Kryzys by kosa13
: 27 maja 2013, 0:27
Witam serdecznie mniej lub bardziej znanych forumowiczów!
Prawdopodobnie gdyby nie mój brat, który właśnie przed chwilą przez sen zapytał się mnie "czy jestem w tej samej drużynie", nigdy bym nie wylał tych wypocin. Piszę z komórki, także z góry przepraszam.
Zacznijmy zatem od początku: za górami za lasami żył sobie człek. Mama skarciła go od samego zarania jego dziejów nazywając go kosa13 przez co całe społeczeństwo uważało go za jedynie 13 letnie, już od dawna nie używane narzędzie do ścinania zboża... dobra żarty na bok.
Postaram się pisać wszystko jak najautentyczniej potrafię.
Już od zerówki nasz kosa widział, że różni się od reszty nie potrafił tak dobrze, łatwo zaprzyjaźnić się z grupą rówieśniczą jak reszta. Często bawił się sam. A przyjaźń z dziećmi była mozolną pracą. Bardzo lubiał przebywać z kimś bez tego zgiełku grupy, rozmawiać szczerze bez ogródek.
Nasz zuch wyrósł na prawdziwego ucznia SP. Tutaj czuł się dobrze, czasami podśmiewali się z niego koledzy, ale generalnie lubili go w klasie i znalazł paru przyjaciół. Z niektórymi trzyma sztamę aż do dziś.
Przyszła kolej na gimnazjum(przez wiele osób zwane: gimbazjum). Tutaj nastąpił przełom. W klasie miał 2 dresów z czego 1 był b. Agresywny i aż prosił się o jakąś awanturę. Nikt nie wiedział nawet o co mu chodzi i dlaczego. Większość dostosowywała się do zasad panujących przez naszego drecha, lecz nasz kosiarz nie dał się złamać. Niestety był nie na tyle silny by mu się przeciwstawić. W klasie było znaczne podzielenie na tych śmiejących się i z których śmiano się. Kosiara należał do tej drugiej grupy. Azylu szukał w grach komputerowych od których później się uzależnił i jedyne o czym myślał po powrocie to kolejny itemek jaki wydropi z bossa i ziomki z gildii, ludzie którzy wreszcie go należycie szanowali.
W liceum już było(jest) spokojnie. Dostał się do lokalnego liceum, także nowym Bill Gatesem to on nie zostanie, ale czuje sie w niej dobrze.
Często zły charakter z gimnazjum śni mu się po nocach. Bardzo nie lubił tej osoby.
A teraz do rzeczy:
Dałem taki dość duży wstępniak, bo może to wynikać z mojej historii. Mam 18 lat i to czego pragnę to bardziej czuć. Brzmi dziwnie nieprawda? Wyobrażcie sobie, że jesteście w stanie bez problemu stłumić w sobie wszelkie emocje. Czasami zastanawiam się nawet: jak powinienem zareagować? Człowiek jest uczuciami i emocjami.
Wracasz do domu po uczelni i co robisz? Włączasz muzykę? Oglądasz film? A może czytasz książkę? Wszystkie wymienione rzeczy wywołują określone emocje, które popędzają zachęcają cię do tego. Ja jestem chyba tego wyzbyty. Rzadko kiedy książka jest mnie w stanie zainteresować bardziej niż na 20 stron. Ale zaraz zaraz... ostatnio oglądałem "Życie Pi" oraz "Marley i Ja". Na obu filmach się popłakałem. Czyli jednak mam uczucia? Potrafię komuś współczuć, ale nie potrafię lub jest to cholernie ciężkie
wzbudzić w sobie takie uczucia jak szczęście euforię, ekstazę. Istna anhedonia od zarania dziejów.
Emocje to wszystko co mamy. Kiedyś przeczytałem gdzieś, że człowiek nie zapamiętuje słowa, lecz emocję wywołaną nim.
Nauka nie sprawia mi przyjemności chociaż jestem ciekawy chociażby j. Niemieckim to nie potrafię się na tyle skupić, zainteresować, zaangażować by coś se wbić do tego łba.
Chciałbym zwrócić uwagę, że u mnie to rodzinne.
Brat albo śpi albo gra albo jest na uczelni albo praca uwierzcie mi to jest jego całe życie.
Siostra potrafi 3/4 dnia przesiedzieć przed facebookiem.
A ja? Nigdy nie mam co robić w weekend. Chciałem iść samemu na jakieś zakupy, bo ciągle chodzę w tych samych łachmanach, ale nie mogę się zmotywować. Dzisiaj: wstałem o 12. Doczytałem 1 część tańca ze smokami (Gra o Tron), grałem 2 godziny, biegałem, to w zasadzie tyle. Średnio stan melancholii potrafię doświadczyć 5-6 razy na dzień.
Co proponujecie?
Zarzywałem ostatnio magnez. Szczerze: pomogło, trochę. Bywały dni, ż e sam się dziwiłem, że tak tryskam energią, a wszyscy tacy oschli. Kawę też zarzywam/-łem. Tylko jedno trochę gryzie się z drugim, bo kawa wypłukuje magnez.
Słyszałem o innych specyfikach typu noopept, piracetam, sulbutamine. Jeśli ktoś mógłby zdać relację to fajnie.
Wiem, że takie dopalacze to droga na skróty. Ale jakie są wasze opinie? Co byście zrobili w moim świecie pozbawionym motywacji, zaangażowania i jakiegokolwiek zainteresowania? Troszkę wieje nudą. Cały weekend potrafię siedzieć w domu i prawie nic nie robić. Jak ten weekend na przykład.
Dziękuję za uwagę. 15% baterii poszło(mam nadzieję) nie ma marnę. Czekam z niecierpliwością na odzew. Eloszki.
