Zanim zadam właściwie pytanie, opiszę pokrótce swoją historię - wydaje mi się, że moja mniej lub bardziej introwertyczna natura przyczyniła się do tego, jak moja psychika zareagowała. W każdym razie do rzeczy.
Parę ładnych lat temu, jeszcze w liceum poznałem swoją pierwszą dziewczynę. Oczywiście nie miałem pojęcia na czym polega bycie z kimś; myślałem, że jestem zakochany, itp. Po miesiącu "związek" się rozpadł. Był to dla mnie silny cios; dobre pół roku walczyłem ze sobą, próbując się z tego podnieść. Rozwiązaniem okazała się ukrywana już do końca liceum nienawiść (to chyba jednak zbyt mocne słowo) do mojej wybranki (chodziliśmy razem do klasy, więc skomplikowało by to sprawę). Nigdy nie należałem też do osób zdecydowanych i nie potrafiłem zdobyć się na takie wyznanie.
W czasie gdy jeszcze się "podnosiłem", poznałem przez Internet kolejną dziewczynę. Ze względu na odległość i brak własnych funduszy nie mogliśmy się spotkać. Nasz kontakt opierał się o gg, maile i standardowe listy. Dzięki temu poznaliśmy się o wiele lepiej, a znajomość była oparta na rozmowie, co zawsze chciałem osiągnąć. Ona była bardzo ostrożna jeżeli chodzi o uczucia, jednak stopniowo udawało mi się otwierać Jej serce. W końcu stało się jasne, że musimy się spotkać. Na tym etapie chyba już byłem naprawdę zakochany, chociaż ona pisała w liście, że to nie jest miłość (bo to zbyt mocne słowo na znajomość tylko przez Internet) [btw. w takim razie nie wiem czym jest miłość, bo to było daleko poza przyjaźnią]. Jednak im bliżej było spotkania, tym coraz bardziej pokazywała mi, że tamte słowa niekoniecznie są aktualne.
Dzień spotkania - najpiękniejszy dzień mojego życia. O ironio - nie mogliśmy zbyt wiele porozmawiać, ze względu na terapię, którą Ona odbywała.
Tego samego (albo następnego) dnia dostałem maila, że było wspaniale, itp. Pojawiły się też jednak pierwsze słowa zwątpienia czy to ma sens. Jakiś czas później Ona zakończyła nasz "związek". Od tamtej pory nie mogę się pozbierać. Nie potrafię zrozumieć dlaczego tak się stało. Nie potrafię jej znienawidzić; pewnie miała rację.
Niedawno minęło 5 lat a ja nadal ze sobą walczę. Wyobrażam sobie sytuacje typu "co bym zrobił, gdyby się odezwała" albo gdybyśmy się przypadkiem spotkali. Przez pewien czas szukałem w necie wszystkiego co mogła w nim zostawić - zdjęcia, wpisy na forach, inne adresy mailowe, itp. 2 lub 3 lata zebrałem się i pojechałem do Niej. Jednak wszystko było nie tak. Nie liczyłem oczywiście na jakieś odrodzenie znajomości (a może podświadomie jednak?), ale nie miałem nawet okazji porozmawiać z Nią na osobności. Znowu zabrakło mi jaj.
W ciągu tych 5 lat były jeszcze 2 inne dziewczyny. W przypadku pierwszej bardzo się starałem żeby Ją pokochać; nigdy jednak do tego nie doszło. Nigdy Jej nie opowiedziałem o "poprzedniczce". Skończyło się po kilku miesiącach. W przypadku drugiej dziewczyny zakończyłem wszystko zanim się jeszcze zaczęło.
Zauważyłem, że coraz trudniej mi się odezwać do jakiejś dziewczyny na ulicy, itp.
W głowie mam chaos; coraz częściej myślę, że mam depresję. Myślę nad wybraniem się do psychologa, jednak nie widzę wielkich szans na znalezienie na to czasu, którego mi strasznie brakuje w normalnych godzinach (dużo czasu zabierają mi dojazdy; poza tym pracuję i studiuję dziennie). Mam ogromne problemy z motywacją. Wiele rzeczy odkładam na ostatnią chwilę. Wolę się zacząć uczyć np. o 2. czy 3. w nocy i zarwać nockę niż załatwić to wcześniej i iść spać. Z jednej strony brakuje mi czasu, z drugiej natomiast marnuję go gdy już go mam (oglądam tv, robię "nic" na kompie). Z domu wychodzę właściwie tylko gdy muszę. Nie nauczono mnie pracy, więc zdarza się to rzadko. Często się nudzę - chciałbym wyjść na piwo, itp., jednak moje stare znajomości (miejscowe) opierają się głównie na spotkaniach w autobusie.
Próbowałem szczęścia na serwisach randkowych - niestety nie wiem o czym rozmawiać, rozmowy się nie kleją i w końcu konwersacja się kończy. Chciałbym żeby ktoś dał mi szansę i od razu umówił się na spotkanie, bo nie umiem się "zaprezentować" przez Internet. Na żywo z kolei nie potrafię zagaić do obcej dziewczyny.
Czasem mam wrażenie, że lubię być nieszczęśliwy i że lubię się nad sobą użalać. Oczekuję litości innych ludzi, chociaż nie wiem po co.
To chyba tyle, bo tracę spójność. W tym miejscu zadawanie pytania już chyba nie ma sensu - wiadomo o co chodzi