Istnieje tylko jedna osoba, z którą śpi mi się w miarę dobrze. Jest nią moja siostra, która ma osiem lat i jakieś dziwne lęki w nocy (chyba dziedziczne, bo i ja miałam i nasza rodzicielka też), w związku z czym lubi od czasu do czasu, żeby ktoś przy niej spał, a najlepiej to w jednym łóżku, a ja ją rozumiem i widzę, że rzeczywiście wtedy spokojniej śpi. Spanie z nią mi jak na razie absolutnie nie przeszkadza, może dlatego, że jest mała, szybko zasypia (w przeciwieństwie do mnie), więc mnie po nocach nie inwigiluje, no i nie chrapie, a jeśli nawet to bardziej śmisznie niż irytująco.
Z innymi ludźmi zawsze ciężko mi się śpi, mimo ponad dziesięciu lat spędzonych w internacie, w pokojach minimalnie trzyosobowych, a już jak ktoś chrapie lub też nawija przez sen, to mnie doprowadza niemalże do białej gorączki. A już "najpiękniejsze" jest, jak wstajesz sobie w nocy, specjalnie jak najciszej, najczęściej z powodu bezsenności, a gdzieś spod czyichś pieleszy rozlega się wścibskie pytanie: "Co robiisz?". I weź się, człowieku, tłumacz, czasami dwa razy w tygodniu, a czasem nawet częściej, że nie możesz spać!
Na szczęście to już za mną.
Ale się rozpisałam! Jak zwykle zresztą.

"Jeśli potrafisz spędzić z kimś pół godziny w zupełnym milczeniu i nie czuć przy tym wcale skrępowania, ty i osoba ta możecie zostać przyjaciółmi." L. M. Montgomery