Nie da rady. Wypalam się psychicznie przy takim ekstrawertyku. Na siłę chce taki typ mnie zmieniać, dopytuje się co mi jest, uważa mój charakter za skazę niż coś co trzeba zaakceptować i zrozumieć. Niestety. Większość facetów szuka łatwej panienki i nie ma ochoty zacieśniać więzi. Nigdy z żadnym facetem nie udało mi się stworzyć szczerej więzi przyjaźni i zrozumienia, mimo że mam już 23 lata i randkowałam przynajmniej z 30 facetami w życiu

W większości czat, klub (ale tylko 3 razy), przez znajomych. Zawsze jest to samo. Niedopasowanie charakterów widać już na pierwszy rzut oka. Z większością facetów nie spotkałam się nawet drugi raz.
Oczywiście po drodze byli jacyś introwertycy. Pamiętam doskonale programistę pracoholika, zamkniętego w sobie bardziej niż ja. Nie wiedziałam o co mu chodzi, nie chciał mnie do siebie zaprosić. Trafiam na facetów ze skrajności w skrajność. Albo zaprasza już na drugim spotkaniu (oczywiście odmawiam bo wiadomo, ze chodzi mu o seks) albo z innym można miesiąc łazić, a ten nie wpadnie na to żeby zaprosić, nawet bez podtekstów po prostu na piwko.
Z czasem facet przestał zupełnie się odzywać, kiedy ja sie nie odezwałam, więc odpuściłam. I tak samo wygasło.
Inny intro beznadziejnie całował, był strasznie sztywny. Jakbym całowała sie z manekinem. Odstraszyło mnie to, nic na to nie poradzę. Ja szukam normalnego intro, nie sztywnego manekina.
Godzę się z samotnością i myślę, ze to nawet nie takie złe.
W końcu ile związków jest udanych?
Ludzie są ze sobą głównie ze strachu przed samotnością, "bo muszą kogoś mieć".
Ja od małego jestem przyzwyczajona do samotnosci, bycie samotnym nie przeraża mnie, lubię to wręcz.
I wolę być sama niż z niedopasownym partnerem, który mnie nie rozumie ani nie próbuje zrozumieć.