Cały czas myślę o tym, dlaczego moja przyjaciółka milczy... Dziś postanowiłam "zrobić z tym porządek". Porządek w swojej głowie przede wszystkim. Tyle razy już próbowałam, ale dziś ugryzłam to z innej strony. Introwertyzm... Olśnienie? Nie wiem. Nigdy wcześniej o tym nie myślałam. W sumie nie było powodu. Dopóki nie dowiedziałam się czym tak naprawdę jest introwertyzm. Introwertyzm zawsze kojarzył mi się z nieśmiałością, stałym milczeniem, przede wszystkim niemożliwością stworzenia trwałych więzów z ludźmi. Myliłam się. Zaczęłam o tym czytać. Przeszukałam Internet. I co się okazało? Bardzo często nie zdajemy sobie sprawy z tego, ilu żyje wokół nas introwertyków. Czasem mamy w sobie coś z nich, nawet o tym nie wiedząc...
Zauważyłam, że od jakiegoś czasu moja przyjaciółka zamyka się w sobie, niewiele o sobie mówi. Od jakiegoś czasu dziwiło mnie to, że ja potrafię z błahym problemem napisać jej kilka 8-częściowych SMS-ów, a ona "raczy" mnie w przypadku poważnych problemów suchymi informacjami jak z nagłówków kolorowych pism. Spacery, które kiedyś nas tak cieszyły? Poszły ostatnio w odstawkę... Zastanawiałam się co jest? W głowie miałam już wszystko: brak zaufania po tych 2 latach wspólnego mieszkania (długa historia), problemy na uczelni, zawiodła się na mnie, nie zależy jej już na tej przyjaźni. Wreszcie pomyślałam, że moje pojęcie przyjaźni kompletnie rozmija się z jej pojęciem przyjaźni. W głowie miałam już wszystko, mimo jej zapewnień o tym, że nic się nie zmieniło. Dopiero teraz do głowy przyszedł mi introwertyzm. Nigdy nawet o tym bym nie pomyślała. Dlatego, że miałam w głowie mylne na jego temat pojęcie. Na pewno wiedziałam, że ma na to wpływ pewne uwarunkowanie charakteru, ale zawsze zapalała się czerwona lampka: "Nie, przecież kiedy się poznałyśmy była taka otwarta, dużo mówiła o sobie. Nieśmiałość też nie wchodziła w grę". A tu co? Mit obalony, bo po dogłębnej analizie materiałów o introwertykach dowiedziałam się, że introwertyzm może być co prawda wrodzony, ale również nabyty (!) Dodatkowo, introwertyk wcale nie musi być nieśmiały. Co ważniejsze, introwertyk jeśli znajdzie odpowiednią osobę, nadającą na tych samych falach, potrafi być wspaniałym przyjacielem, w tej znajomości może być sobą, realizować się. To zdarza się rzadko. Może tak było w Naszym przypadku? No i zaczęło mi się wszystko układać. To, że zaczęłyśmy od samego początku się dogadywać okazało się też nie stanowić przeszkody dla hipotezy introwertyzmu. Introwertyk nie jest siedzącym w kącie zakompleksionym, samotnym człowiekiem. To człowiek, który tak, jak każdy szuka przyjaciół. To ktoś, kto mimo swej skrytości, bogactwa przeżyć wewnętrznych, może się przyjaźnić, choć oczywiście stanowi to dla niego większy problem niż dla reszty społeczeństwa, przez co jego przyjaźnie są mniej liczne, co nie znaczy, że mniej wartościowe. Wręcz przeciwnie. Jeśli introwertyk nazwie kogoś swym przyjacielem, można mieć pewność, że jest to coś głębszego. Zgadzałoby się.
Jakie jeszcze podobieństwa znalazłam? Bogactwo przeżyć - wiem, że jest ogromne, choć niewiele z tego wychodzi na zewnątrz. Oszczędność słów - bezapelacyjnie
Teraz rozumiem już te 2 lata, kiedy razem mieszkałyśmy. Tak wyraźnie jak jeszcze nigdy... Ja, na przyjaciół bardzo otwarta, potrzebowałam rozmowy. Moja przyjaciółka za to potrzebowała czasu dla siebie. Tylko dla siebie. W samotności. Dla mnie to był jakiś totalny przeskok w porównaniu z czasem, kiedy nie mieszkałyśmy ze sobą. Nie potrafiłam tego zrozumieć. 1000 myśli w głowie miałam, wiele czarnych scenariuszy, nie przypuszczając, że odpowiedź na wszystkie pytania może się okazać taka przyziemna, prosta, prozaiczna... Gdybym wiedziała to, co teraz wiem…
Powróćmy do podobieństw. Okazywanie wydawałoby się nieuprzejmości wobec osób miłych - czasem da się zauważyć. Nie jest to nieuprzejmość. Tutaj należałoby odnieść się do artykułów, do których linki zamieszczę nieco dalej. Kolejne podobieństwo - zmęczenie innymi ludźmi. Też można zaliczyć. Myślenie: "Jestem fajny, jesteś fajny – w małych dawkach" - zgadza się. No cóż, nie będę się rozpisywać. Widzę bardzo dużo podobieństw, które można znaleźć na bardzo ciekawych stronach, do których podaję linki:
1. artykuly/71-dban ... trowertyka
2. http://i.imgur.com/b1dmB.jpg
3. http://zaozi.blogspot.com/2010/03/twoj- ... ertyk.html
4. http://tannat.pinger.pl/m/991453
5. http://tannat.pinger.pl/m/3804269/intro ... ?r=8693702
Co dalej? Nic. Nic się nie zmienia. A może jednak jest inaczej. Dlaczego? Dlatego, że teraz wiem, że nie zrobiłam jakiegoś błędu, który zaważył na Naszych stosunkach. Teraz wiem, że ona już po prostu taka jest. Ja lubię o sobie mówić, ona nie. I nie ma w tym nic dziwnego. Odetchnęłam z ulgą. Może wreszcie teraz przestanę szukać odpowiedzi, może przestanę zastanawiać się dlaczego tak mało o sobie mówi, może przestanę się obwiniać.
