underdog pisze:Albo mieć w pobliżu doskonałą, wielką bibliotekę, w której mógłbym z przyjemnością spędzić wiele godzin
Ja mam. Posiada ogromny księgozbiór i przy okazji jest wielka, zimna i pełno w niej ludzi, więc nie lubię spędzać tam czasu. Oddaję, wypożyczam i się zmywam. Wolę się wyłożyć z książką w wygodnej pozie, wziąć coś do picia, jedzenia, zapuścić muzykę i wtedy jest fajnie, a nie jak mnie krępują wszędobylscy ludzie. Jakoś się niekomfortowo czuję wtedy.
underdog pisze:(ktoś czytał "O bibliotece" Umberto Eco?).
Ja czytałam, ale nie zasiała w moim umyśle obrazu biblioteki doskonałej i wartej zapamiętania.
underdog pisze:Czas, czas, czas... Czytałem ostatnio wywiad z Zanussim, w którym stwierdził, że zbliża się do końca swojego życia, a wciąż nie przeczytał wielu książek, które zawsze odkładał na później. I ze smutkiem odkrył prawdę, że już nigdy tego nie zrobi. Podejrzewam, że jeśli dożyję starości, to stwierdzę to samo.
Jakiś czas (kilka lat może) temu sobie uświadomiłam, że nie uda mi się przeczytać wszystkich książek na świecie, ba!, że nie uda mi się przeczytać wszystkich wartościowych książek. Bardzo była to przygnębiająca konstatacja. I dlatego już teraz przeprowadzam pewną kwalifikację i odrzucam te pozycje, które mogłyby zabrać mi czas na "lepsze" książki. Co, niestety, sprowadza się częstokroć do tego, że nie czytam powieści wyłącznie dla rozrywki, bo szkoda mi czasu. Ale postanowiłam wzbogacić "dietę" i zamierzam wreszcie przeczytać kilka książek Kinga (może wszystkie, jak mnie wkręci). No, dwie już przeleciałam. ^^
underdog pisze: Czasem nie realizujemy jakiegoś radykalnego, skrytego marzenia, bo moglibyśmy tym samym mocno zranić np. rodziców (wyjeżdżając z kraju, wybierając ścieżkę życiową, którą oni gardzą itp.).
Czasem by się chciało, żeby decudując o sobie nie musieć zadowalać niczyich oczekiwań. Nawet (a może szczególnie) tych płynących ze szczerej troski.
Moim zdaniem wyjazd z kraju albo wybranie ścieżki zawodowej, która nie podoba się rodzicom, to nie jest żadne radykalne posunięcie, ale zwykłe, naturalne postępowanie. Jeżeli takie coś wzbudza problemy w rodzinie, protesty, szantaże rodziców, lęk dorosłego "dziecka" tak silny, że rezygnuje z siebie, to panują wśród tych ludzi niezdrowe relacje.
Co innego zostawienie np. żony w ciąży albo męża/żony z małym dzieckiem i wyjechanie w celu radosnej realizacji pasji, ale to też zależy od wcześniejszych ustaleń.
Wydaje mi się, że nie trzeba marzyć, że rodziny nie ma (tym bardziej, że zdecydowana większość rodzinę w jakiejś formie, ogólnie bliskiego człowieka, ludzi, chce posiadać), ale zastanowić się, co się chce i nie postępować wbrew sobie, żeby potem nie zostały lamenty, jak to rodzina ogranicza. Tu chodzi mi o tę rodzinę, na której liczebność ma się wpływ. Co do krewnych, to zawsze można wprowadzać dystans i kontakty ograniczać, aż ulegną rozluźnieniu.