Wracając do sedna, posiadam osobowość unikającą możliwe, że nawet jest to fobia społeczna nie wiem trudno powiedzieć. Od ok. 2 lat nie potrafię stworzyć bliższych relacji z drugą osobą i w ten sposób zagłębiam się w coraz to większą pustynię. Tak naprawdę to sam nie wiem czego oczekuje od życia, chciałbym mieć kogoś bliskiego, a jednocześnie chciałbym żyć samotnie, chciałbym,aby to była osoba idealna, choć wiem, że to niemożliwe. Dzień w dzień ta sama rutyna: szkoła i kila godzin w domu, ciągle to samo, a połowa dnia spędzona na zastanawianiu się nad sobą, no chyba, że jest coś do zrobienia. Nie ma człowiek do kogo pyska otworzyć, w szkole zakłada się maskę, w domu słucha muzyki to wszystko mnie zabija, zjada od środka.
Może to i głupie ale już nieraz myślałem żeby z tym wszystkim skończyć, dać sobie spokój i już się nie męczyć, ani jednej łzy więcej, ani jednego problemu więcej, ale wiem, że to by było totalne pójście na łatwiznę, a to jest niezgodne ze mną, z moimi posranymi zasadami, które sprawiają, że jestem dziwnym człowiekiem. Może i z jednej strony jestem inny, wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju, ale to nie zmienia faktu, że jestem dziwny i porąbany. Nie rozumiem dlaczego stawiam siebie ponad innych, tyle razy sparzyłem się w kontaktach międzyludzkich, że zacząłem szukać jakiegoś ideału osoby lub zmaterializowania "wymyślonego przyjaciela" kopii mnie samego. Niszczę wszystkie lepsze znajomości i bardzo szybko się zniechęcam. Boję się, że będzie to trwało jeszcze długo, a ja tego nie wytrzymam. Jeśli już teraz jestem zamknięty na społeczeństwo to co będzie za kilka lat.
Sorry, że to taki w sumie temat bezsensu, ale mój mózg potraktował to chyba jako rozmowę i zrobiło mi się trochę lżej. Jest to tylko zalążek tego co bym mógł napisać, pisząc to miałem setki zdań w głowie, ale byłoby to za długie. Dzięki osobom, które w ogóle to przeczytają. Oczekuję chyba bardziej pytań niźli odpowiedzi, bo w sumie trudno coś do tego napisać.
