muzyczny introwertyk?
: 13 sty 2014, 22:57
Gracie na gitarze, keybordzie itp?
Miejsce spotkań ludzi takich jak Ty!
https://introwertyzm.pl/
To prawda, na tych próbach ludzie po prostu odpalali sprzęt i instrumenty, i grali, porozumiewając się tylko/głównie w celach muzycznych. Potem montaż i obróbka dźwięku, mix, mastering, odsłuch itd. to też bardzo fajne dla introwertyka sprawy. Samo wrzucanie muzyki na streamingi w necie czy nawet nagrywanie się w home studio też bardzo ok. Problemy zaczynają się przy występie na żywo, ale znowu - przygotowanie, wyjście na scenę, odegranie, zamachanie do publiczności - żaden problem. Faktycznie jest to do zrobienia w muzyce elektronicznej i instrumentalnej.intbrun pisze: 30 paź 2024, 23:18Znam sporo muzyków, który są introwertykami. Granie w zespołach im pasuje, bo 'nie trzeba gadać' ;-)
O, tu się zaczyna. Samozwańczy liderzy, którzy bez instrumentalistów nie zrobiliby nic, ale przecież to oni są tymi ekstrawertykami, mają znajomości, zdolności sceniczne, stylówę itd. Nigdy się z nimi nie dogadałem. Nawet introwertyczny wokalista przez sam fakt, że jego głos miał być główną osią projektu, zachowywał się bardzo podobnie.
"Może w następnym życiu" brzmi idealnie - czyli w tym, w którym postawiłoby się na to od samego początku i tego trzymało do końca. Wtedy jest to faktycznie do zrobienia. A tak poza tym, to dobrze nazwać to "pasją", a nie "hobby". Hobby to np. łowienie ryb albo zbieranie znaczków. Muzyka rządzi się trochę innymi prawami. I jest też ogromna rozbieżność między pasją aktywną, a pasywną. Będąc po prostu odbiorcą muzyki, można znać się na niej naprawdę szeroko, bywać w wielu miejscach i z bardzo różnymi ludźmi. Zdeklarowanie się na tworzenie muzyki w konkretnym nurcie to już taka deklaracja, jak podpisanie umowy o pracę w jakiejś branży. Ciężkie dla ludzi z szerokimi horyzontami.intbrun pisze: 30 paź 2024, 23:18Ja mam za sobą epizod szkoły muzycznej, a potem jakieś kapele, czasem o skrajnie różnej tematyce. Kilka instrumentów w miarę dobrze, i kilka pobieżnie. Chociaż ostatnio większość się kurzy. Do dziś nie wiem czy dobrze zrobiłem, nie wiążąc się z muzyką zawodowo. Może w następnym życiu.
O, widzę, że tu podobna historia się wydarzyła. O jakie tematy międzyludzkie chodziło wśród filharmoników, skoro muzyczne były w porządku?intbrun pisze: 03 lis 2024, 20:25Zaczynając od końca - decyzja o 'porzuceniu' muzyki jako zawodu trochę wyszła sytuacyjnie, ale troche była świadoma. Na podstawie obserwacji nie odpowiadało mi (tematy międzyludzkie, a nie muzyczne) to co widziałem w środowisku filharmoników, z kolei przebicie się z kapelą pankowo-rockową, bez dojść było bez szans tak samo wtedy jak i dzisiaj. Tak chociażby - bardzo fajny zresztą - zespół Kwiat Jabłoni. Talent talentem, a rodzicie w branży - rodzicami w branży ;-). Setki kapeli coverowych (w których granie jest często naprawdę przyjemnością) potrafią często zagrać równie profesjonalnie co oryginał. A muzycy potrafią grać wszystko co im wpadnie w ręce. Technicznie potrafią być lepszymi mzykami niż niejedne znane gwiazdy. Ale brakuje im tego czegoś.... czyli ... znajomości ;-)
Jasne, zależy od trafu. Ale ta uwaga o byciu jednocześnie instrumentalistą bardzo dużo tutaj zmienia.intbrun pisze: 03 lis 2024, 20:25Z frontmenami to chyba nie musi być reguła, normalni też są. A jako śpiewający znad klawiszy introwertyk chciałem wyrazić stanowczy i zdecydowany sprzeciw wobec wrzucania mnie do jednego koszyka z 'gwiazdorami' ;-) Ale też to pewnie dlatego, że u mnie zawsze frontmen był też instrumentalistą, a nie przebierańcem. Mi w każdym razie drugie głosy zawsze pasowały, niech ktoś inny bawi się w wodzireja ;-).
Z doświadczenia - wystarczy mieć jakiekolwiek nagrania, żeby można było sobie ich posłuchać i wspomnieć o samym fakcie bycia muzykiem. Działa i w tematach damsko-męskich, i w każdych innych. Dlatego warto inwestować właśnie w nagrania. Jest to twardy dowód, można wysłać to tak w zasadzie gdziekolwiek, później ktoś może odtworzyć to sobie w dowolnych warunkach. A jednocześnie można się do tego solidnie przygotować, sporo popracować nad samym dźwiękiem itd. Jak szukałem ludzi do grania, to nagrywki były dealbreakerem. Fakt ich posiadania lub nie, ich jakość (muzyczna i dźwiękowa) albo to, co prezentowały stylistycznie itd.intbrun pisze: 03 lis 2024, 20:25Tutaj można by zrobić małą dygresję w kierunkach damsko-męskich. Introwertyczny grajek na gitarę przy ognisku, z jednej strony zwraca uwagę lasek na siebie, z drugiej... ręce ma zajęte gitarą, i gry wydaje mu się, że dziewczyny podziwiają i wzdychają do jego rzewnych piosenek miłosnych, przegapia fakt, żę inne chłopaki już się tymi dziewczynami zajmują. I potem zostaje sam z gitarą, gdy inne pary rozchodzą się do namiotów ;-)
Tak, w opozycji do nagrywek, występy to zupełnie inna broszka. Problem polega na tym, że kiedy kończy się szkoła lub przerywa się taką ścieżkę muzyczną związaną ze sceną, te umiejętności jednak w znacznym stopniu zanikają. Podobnie zresztą do umiejętności manualnych, czyli gry na instrumencie.intbrun pisze: 03 lis 2024, 20:25Co do grania na żywo, to miałem okazje widzieć akcje, gdy gość, który w domowym zaciszu i na próbach wymiatał, zdrętwiał przy nawet niewielkiej publiczności i trzeba było poświęcić kilka mini-koncertów w jakichś pod-pubach, żeby go przełamać ;-)
Tutaj szkoła muzyczna zrobiła robotę, stresując dzieciaki od małego publicznymi występami przed rodzicami czy nauczycielami. Intro czy nie, szybko uczył się obycia scenicznego. I ignorowania tegoż. Zresztą podobne zadanie mają różne jasełka czy inne występny dzieciaków. Zaspokoić ego rodziców, ale przede wszystkim doświadczyć dziecko sceną jak najwcześniej. Na zachodzie w szkołach grane są potem różnie HighSchoolMusical. U nas raczej apele poległych i inne poważne tematy. Niby trzeba wystąpić i wiersz powiedzie, ale to chyba nie jest to samo...