Zdecydowałem się na pewien manewr i zrobiłem tak. Jeśli nie chce Ci się czytać moich wypocin o mnie i moim chu...wym życiu, to po wstępie (1) przejdź do punktu trzeciego (3). Dziękuję
(1) Zdecydowałem się zarejestrować i wtrącić swoje 2 grosze. Ja już nie mam dwudziestu lat, mam trzydzieści i mogę podzielić się z Wami swoimi obserwacjami. Dla mnie temat klasyfikacji siebie pod względem intro/ekstra nigdy nie był ważny, dopóki nie zacząłem dostrzegać, że coś jest z moim życiem nie tak. Zawsze lubiłem ludzi, lubiłem jak coś się dzieje, lubiłem być w centrum uwagi, uczestniczyć w wydarzeniach, ale jakoś tak w liceum wszystko zaczęło się chrzanić.
(2) Od tamtego momentu miałem ciągle wrażenie, że to tylko chwilowy problem, że on się kiedyś skończy i w końcu będę mógł żyć tak, jak zawsze chciałem. Jednak problem się nie skończył. Być może po prostu moja niedojrzałość emocjonalna właśnie w tamtym momencie zderzyła się z obrazem rzeczywistości. Wg badań, introwertycy nie potrafią trafnie ocenić subtelnych zachowań drugiego człowieka, dobrze usłyszeć lub wychwycić z zachowania drugiej osoby, co ta osoba tak na prawdę komunikuje. Ale to przecież nie jest problem niedojrzałości. Wydaje się, jakby moje emocje działały na zupełnie innej płaszczyźnie, niż u większości ludzi. I wtedy poznałem określenie neurotyzmu, który powoduje generowanie przez umysł przeważająco negatywnych myśli i dużą pamiętliwość. Jakoś tak instynktownie zacząłem interesować się samorozwojem i wziąłem się za medytację. Kilka lat medytacji (dokładnie 7) pozwoliło mi poradzić sobie z umysłem i oczyścić myśli i emocje z bałaganu, który zaprzątał mi ciągle głowę. Pojawiła się pustka, a jednocześnie spokój. Problem jednak nie zniknął. Problem został po prostu uspokojony, przestał się mazać, wyrzucać z siebie różne paskudztwa, ucywilizował się. Po zapanowaniu nad tą innością wewnątrz, pozostało zapanowanie nad innością na zewnątrz. Ale to już zupełnie inna bajka, bo nad ludźmi nie da się zapanować. Kiedy zauważyłem, że życie pośród istot, które postrzegają swoje otoczenie i siebie samych odmiennie ode mnie, ale tak samo jak reszta, wytworzyło u mnie poczucie wyalienowania. Jakbym przyleciał z Marsa i chciał odnaleźć się w obcym środowisku. Oczywiście istnieją osobniki różnego gatunku, które wychowały się wśród osobników zupełnie innego gatunku, a mimo to przystosowały się. Jednak ja nie potrafię się przystosować. Wieczny problem z pracą, z zawieraniem przyjaźni (lub też utrzymywaniem jej) bo poznałem bardzo dużo osób w swoim życiu, z miłością i z wieloma innymi rzeczami. I w końcu mam te zasrane 30 lat i nie wiem co nastąpi, jaką drogą iść, bo nie wiem tak na prawdę kim jestem. Czuję się na prawdę jak kosmita. Chcę przecież żyć normalnie, ale coś nie pozwala mi na to. Znajduję "kobietę swego życia", pracę i jest zaje...ście przez kilka, kilkanaście tygodni i naglę wszystko się kończy. I ciągle to samo, jak w dniu świra... Nawet raz miałem myśl, że może jestem opętany. Ale to raczej nie to, bo przecież nie czuję jakby coś mną sterowało. Wręcz przeciwnie, zero kierunku...
Ale decyzje są, konkretne wymagania od siebie, od życia, ale nie ma zasobów, albo ja ich nie widzę i znów nie nabieram rozpędu. Peleton jedzie dalej, a ja zatrzymuję się i sam nie wiem czemu tak się stało.
(3) No i mam pytanie. W jaki sposób dokonujecie wyborów? Wiemy przecież, że introwertyk (szczególnie taki skrajny jak ja, i do tego jeszcze neurotyk) nie może być kierownikiem, liderem, zastępcą prezesa, prezesem, menadżerem, osobą publiczną, PRowcem, ani nikim innym, kto musi pracować z ludźmi pod wpływem dużego stresu. Ale przecież nie mieszkamy na pustyni pośród wielbłądów. Jakoś trzeba żyć jako kosmita : ] Czy wybieracie mniejsze zło, mniej płatną pracę, ale spokojną, czy staracie się mimo wszystko przełamać i robić to, co inni? Obecnie w Polsce mam wrażenie, że najlepiej urodzić się sprzedawcą, bo takich to przyjmują wszędzie z otwartymi rękami.