DO MERITUM. Będę jednak musiała zmienić podejście do tego, w jaki sposób o sobie mówi. No i za to nie wiem za bardzo jak się zabrać. Dlatego, że w linku nr 5 introwertyk (sam introwertyk) pisze, że nie przyzna się do tego, że potrzebuje pomocy. Trzeba do niego docierać. Introwertyk ten daje do zrozumienia, że oczekuje pomocy, choć ją odrzuca, bo jej przyjęcie jest dla niego niejako wbrew jego naturze. Na samym końcu artykułu wskazanego w linku nr 1 autor pisze natomiast: "Jak mogę znajomemu introwertykowi dać do zrozumienia, że wspieram go i akceptuję jego wybór? Po pierwsze, zrozum, że to nie jest wybór. To nie jest styl życia. To orientacja. Po drugie, kiedy zauważysz, że introwertyk pogrążył się w swoich myślach, nie pytaj "Co się stało?", ani "Czy wszystko w porządku?". Po trzecie, nie pytaj też o nic innego". Na tym forum również otrzymałam zbieżne informacje. Kropka pisze: „Tak się zastanawiam... taki przyjaciel I to musiałby być szalenie cierpliwy i dociekliwy człowiek. Znosić te nasz humory, milczenie, doszukiwać się sensu w tych kilku wypowiedzianych słowach. Nie uważacie, że to nie lada wyzwanie? I gdy taki ktoś jest z wami po kilku latach, czy nie zasługuje na miano przyjaciela? Bo nie odchodzi tak jak inni ludzie”. Biedronka pisze: „Jeśli idealna przyjaźń nie istnieje, to mojej niewiele do tego brakuje. Często było tak, że choć niektórzy uważali się za moich przyjaciół, byli najwyżej dobrymi kolegami. Nie ufałam do końca nikomu, bo zawiodłam się na jednym 'przyjacielu'. Przyzwyczaiłam się do myśli, że nie będę mieć przyjaciela. Na szczęście się myliłam - teraz mam prawdziwego Przyjaciela. Też jest I. choć znałyśmy się z widzenia od iluś lat, dopiero wspólne przejścia zbliżyły nas do siebie. Za to mogę powiedzieć, że ten rodzaj relacji jest niesamowity, nie uwierzyłabym, że w ogóle można z kimś mieć tak bliski kontakt. Rozumiemy się tak dobrze, że często wystarczy autentycznie jedno spojrzenie w oczy i wszystko jasne. Bardzo często myślimy o tym samym, to jak jakaś telepatia.. Mamy takie same poglądy w najważniejszych sprawach, lubimy podobne rzeczy i podobnych nie akceptujemy, śmieszą nas te same żarty, możemy rozmawiać na każdy temat... a często po prostu razem milczymy i jest to takie naturalne. Zwykle, gdy spotykam się z ludźmi, jestem 'wypompowana', po spotkaniu z moim Przyjacielem dostaję powera optymizmu. Wiem że mogę jej zaufać jak nikomu innemu. W niektórych sprawach, zwłaszcza praktycznych, ufam jej bardziej niż sobie. Naprawdę zawsze możemy na siebie liczyć. Poza tym nawzajem dopingujemy się do nauki i rozwijania swoich dobrych cech. Czuję, że staję się kimś lepszym. Takiej przyjaźni życzę każdemu”. Tak właśnie było między Nami tylko, że w międzyczasie Ona gdzieś mi „uciekła”. Zawsze lubiłam tego typu "wyzwania" i nawet w pewnym momencie udało mi się wejść dalej, ale w międzyczasie gdzieś mi "uciekła" i teraz wszystko zaczynam od początku. Teraz będzie trudniej, bo ten kluczyk, który pasował wcześniej dziś już nie pasuje. Stąd ten post… Paranoik natomiast pisze: „Aktualnie nie mam żadnych przyjaciół i dobrze mi z tym jak z niczym na tym świecie. A w przeszłości miałem może z 1,5 przyjaciela. Nigdy nie odczuwałem przez dłuższy czas tego uczucia dzielenia się z kimś na bieżąco swoimi przeżyciami itp. Jak mam jakiś problem to też sam staram się raczej go rozwiązać i nikogo o nic nie prosić. Przez te kilkanaście lat osiągnąłem już dosyć wysoki poziom samowystarczalności”.
Więc jak to jest, Drodzy Introwertycy? Walić drzwiami i oknami czy czekać aż sam poczuje potrzebę rozmowy? A co jeśli ominie nas chwila, w której rzeczywiście będziemy potrzebni przyjacielowi? Mam zamęt w głowie. Moim jedynym celem jest to, żeby zachowywać się tak, by czuła się w tym wolna, nieskrępowana, żeby mogła być sobą, ale z drugiej strony chcę dawać jej poczucie bliskości, opieki. Jeśli jakiś introwertyk to czyta to proszę o radę! Każde, nawet według Was podstawowe rady będą pomocne. Chcę poznać Wasz świat, Wasze potrzeby, żeby być dobrym przyjacielem mojego własnego Introwertyka