Prawdopodobnie gdyby nie mój brat, który właśnie przed chwilą przez sen zapytał się mnie "czy jestem w tej samej drużynie", nigdy bym nie wylał tych wypocin. Piszę z komórki, także z góry przepraszam.
Zacznijmy zatem od początku: za górami za lasami żył sobie człek. Mama skarciła go od samego zarania jego dziejów nazywając go kosa13 przez co całe społeczeństwo uważało go za jedynie 13 letnie, już od dawna nie używane narzędzie do ścinania zboża... dobra żarty na bok.
Postaram się pisać wszystko jak najautentyczniej potrafię.
Już od zerówki nasz kosa widział, że różni się od reszty nie potrafił tak dobrze, łatwo zaprzyjaźnić się z grupą rówieśniczą jak reszta. Często bawił się sam. A przyjaźń z dziećmi była mozolną pracą. Bardzo lubiał przebywać z kimś bez tego zgiełku grupy, rozmawiać szczerze bez ogródek.
Nasz zuch wyrósł na prawdziwego ucznia SP. Tutaj czuł się dobrze, czasami podśmiewali się z niego koledzy, ale generalnie lubili go w klasie i znalazł paru przyjaciół. Z niektórymi trzyma sztamę aż do dziś.
Przyszła kolej na gimnazjum(przez wiele osób zwane: gimbazjum). Tutaj nastąpił przełom. W klasie miał 2 dresów z czego 1 był b. Agresywny i aż prosił się o jakąś awanturę. Nikt nie wiedział nawet o co mu chodzi i dlaczego. Większość dostosowywała się do zasad panujących przez naszego drecha, lecz nasz kosiarz nie dał się złamać. Niestety był nie na tyle silny by mu się przeciwstawić. W klasie było znaczne podzielenie na tych śmiejących się i z których śmiano się. Kosiara należał do tej drugiej grupy. Azylu szukał w grach komputerowych od których później się uzależnił i jedyne o czym myślał po powrocie to kolejny itemek jaki wydropi z bossa i ziomki z gildii, ludzie którzy wreszcie go należycie szanowali.
W liceum już było(jest) spokojnie. Dostał się do lokalnego liceum, także nowym Bill Gatesem to on nie zostanie, ale czuje sie w niej dobrze.
Często zły charakter z gimnazjum śni mu się po nocach. Bardzo nie lubił tej osoby.
A teraz do rzeczy:
Dałem taki dość duży wstępniak, bo może to wynikać z mojej historii. Mam 18 lat i to czego pragnę to bardziej czuć. Brzmi dziwnie nieprawda? Wyobrażcie sobie, że jesteście w stanie bez problemu stłumić w sobie wszelkie emocje. Czasami zastanawiam się nawet: jak powinienem zareagować? Człowiek jest uczuciami i emocjami.
Wracasz do domu po uczelni i co robisz? Włączasz muzykę? Oglądasz film? A może czytasz książkę? Wszystkie wymienione rzeczy wywołują określone emocje, które popędzają zachęcają cię do tego. Ja jestem chyba tego wyzbyty. Rzadko kiedy książka jest mnie w stanie zainteresować bardziej niż na 20 stron. Ale zaraz zaraz... ostatnio oglądałem "Życie Pi" oraz "Marley i Ja". Na obu filmach się popłakałem. Czyli jednak mam uczucia? Potrafię komuś współczuć, ale nie potrafię lub jest to cholernie ciężkie
wzbudzić w sobie takie uczucia jak szczęście euforię, ekstazę. Istna anhedonia od zarania dziejów.
Emocje to wszystko co mamy. Kiedyś przeczytałem gdzieś, że człowiek nie zapamiętuje słowa, lecz emocję wywołaną nim.
Nauka nie sprawia mi przyjemności chociaż jestem ciekawy chociażby j. Niemieckim to nie potrafię się na tyle skupić, zainteresować, zaangażować by coś se wbić do tego łba.
Chciałbym zwrócić uwagę, że u mnie to rodzinne.
Brat albo śpi albo gra albo jest na uczelni albo praca uwierzcie mi to jest jego całe życie.
Siostra potrafi 3/4 dnia przesiedzieć przed facebookiem.
A ja? Nigdy nie mam co robić w weekend. Chciałem iść samemu na jakieś zakupy, bo ciągle chodzę w tych samych łachmanach, ale nie mogę się zmotywować. Dzisiaj: wstałem o 12. Doczytałem 1 część tańca ze smokami (Gra o Tron), grałem 2 godziny, biegałem, to w zasadzie tyle. Średnio stan melancholii potrafię doświadczyć 5-6 razy na dzień.
Co proponujecie?
Zarzywałem ostatnio magnez. Szczerze: pomogło, trochę. Bywały dni, ż e sam się dziwiłem, że tak tryskam energią, a wszyscy tacy oschli. Kawę też zarzywam/-łem. Tylko jedno trochę gryzie się z drugim, bo kawa wypłukuje magnez.
Słyszałem o innych specyfikach typu noopept, piracetam, sulbutamine. Jeśli ktoś mógłby zdać relację to fajnie.
Wiem, że takie dopalacze to droga na skróty. Ale jakie są wasze opinie? Co byście zrobili w moim świecie pozbawionym motywacji, zaangażowania i jakiegokolwiek zainteresowania? Troszkę wieje nudą. Cały weekend potrafię siedzieć w domu i prawie nic nie robić. Jak ten weekend na przykład.
Dziękuję za uwagę. 15% baterii poszło(mam nadzieję) nie ma marnę. Czekam z niecierpliwością na odzew. Eloszki.
