Lubicie ćwiczyć?
Watek wyczyszczony z postów użytkownika qba797 (i odpowiadających na nie) na jego prośbę. - Inno
Wydaje mi się, że jeśli chodzi o ćwiczenia fizyczne to temperament nie ma znaczenia, najwyżej ktoś może mieć mało zapału co do tego.
Każdy chyba chce mieć atrakcyjną sylwetkę w taki czy inny sposób.
Sam ćwiczę, ale w domu. Jakoś nie mogę się przekonać co do siłki
Trust yourself, no matter what anyone else thinks.
A jeśli chodzi o siłownię itp, to znam introwertyków, którzy ćwiczą na siłowni, uprawiają sporty itd. Ja chodziłem z jednym kolegą przez jakiś czas, ale szybko się zniechęciłem. Uważałem, że powinienem być lepiej przygotowany teoretycznie, a po drugie nie lubię jak ktoś mi na ręce patrzy, kiedy dopiero się czegoś uczę.
Lubie, a nawet kocham. Mam we własnej piwnicy siłkę więc jeszcze lepiej - nie musze się z nikim widzieć, a rozwijać swoje hobby moge w ciszy i spokoju.
Po kontuzji się totalnie załamałem, ale mam nadzieję, że kiedyś do tego wróce.
Ja probowalem sie zapisac na silownie, ale nie za dobrze sie czulem bo ciagle jacys nowi sie krecili, i bylo tez duzo ludzi ktorzy sie znali. Ogolnie dziwnie sie czulem. Po miesiacu zrezygnowale.
Ale cwicze .... duzo cwicze...
Ja zaczynam niedługo ćwiczyć na siłcę, która jest właśnie w przygotowaniu. Koledzy jak zwykle po chwilowej zajawce na siłkę olali. A ja będę lepszy i będę ćwiczył
Uwielbiam ćwiczenia fizyczne. Rano zawsze biegam, gdy nie pada. Kilka razy w tygodniu ćwiczę w domowej siłowni. W lecie jeżdżę na rowerze jak maniak, codziennie po kilka godzin.
Pisałam już, że nie wiem, czy jestem intro. Co do ćwiczeń w tzw. pakerni, to się nie udzielam. Wolę inny rodzaj aktywnosci - np. rower, narty, ganianie po lesie, łażenie po górach. Natomiast, jeżeli ktoś lubi ćwiczenia siłowe, to jak najbardziej pochwalam. Byle ćwiczył z głową, a nie jechał na koksach Ekstra, czy intro - niech ternuje - sport: ruch, podnoszenie ciężarów; zwiększanie wydajnosci organizmu - fajna sprawa.
Jest też jeszcze jeden plus, taki introwertyczny. Dzięki dużej posturze jest się postrzeganym przez stereotyp? jako "kark który może zaj**ać" i liczba nieznajomych extrawertyków chętnych do rozmowy drastycznie spada :lol:
Nienawidzę ćwiczeń, wychowanie fizyczne w szkole to była zawsze najgorsza kara, sto razy bardziej wolę pisać kolokwia i uczyć się do egzaminów. Jedyna forma aktywności fizycznej jaką praktykuję to chodzenie - wszędzie, gdzie się da, chodzę na piechotę. Nie lubię środków komunikacji miejskiej ani samochodów. :>
Mówi, że nigdy nie śpi. Że nigdy nie umrze. Dyga przed skrzypkami, pląsa do tyłu, odrzuca głowę, parska głębokim gardłowym śmiechem i jest wielkim ulubieńcem, ten sędzia. Wachluje się kapeluszem, a księżycowa kopuła jego czaszki sunie blada pod światłami, on zaś obraca się, przejmuje skrzypki, wiruje w piruecie, wykonuje jedno pas, dwa pas, tańcząc i grając jednocześnie. Nigdy nie śpi. Mówi, że nigdy nie umrze. Tańczy w świetle i cieniu i jest wielkim ulubieńcem. Nigdy nie śpi, ten sędzia. Tańczy i tańczy. Mówi, że nigdy nie umrze.”
tak jak moja poprzedniczka, zawsze czulam ogromna niechec do lekcji w-f. szczesliwie skonczylo sie to wraz z poczatkiem studiow. tutaj nikt nie pyta dlaczego masz zwolnienie zmiana ta dala mi pewnego rodzaju swobode. kiedys czulam sie zmuszona do wykonywania cwiczen fizycznych i nie nawidzilam ich. teraz czuje,ze moge sama decydowac czy chce to robic czy nie, i powiem wam,ze dzieki temu wlasnie mam ochote uprawiac sport aczkolwiek, probowalam chodzic na silke. chodzilam tam nawet ze 4 czy 5 miesiecy, ale udalo mi sie wytrzymac tylko dlatego,ze bylam silnie zmotywowana, i gdy juz osiagnelam swoj cel i przestalam tam chodzic poczulam ogromna ulge. a to wszystko oczywiscie z powodu ludzi, ktorzy tam przychodzili. zdarzaly sie dni, ze akurat nikogo nie bylo w tym czasie co ja, ale najczesciej niestety ktos byl. i zawsze czulam sie zle. niektorzy nawet mieli ochote rozmawiac... :?: osobiscie wolalabym np. samotny bieg po lesie
Ych, mnie nie udało się ubłagać lekarza o zwolnienie lekarskie i od początku bieżącego semestru mam obowiązek chodzenia na WF. Przyznaję szczerze - stresuje mnie to bardziej, niż najcięższe kolokwia z przedmiotów, których nie lubię. Cały tydzień mam zły nastrój myśląc o nadchodzącym WF-ie a w dzień ćwiczeń po prostu lepiej nie wchodzić mi w drogę, bo mam ochotę płakać i gryźć. :/
Mówi, że nigdy nie śpi. Że nigdy nie umrze. Dyga przed skrzypkami, pląsa do tyłu, odrzuca głowę, parska głębokim gardłowym śmiechem i jest wielkim ulubieńcem, ten sędzia. Wachluje się kapeluszem, a księżycowa kopuła jego czaszki sunie blada pod światłami, on zaś obraca się, przejmuje skrzypki, wiruje w piruecie, wykonuje jedno pas, dwa pas, tańcząc i grając jednocześnie. Nigdy nie śpi. Mówi, że nigdy nie umrze. Tańczy w świetle i cieniu i jest wielkim ulubieńcem. Nigdy nie śpi, ten sędzia. Tańczy i tańczy. Mówi, że nigdy nie umrze.”
Też nie znoszę wf-u. Ostatnio nawet wpadło mi do głowy, że byłoby bosko mieć zwolnienie, ale jednak nie mam żadnych podstaw mocnych do jego otrzymania, więc w tej sytuacji pójście do lekarza wydaje mi się zbytnią bezczelnością. No i lepiej nie mówić o reakcji rodziców, jakby się dowiedzieli. :lol: Niestety z powodu mojej niechęci do ruszenia leniwego tyłka zawaliłam już dwa semestry wf-u, który i tak muszę zaliczyć. Więc to jeszcze większe uprzykrzanie sobie życia. Ech.