gabi5242 pisze:- Jestem osobą, która lubi porządek ( w miarę względny), więc codzienne stosy brudnych naczyń w zlewie, dywany pełne okruchów, zabłocone płytki doprowadzają mnie do szału. Szczególnie jeśli sama czyściłam je w przeddzień. Chyba tylko mnie zależy na tym żeby nie mieszkać jak w chlewie, reszta to olewa. Zmywają dopiero wtedy, jak się już nie da wejść do kuchni.
Same here. Teraz mieszkam w mieszkaniu dwupokojowym, gdzie w drugim pokoju koczuje intro-facet, a i tak jest ciężko pod względem utrzymania czystości. Stąd wnoszę, że ten problem niekoniecznie leży w podziale na intro/ekstra, ale gdzieś dalej. W każdym razie, po spędzeniu pierwszego tygodnia wynajmu na doprowadzeniu mieszkania do moich standardów, wziąłem delikwenta na pogadankę i zarysowałem ogólną regułę - "używaj wspólnych stref mieszkania, tak żebym nie widział, że to robiłeś". Nie podziałało, więc teraz jak tumanowi muszę pokazywać palcem co jest źle i jak ma wyglądać, żeby było dobrze. Że lustro ujebane pastą do zębów, że kuchenka uwalona tłuszczem, że ślady butów, itd. Kosztowało to nasz wzajemny, wstępny kredyt sympatii i mam wrażenie że z każdym kolejnym takim wytknięciem coraz więcej tej sympatii ubywa, ale pierdzielę - nie mam zamiaru się męczyć. Natomiast to ciągle jeden koleś. Wcześniej mieszkałem z parą ekstryków i to takich kiepsko znoszących krytykę - poprzednia współlokatorka lubiąca porządek przez zwracanie uwagi, w końcu popadła z nimi w konflikt i wyprowadziła się. A też mieliśmy podpisaną umowę na czas określony. Ona to zrobiła tak (
może ci się przyda): skontaktowała się z właścicielem i udało jej się namówić go, że rozwiążą umowę za porozumieniem stron, jeżeli uda jej się znaleźć kogoś na swoje miejsce i właściciel nie będzie na tym stratny. Lokatorom było to na rękę, bo jak już wspomniałem, nie darzyli koleżanki sympatią. Sprawa zakończyła się ok, udało się znaleźć nową lokatorkę, a cała reszta rozwiązała umowy i podpisała kopie, ale już w nowym składzie. Na koniec poszkodowanej udało się nawet odzyskać swoją część kaucji. Ja natomiast pomieszkiwałem w tamtym składzie rok i generalnie zagryzałem wargi i trenowałem cierpliwość, bo wiedziałem że dwóch na jednego to banda łysego i nauczony doświadczeniem byłej współlokatorki, nie było mi ochoczo do otwierania batalii. W skrajnych przypadkach tylko, zwracałem uwagę na pewne sprawy, będąc przy tym maksymalnie grzecznym i asertywnym, nie kryjąc wyrzutów, że mącę lokatorom spokój bytowania, ale jednak jestem postawiony pod ścianą. To jest w tym dodatkowo chujowe - przez ogólne schamienie otoczenia, czujesz się jakby to z tobą było coś nie tak i nie dość że walczysz z dyskomfortem, to jeszcze dodatkowo borykasz się z poczuciem winy i wyrzutami sumienia. Pod koniec, praktycznie już się nie widywaliśmy, a najczęściej osyfioną kuchnię po prostu omijałem łukiem i zacząłem stołować się na mieście.
gabi5242 pisze:- Kolejna rzecz - mieszkam w dwuosobowym pokoju z tą znajomą. Gdy mieszkałyśmy wcześniej same miałyśmy osobne pokoje i było spoko. Teraz mam wrażenie że jej nienawidzę. To że ma bałagan to jedno, uczy się na głos, słucha głośno muzyki gdy ja chcę spać przez co są nieprzyjemne sytuacje. Sprowadza co dwa dni swojego chłopaka i PRZY MNIE się całują, raz nawet robili sobie masaż. Przesiaduje w naszym pokoju godzinami, głośno się śmieją przez co w ogóle nie mogę się skupić.
To jest, kurwa, patologia. Na studiach mieszkałem w dwójkach z ekstrawertykami ale relacje mieliśmy oparte na wzajemnym szacunku. Wystarczyło krzywe spojrzenie i cokolwiek przeszkadzało, musiało się skończyć. Głośna muzyka, czytanie na głos, nieświeże ciuchy - nie było problemu. Jak ktoś przyprowadzał kobietę, to ewentualnie obejrzeć film albo pogadać. Jak na coś więcej, to wcześniej ustalało się czy i kiedy drugi lokator opuści pokój na noc i tylko wtedy w grę wchodziły igraszki.
gabi5242 pisze:- W pokoju obok mieszka ekstrawertyczka pełną gębą, która kiedyś zrobiła 40-osobową imprezę w naszym pokoju ( nie pytała mnie o to, bo wystarczyła jej zgoda mojej współlokatorki) Dodam, że nie przepadamy za sobą.
Niepoważna cipa. Takie zasady ustala się na początku mieszkania - jak impreza, to za obopólnym porozumieniem. Mnie moi ekstrycy zawsze pytali czy mogą zaprosić gości i czy się przyłączę. Z zaproszenia nie skorzystałem raz, bo następnego dnia musiałem iść do pracy, to ze zrozumieniem powiedzieli, że zwiną imprezę o północy. Inna sprawa, że w końcu zrobili to w pół do piątej, ale ok, poniósł ich melanż
gabi5242 pisze:Czuję się totalnie osaczona, bez chwili oddechu i czasu na odpoczynek, wyluzowanie. Nie jestem w tym mieszkaniu swobodna
Wiem co czujesz. Wiem co znaczy, kiedy wolisz wracać do domu jak najpóźniej, żeby skrócić do minimum czas interakcji z podludźmi, kiedy pokazujesz im przez ścianę środkowy palec, a kiedy zdarzy im się wyjechać na weekend, masz wrażenie że to Boże Narodzenie się zbliża.
Mieszkanie powinnaś zmienić bezapelacyjnie, albo ewentualnie znaleźć sobie jakiegoś samca-alfa i zaprosić go do siebie, żeby tym razem to on wraz z tobą pokazał jak to jest włazić komuś na głowę. Próbuj pogadać z właścicielem w sprawie znalezienia kogoś na swoje miejsce i wtedy próbuj szybkiej ewakuacji.