Szczerze mówiac długo zastanawiałam sie nad napisaniem tego posta. Zdarzyło mi sie szukć odpowiedzi na pewne nurtujące mnie kwestie na forach, ale jeszcze nigdy nie zdarzyło się bym sama zdecydowała sie na nim poprosić o radę.
Zobaczmy jak wyjdzie
Mam niespełna 28 lat, mężczyzna z którym zaczęłam się spotykać ma lat 37 lat. Chciałabym przedstawić Wam stosunkowo niedługą (3miesiące), naszą relację.
Poznaliśmy się w pracy. Ja,osoba zarządzająca ludźmi, on informatyk wpatrzony w swoich sześć monitorów.
Ja – skrajna ekstrawertyczka, otwarta, pełna emocji, wybuchowa, impulsywna, ciekawa świata, o niespożytej energii, kontaktowa, gadatliwa, flirciara - marząca o wielkiej i odwzajemnionej miłości (mam za sobą miedzy innymi 8-lat toskycznego związku ze starszym od siebie mezczyzną, z którego wyszłam troszkę wystraszona, nieufna i w ogólnym rozrachunku dosyć mocno poobijana
On – cóż… z jego historii wynika, że był odrzucony przez rodziców (minimalna ilosc zainteresowani, szczegolnie we wczesnych latach dzieciństwa), często się przeprowadzał w związku ze zmiana miejsca pracy. Nigdy nie mieszkał z kobietą (raz, gdy po trzech latach zwiazku postanowił z nia zamieszkac – podobno sie rozstali po dwoch miesiach od wspolnego zamieszkania), do tej pory najczęściej bywał w związkach typu ‘friends with benefits’ – twierdził, że mu taka forma odpowiada, bo z racji swojej pracy plus firmy, którą stara się stworzyć nie może zbyt wiele czasu poświęcić kobiecie.
Zaczęło sie od przynoszenia kawy w pracy do biurka, poprzez drobne flirty, czasem gdy ‘musiał’ znaleźć się na jakichś spotkaniach firmowch, proponował bym mu towarzyszła….
I… ja, która potrzebuje sporo bliskosci, która zawsze mieszkała z partnerem, wpadłam na jeden ze swoich genialnych pomysłów (ironia_mode_on) i stwierdziłam, że dla mnie związek=wspólne mieszkanie, skoro on ma tyle zajeć to byśmy sie nie mieli kiedy widywać a mnie raz w tygodniu (w przeciwieństwie do jeo poprzednich partnerek – nie zadowala), bez absolutnie żadnych zastrzeżen po miesiacu juz mieszkałam u niego. I się zaczęło….
Dlaczego on przychodzi z biura do domu i siada do swoich szesciu komputerów? Dlaczego kiedy chcę z nim po całym dniu porozmawiać co to mi się w pracy przydarzyło, on nie chce… dlaczego się zamyka?
Jest piątek, sobota..
- Ja: Kochanie! Idziemy dzisiaj do klubu! …….
- On: Gdzie? – nie, nie… idź sama, jeśli chcesz to moge po Ciebie przyjechać…. Ale ja nie pójdę…
- Ja: Kochanie, jedźmy gdzieś na weekend… na wakacje, nad morze!!
- On: Nie… wiesz, że ja nie lubię… ja się czuję najlepiej w swojej ‘piwnicy’.. obiecuje Ci, że się postaram.. ale zacznijmy od krótkich wyjazdów… 2 dni….gdzies super blisko.. ( ja nie lubie gór, on polskiego morza – za dużo ludzi…)
- Ja: Ale jak 2 dni? Tydzien, dwa tygodnie! Gdzies gdzie jest ciepło, jakis last minute!
- On: Zapomnij o tygodniu, nie zostawie swoich spraw i swojej ‘piwnicy’ na cały tydzień… czułbym się nieswojo - żle, zacząłbym marudzić, że chcę wracać i zniszczyłbym Ci wakacje…
I tak ze wszystkim. Mówił mi wiele razy (czego nie zrozumiałam), że on nie ma uczuć, potem znowu, że on jest zimny i nie umie kochać (a ja jakimś cudem mam go za bardzo, bardzo wrażliwego!)potrafi być bardzo czuły i kochany…
Na początku jeszcze starał się mnie słuchać kiedy siedział przy komputerze a ja obok na sofie ze swoim lapkiem I trajkotałam co to mi się dzisiaj przydarzyło w pracy…. Tak co dnia… pomału zaczęłam obserwować jak zaczyna się zamykać… przestał mówić, rozmawiać… był oschły… w końcu zaczęłam pytać, nie umiał odpowiedzieć (dopiero przy innej okazji, przy spokojnej rozmowie powiedział mi, że przestał mówić, bo cokolwiek powiedział, to ja twierdziłam, ze albo mnie rani, albo nie ma racji, oceniałam każde jego słowo i z czasem przestał mówić bo zaczął zauważać, że musi przeokrutnie ważyć słowa, zastanawiać się czy przypadkiem mnie nie zrani czymś, przestał się czuć swobodnie… więc jeszcze się bardziej zdystansował…) pomału zaczął się odsuwać… (dla jasności, każdy wieczór spędząłam obok niego). Nagle pewnego wieczoru wyrzuciłam z siebie (co było bardzo nierozsądne, ale jak zwykle szybciej mówię, niż myślę..), że moje koleżanki to..: gdzie to one nie są zabierane, jak to nie jeżdzą, jak to nie wychodzą (ze swoimi facetami rzecz jasna) i.. że to koniec bo ja jestem z nim nieszczęsliwa!
