanego z psychiatrią i psychologią.
Fire pisze: 15 sty 2023, 13:44
Nie uważam, że mieszkanie dorosłych dzieci z rodzicami jest czymś, czym można się chwalić.
A ja uważam że jest to powód do dumy, gdy z wyboru oraz przywiązania i miłości rodziny do siebie. Jeśli relacje układają się harmonijnie to jest czego zazdrościć. Dla mnie osoba z takiej rodziny byłaby bardzo dobrą partią. Chętnie bym dołączył do takiego kochającego się grona.
Jeśli ktoś dobrze dogaduje się, nawet z rodziną z którą jest zazwyczaj najtrudniej to i ze wszystkimi innymi się dogada. A żeby wiedzieć, że tak jest, to trzeba żyć pod jednym dachem. Na incydentalnych spotkaniach raz na jakiś czas to każdy potrafi się postarać, ale na co dzień to już udawanie się nie sprawdza.
Mój tata przez pierwsze 15 lat życia mieszkał w jednym dużym warszawskim mieszkaniu w czteropokoleniowej rodzinie, gdzie w szczytowym okresie żyło w zgodzie aż 12 osób. Potem umarła pra prababcia i zostały 3 pokolenia.
Jednak, gdy rodzice się pobrali i ja przyszedłem na świat znowu były cztery generacje. I dalej było w porządku. Mama się wpasowała w nowy krajobraz.
Jednak potem rodzice dostali z mamy pracy nowe mieszkanie i się wyprowadzili, ale nie ze względu na złe relacje, tylko z powodu lokalizacji tego starego w szemranej okolicy i niskiego standardu mieszkania w zrujnowanej kamienicy.
Naprawdę słabo tam było.
