Pierwszy dzień w pracy za mną. Przecież mówią, że trzeba wyjść do ludzi, rozmawiać, będzie lepiej, g.prawda

Pierwszą pracę rzuciłam sama, strasznie
mnie nudziła, głównie męczył mnie kontakt z klientami. No gdyby tylko przyszli, kupili, poszli, no ja się
mogę nawet uśmiechnąć, ale nie, oczywiście ze stałymi bywalcami trzeba pogawędzić, poczęstować kawą, tego nie znosiłam najbardziej. Teraz praca
w do mnie sama i w zasadzie to coś, co naprawdę mnie interesuje. Wiedziałam, że będą ludzie, ale żal było nie skorzystać z takiej oferty
życia. No i jak było? Ano tak jak myślałam! Po kilku godzinach tam byłam tak niemiłosiernie zmęczona psychicznie, że padłam po prostu. Ciągle ktoś się kręcił
obok, ciągle ktoś coś gadał. Co najlepsze częściowo znam te osoby z grubsza i w większości je lubię, pojedynczo są ok, ale wszyscy razem w pakiecie, przez 8 godzin
dziennie to jakaś masakra. No i teraz siedzę bijąc się z myślami, umowy jeszcze nie mam, mogę się wycofać. Przemóc się, będzie lepiej, przywyknę, czy
może być tylko gorzej? Sory, musiałam się wygadać, od tego zależy moja przyszłość. Najżałośniejsze jest to, że utrzymuje mnie mój chłopak, nie chodzi
tu tylko o kasę, ale chciałam wreszcie normalnie żyć, a nie jak tchórz pod kloszem rodziny i chłopaka, czuję się jak pasożyt.