Napisałam wcześniej posta, ale widać coś poszło nie tak z wysłaniem, bo go tutaj nie widać. Odpowiadam więc zbiorczo wszystkim:
1. tak, mam znajomych i przyjaciół. Rzecz w tym że wszyscy jesteśmy około 30 (raczej po niż przed) i wszyscy pracujemy. Wiele osób nie mieszka w Polsce, ale spokojnie mogę powiedzieć, że wystarczająco wielu dobrych znajomych jest na miejscu. Ja jedyna jako że jestem tłumaczem pracuję zdalnie z domu. I to mi odpowiada, zawsze chciałam tak pracować. Sama i w ciszy. Ale zawsze też oprócz potrzeby bycia samej był ktoś obok np. przez wiele lat mój eks chłopak. Znajomi mają maleńkie dzieci. Spotykam się z koleżankami czy w grupie co kilka tygodni, rozmawiamy czasem przez tel, piszemy maile itp. W momencie jednak gdy pojawiają się dzieci przez te kilka pierwszych lat to zrozumiałe, że oni nie wiedzą nawet w co ręce włożyć, żeby się wyrobić ze wszyskim. I ja to jak najbardziej rozumiem.
2. nie przeszkadzają mi smalltalki. Mogę tak pogadać i jestem w tym dobra. Raczej w nadmiarze męczą. Brakuje mi bliskości emocjonalnej i możliwości pogadania o wszystkim, także i o tej metafizyce czy o na przykład zmieniającym się kolorze chmur, którą miałam w związku. Dziwadłem nie jestem, introwertyczką tak.
Co do reszty. Samo rozmawianie ze sobą czy to w myślach czy na głos nie jest niczym niepokojącym. Wielu ludziom pozwala uporządkować myśli, wprowadzić dialogowość na przykład przy podejmowaniu decyzji czy wypowiedzenie na głos problemu ustawia go w innym świetle. Gadają sami do siebie (gdy są sami) i introwertycy i ekstrawertycy, ludzie generalnie (robiono takie badania). Różnica może być w motywacji i w tym jaką potrzebę to zaspokaja. I tego chciałam się od was może dowiedzieć. Kiedy i jak do siebie gadacie. Szczerze to dziwi mnie, że nie ma odpowiedzi, że to robicie. Nie tylko moja mama jest psychologiem, mi też zdarzyło się studiować więcej niż jeden kierunek i robić po studiach specjalizację z psychoterapii. Ze specjalizacji zrezygnowałam, ale wiedzę jakąś tam mam.
Co do mnie - po raz pierwszy w życiu jestem w sytuacji, że tak dużo i długo przebywam sama. Wcześniej był to mój wybór tzn. ja dozowałam sobie ile potrzebuję samotności i odcięcia się. Czy chcę sama wyjechać, sama iść na spacer itp. I lubiłam pobyć sama nawet kilka dni, podróżować sama przez tydzień na przykład. Zawsze jednak były albo studia i tam dużo różnych kontaktów z ludźmi, albo mieszkanie z rodzicami albo partnerzy i znajomi. Pracowałam w domu lub kilka razy w tygodniu w firmie - w domu miałam czas na pobycie te około 10 godzin sama, potem był kontakt z chłopakiem lub co kila dni znajomymi i rodziną.
A teraz jest i praca z domu, i brak partnera, i samotne mieszkanie, i zaganiani przyjaciele. Nie zdarzało mi się wcześniej nie widzieć się z nikim poza kasjerka w sklepie np. przez tydzień czy dwa a w ciągu dnia porozmawiać tylko z mamą przez telefon i przyjaciółką. To nowe dla mnie i chyba dlatego sama siebie zaskakuję w moich reakcjach. Co do kota - brakuje mi bardzo dotyku, ciepła, przytulania się z człowiekiem a mówiąc wprost z kochaną osobą. Może dlatego częściej myślę i przywołuję sobie mojego kota i momenty kiedy go odwiedzę, bo jest słodką kulką przytulastego mruczącego tulącego się do mnie stworzenia, które nie schodzi mi z kolan? Może łatwiej mi to robić, żeby nie myśleć o tym, że nie mogę już przytulać się do mojego eks chłopaka? Bo rozstanie wciąż boli tak bardzo, że nie jestem w stanie przypominać sobie tych akurat chwil kiedy się do siebie tuliliśmy?
Wczoraj miałam generalnie kiepski dzień, kolejny dzień ciszy w mieszkaniu był trudny do zniesienia, dlatego chyba zaczęłam przywoływać obraz kota i gadać sama do siebie/ do niego. Dlatego tak mnie to przeraziło. Nie to że jak czasami "porozmawiam ze sobą" co by tu zrobić na obiad, czy jak minął dzień, ale to że zaczynam gadać do stworzenia, którego nie ma fizycznie obok a jego obraz jest tylko w mojej pamięci. że to może oznaczać, że tracę poczucie rzeczywistości.
Dziś spotkalam się z przyjaciółką i mamą, wyskakałam się na fitnesie i od razu czuję się dużo lepiej. Proporcje wróciły na właściwe miejsce. Postanowiłam, że przez pewien czas dopóki nie przepracuję emocjonalnie tego rozstania i nowej sytuacji MUSZĘ codziennie wychodzić z domu - na fitness, na jogę, na kurs językowy. I że przyjmę takie zlecenia z firm, jakie akurat teraz są czyli kiepsko płatne i mało ciekawe i generalnie niezbyt dla mnie opłacalne, ale przynajmniej wrócę do rytmu pracy z ludźmi i siłą rzeczy nie będę tyle sama i nie będę tyle myślała o tym, jak mi źle
Dzięki wszystkim za odpowiedzi.