Wyprowadziłam się dnia nastepnego. Relacja się jednak nie skończyła. Nagle potrafił od czasu do czasu zabrać mnie na lody, albo zaproponować kino, albo cokolwiek innego…
Jednak bywa gdy jesteśmy bez kontaktu dwa dni/trzy dni… Ja tego abolutnie nie rozumiem! Nagle spotkanie raz w tygodniu mu wystarcza…
Faktycznie pracujemy w jednej firmie… zdarzyło się, ze pomimo braku kontaktu, gdy np. rano zaspałam (aktualnie byłam bez auta) poprosiłam go by po mnie przyjechał i mnie podrzucił to pomimo, że on przychodzi znacznie później do pracy niż ja to nie było żadnego problemu, to samo gdy trzeba pojechać ze mną do lekarza, cokolwiek. Zawsze mogę liczyć na niego w takiej sytuacji. Ale wsparcie w formie rozmowy czy obecności na zasadzie samej obecności? Nie.
On kiedyś rzucił, że jest introwertykiem, co zupełnie zbagatelizowałam. U mnie pewne ważne aspekty niestety gubią się w potoku wypowiedzianych słów – moich słów.
Zapewne moją ekspresja, czasem nawet nachalnosc (czesto kiedy mu coś opowiadam robię to z taką ekscytacją, że zawsze mnie grzecznie prosi bym mówiła spokojniej, bo na niego to działa destrukcyjnie – od razu czuje niepokój i zdenerowanie)
Aktualnie nie wiem co jest i jak jest. Jakiś czas temu powiedział mi, że to faktycznie nie ma sensu między nami, bo ja mam za wysokie oczekiwania i ze bede przy nim bardzo nieszczesliwa. Jednak… nadal kiedy sie spotykamy w pracy zawsze jest ten błysk, nawet ostatnio stanęliśmy na przeciwko siebie i ja palnęłam: “Ale bym sie teraz do Ciebie przytuliła, a nie mogę bo jesteśmy w pracy!”, on tylko skwitował: “O tym samym właśnie pomyślałem…”
Zaczynam się na spokojnie zastanawiać nad tym wszystkim, spędziłam weekend zagłebiajac się w lektury w temacie introwertyzmu. Jednak nic nie rozwiało moich wątpliwości, czy on naprawde nie ma uczuć wyższych? (Jak mówi..) czy naprawdę kilka dni bez odzewu moga świadczyc o tym, ze mu zależy na mnie, ale ze wzgledu na inne usposobienie nie potrzebuje częstszych ineterrakcji?Czy nieodpisywanie na wiadomości niekoniecznie znaczy, że go nie obchodzę? Nie wiem czy to gra z jego strony, czy jest szansa, że mu zależy… (gdy długo nie ma kontaktu, zawsze mi się wydaje, że ma kogos innego).
Nie rozumiem do konca jego zachowania, nigdy się nie spotkałam z taka osobą…
Ach, jeszcze jedno! Ostatnio jak wpadłam do niego o 23.00 (pisząc mu wczesniej jasna sprawa) z kolacją na wynos, a on juz sie kładł spac, to bardzo sie zdenerował, był na mnie wściekły. Nastepnego dnia, kiedy bez słowa wyszłam od niego (bo patrzyl na mnie dalej z taka zloscia, ze mi serce pekalo) to potem w jednej z odpowiedzi na moja litanie odnosnie przykrosci jaka mi sprawił swoją zloscia, zapytał wprost; “Dlaczego Ty mnie nie rozumiesz?”.
-Nie wiem dlaczego.
Powiedzcie mi proszę czy takie zachowanie jest właściwe introwertykowi?
To sie rozpisałam.. hehe, the real extrovert here