Mam 32 lata, jestem typowym introwertykiem, nolifem, nie mam przyjaciół, nie umiem rozmawiać z ludźmi (mam pustkę w głowie) itd.
Pracuję w supermarkecie, a w takich miejscach pracuje dużo kobiet, a zwłaszcza samotnych matek. No i ja jestem takim rodzynkiem. Koleżanki mnie zaczepiają, zagadują, bo (moim zdaniem) widzą we mnie ich potencjalnego przyszłego partnera, ojca ich dzieci. Niektóre są naprawdę piękne - trudno wzrok oderwać
Mój problem polega na tym, że w gruncie rzeczy chciałbym przeżyć w końcu pierwszą miłość, ale czy to dobry pomysł żeby wiązać się z kimś takim? Po przeżyciu tego uczucia wolałbym zakończyć znajomość, wrócić do swojego introwertyzmu, samotności, bo one prędzej czy później będą chciały zamieszkać razem, a nie mam zamiaru kogoś takiego utrzymywać. Tylko jak to zrobić żeby jej nie urazić? Pewnie i tak bym się jej znudził po tygodniu, no ale przyjmijmy, że jednak nie i ta znajomość trwała by kilka miesięcy, może lat. Może lepiej w ogóle się w to nie pchać? Może lepiej poczekać na kogoś bezdzietnego, nauczyć się w międzyczasie rozmawiać z ludźmi, może jeszcze kogoś znajdę, chociaż w moim wieku to już raczej będzie trudne, a zanim się zmienię to już pewnie czterdziestka mi stuknie.
Po co mi pierwsza miłość? Głównie dlatego, że nic z tych spraw jeszcze nie przeżyłem, czuję się gorszy od innych. Brakuje mi tej bliskości, czułości itp. Jeszcze do niedawna tego nie potrzebowałem, ostatnio dopiero moje serce zaczęło tego pragnąć. Nie wiem jak się wyzbyć tego pragnienia. Pomyślałem więc, że "wykorzystam" do tego taką samotną matkę, ale to chyba nie jest dobry pomysł. Oczywiście nie patrzcie na mnie jak na potwora - nie chcę nikomu robić krzywdy, wiem że one i tak mają ciężko. Chcę się tylko wyzbyć tego pragnienia, a nie mam z kim. Co radzicie?