Difane pisze:
Jeżeli mam być szczery to ciężko mi uwierzyć w to, abym mógł być kiedykolwiek w jakimkolwiek związku. Przede wszystkim wynika to z faktu, iż jestem strasznie nudnym człowiekiem. Nie ma zbyt wielu tematów na które można by ze mną porozmawiać, a i tak rozmowa ze mną przypomina raczej robienie wywiadu, bo rzadko kiedykolwiek cokolwiek mówię z własnej inicjatywy. Na dodatek odnoszę wrażenie, że mój "urok" osobisty generalnie od zawsze odstraszał płeć piękną i wzbudzał w niej coś na granicy politowania i przerażenia. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze kwestia organizacji wolnego czasu.
Ja byłem w 2 związkach, które trwały 1,5 roku. Również uważałem, że jestem nudny ale bardzo chciałem się przełamać i udowodnić sobie, że potrafię być z kimś w związku. Ja również uważałem i uważam nadal, że nie ma ze mną o czym rozmawiać. O sobie mówiłem więc niewiele. Rozmawiałem z kobietami o nich, o ich pasjach, zmartwieniach. I to zadziałało. Oczywiście z czasem tych chwil ciszy było coraz więcej. I w końcu się znudziły mną, pomimo mojego dużego zaangażowania emocjonalnego, no ale kobiety zwłaszcza w młodym wieku oczekują niestety WRAŻEŃ...Co nie znaczy, że nie było warto...zdecydowanie nie żałuję tych prób
Po przeczytaniu powyższych akapitów to co znajdzie się w tym może się wydawać pewnym zaskoczeniem ale... pomimo iż mój zdrowy rozsądek podpowiada mi "nie myśl o tym i tak nic z tego nie będzie", to moje serce mówi coś zupełnie innego. Szczerze mówiąc na liście moich marzeń znalezienie drugiej połówki jest zdecydowanie na pierwszym miejscu. Nie wiem skąd bierze się to pragnienie czy wręcz tęsknota za czymś czego nie doświadczyłem, ale spędzam co najmniej godzinę dziennie na myśleniu o chwili, w której mówię mojej wyimaginowanej kobiecie o tym, jakim uczuciem ją darzę i doprowadzam sam siebie do stanu wzruszenia, jaki być może towarzyszyłby mi, gdyby zdarzyło się to naprawdę. Innym razem dochodzi do tego, że po prostu płaczę narzekając na to, że jestem sam, nie mogąc zrozumieć i pogodzić się z tym, że inni tego doświadczyli, a ja wciąż mogę jedynie o tym pomarzyć. Przy czym czasem odnoszę wrażenie, że taka romantyczna chwila może pozostać jedynie w mojej wyobraźni, gdyż wrodzona skłonność do tłumienia silnych uczuć wśród innych prawdopodobnie uniemożliwiłaby mi przeżycie czegoś takiego, co jeszcze bardziej pogłębiłoby mój stan emocjonalnej agonii.
Czyli jesteś zazdrosny o innych. Ale to jak najbardziej pozytywna cecha zazdrości. Motywująca. Wszyscy chcemy doświadczyć miłości, zwłaszcza tej fizycznej. Właśnie ta ciekawość sprawia, że gorzej nam się żyje ze swoim introwertyzmem. Bo niby z natury jesteśmy samotnikami, ale czujemy się źle, gorsi bo inni tego doświadczyli a my nie. Ja, gdy już tego doświadczyłem o wiele lepiej znoszę swoją samotność...