Józef Piłsudski słynął z wulgarnego języka, to prawda, ale używał go tylko w określonych sytuacjach, i wcale nie przy opisywaniu świata, jak się tu próbuje wmówić, ale przy opisywaniu swoich przeciwników politycznych. Piłsudski, wszystkich tych którzy się z nim nie zgadzali albo próbowali działać samodzielnie, określał synonimami prostytutek lub czynności których prostytutki się podejmują. Takich przypadków jest naprawdę zatrzęsienie, nawet książkę na sam ten temat ktoś napisał, cytowane zdanie nie jest wyjątkiem. Dokładnie brzmi: "Naród wspaniały, ale ludzie kurwy" i dotyczy właśnie tych osób, którym z Piłsudskim było nie po drodze. Koniec tej historii jest taki: Piłsudski na czele części wojska przeprowadza pucz i przejmuje władzę w kraju, tworzy BBWR, organizację przypominającą partię polityczną, której członkowie obsadzają niemal wszystkie stanowiska w państwie (od naczelnika wiejskiego urzędu pocztowego, do prezydenta II Rp), przy czym członkostwo BBWR jest uzależnione od przypodobania się Józefowi Piłsudskiemu, wszelkie inne organizacje polityczne zostają zdelegalizowane (sektor prywatny też jest objęty podobnymi reformami, ale to już inna historia). Ingerencja Piłsudskiego w życie społeczne kończy się po dwóch latach. Piłsudski z powodów zdrowotnych, choroby weneryczne i rozwijający się nowotwór, decyduje się osiąść w Sulejówku.
Sens przetłumaczonego cytatu z Artura Schopenhauera, nie wszyscy znają niemiecki, sprowadza się do: "małżeństwo to dobrowolne zrzeczenie się połowy przysługujących nam praw w zamian za podwójny przyrost obowiązków" . To zdanie tylko pozornie jest aktualne. Trzeba pamiętać że w czasach życia autora tych słów, w XIX wieku, standard życia był trochę inny. W kręgach w których obracał się Artur Schopenhauer, inteligencja miejska, życie uniwersyteckie, to mężczyźni podejmowali się pracy zarobkowej i to na nich spoczywał obowiązek utrzymania rodziny, a i innych problemów widzę wiele, XIX wiek to przecież: wysoka śmiertelność kobiet w wyniku komplikacji przy porodach, brak skutecznej antykoncepcji a co za tym idzie mnogość ciąż (niekoniecznie z mężem), istniejące ryzyko epidemii chorób zakaźnych (np epidemia cholery przez którą Schopenhauer musiał uciekać z Berlina), płatne usługi medyczne, płatna edukacja, a życie nauczyciela filozofii, podobnie jak dziś, nisko płatne zajęcie. Dzisiejsze, XXI małżeństwo, to związek dużo bardziej równouprawniony gdzie obowiązki spływają równomiernie na oboje partnerów (no z wyjątkiem porodu) a i jakość życia jest nieporównywalnie wyższa.
A teraz ! Niech spłynie mocz lewaczkości ! (nie że mocz to mocz, tylko wiecie, mocz, taki Conan barbarzyńca w spódnicy, taka amazonka taka !)
Schopenhauerowskie twierdzenie o niższym w stosunku do mężczyzn intelekcie kobiet to tylko rozpaczliwa histeria XIX wiecznej konserwy. Niedługo po śmierci Schopenhauera otworzono drzwi uniwersytetów, w tym Uniwersytetu Warszawskiego, również dla kobiet, a na efekty nie było trzeba długo czekać. Laski biegały po uniwerku w tych swoich długich XIX wiecznych kieckach, czytały wszystko to co tam faceci, w tych swoich "przebłyskach intelektu", powsadzali do bibliotek, a potem były awantury, pikiety, strajki... palenie gorsetów, chodzenie w spodniach... okładanie się z policją pałami po łbach (złośliwi nawet mówią że akurat fechtunek to przekazały sobie w genach do obecnego pokolenia, patrz, albo lepiej nie patrz, nie prowokuj, nawet nie myśl o tym, reakcję baby z wałkiem do ciasta gdy jej mąż przyznaje się do zdrady małżeńskiej). Tzw pierwsza fala feminizmu, sufrażystki, zakończona w chwili gdy dostały rozkaz mobilizacyjny (do pracy w roli, w fabryce, w rzeźni, w tekstyliach) a wszyscy mężczyźni w sile wieku (jako element służący przedłużeniu gatunku, w większości zbędny) poszli kopać okopy i bić się w obronie jakiejś głowy państwa, obrażonej przez inną głowę państwa, prawie tak, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie.
Na przełomie XIX i XX wieku możemy zaobserwować wystarczająco wiele przykładów zachowań aby obalić tezę że kobiety są mniej inteligentne od mężczyzn. Cechy charakteru własnie takie jak intelekt czy umiejętności społeczne to cechy kształtujące się sposób indywidualny, zróżnicowany, a ich stopień wykształcenia nie jest zależny od płci. Głosząc tezy sprzeczne z aktualnym stanem wiedzy narażasz się na śmieszność i negatywną ocenę swojego intelektu, tak samo jak ktoś kto uważa że człowiek nie ma serca, ani mięśni, człowiek ma w środku małego krasnoludka który steruje za pomocą pokręteł a w szafie mieszkają elfy z jelenioboru.
Nie widzę powyżej offtopu. To wciąż temat "Kogoś mi jednak brakuje / Nikogo mi nie brakuje". Człowiek ma przecież wolny wybór: czy warto się z kimś związać, czy pozostać samotnym. W gruncie rzeczy Artur Schopenhauer ma trochę racji, związek to zmiana trybu życia, ale znów, my rozmawiamy o dniu dzisiejszym i o tym jak obecnie wyglądają związki, a nie o tym jak było kiedyś.
A z intro-kobietkami to tylko konkretnie, o tak trzeba:
