Łooo

ależ temat. Dopiero teraz zauważyłam ^^
Z tego całego pierwszego postu, widzę jedną radę i to o znaczeniu uniwersalnym, o to to:
nie każdemu się spodobacie i musicie to zaakceptować.
To jeszcze na początek napiszę, że miałam podejście do tej "książki", ale ilość oczywistych oczywistości, a przede wszystkim ton w jakim jest napisana ta książka (z cyklu: facety to złe i nikczemne potwory, oooouuuu) zniechęciły mnie i chyba na pierwszym rozdziale się skończyło. Jak ją komuś polecać, to dziewczynie, która właśnie "usprawiedliwia" różne zachowania swojego mężczyzny i/lub jest pod takim silnym działaniem chemii, że nie zauważa oczywistych rzeczy.
Kobiety uwielbiają usprawiedliwiać mężczyzn, zrzucać brak zainteresowania na charakter mężczyzny i myśleć: że on się zmieni, tylko ma trudny okres w życiu itd.
Ano, to mnie irytuje trochę. Chociaż bardziej, a znam takie sytuacje, jak chłopak się dla dziewczyny zmienia, a na końcu następuję rozstanie, bo "już nie jesteś taki jak kiedyś".
No oczekiwanie na cud i "domyśli się" to raczej nie zadziała. Nie, nie domyśli się i całe szczęście, bo ja osobiście nie chciałabym mieć faceta, który czytałby mi w myślach. Jak się czegoś chce to się używa tzw. aparatu gębowego i się o tym mówi.
Mało która potrafi jasno zrozumieć, że facetowi nie zależy a nie ma jaj by zakończyć związek.
To też jest uniwersalne, a związków z braku jaj czy laku nie demonizowałabym. Są takie związki i będą.
"Mało która potrafi zrozumieć", eeee tam, ja jestem przekonana bardziej do tego, że jak już to nie chce zrozumieć.
Weźmy też wspomniany przez highwinda pragmatyzm. Wygoda, oczekiwanie na "lepsiejszy model".
Nieważne czy facet jest intro czy ekstra jak mu się spodobasz fizycznie i uzna że nie jesteś idiotką to się sam umówi. Nie trzeba za zainteresowanym chłopakiem gonić, on sam wyjdzie z inicjatywą.
Nie trzeba gonić, ale można "pomóc"
Nie wiem co highwind miał na myśli pisząc "okazywanie podobnych emocji", ale ja mam na myśli samo nawiązanie pierwszego kontaktu, a potem już można pozwolić się "poderwać", hehe.
Facet może nawet 10 lat zmarnować kobiecie i nagle sobie iść, bo "boi się zaangażowania".
Bez przesady, to też działa w dwie strony. Róże są te "koleiny losu" i mówienie "10 lat zmarnować", a wiadomo co było na początku? W przeciągu 10 lat może bardzo wiele wydarzyć, a w związku są dwie osoby, więc jak już to oboje je sobie "zmarnowali".
Tu sobie ponarzekam, że nie rozumiem kobiet, które będąc w związku, mając jakiekolwiek problemy informują o nich wszystkich oprócz samego zainteresowanego. Ugh.