introwertyk2012 pisze:Żona, po pierwszych godzinach, w których była na mnie zdecydowanie obrażona,
Wyartykułowała, czemu jest obrażona? Zapytałeś ją o to? Czy też sytuacja obrażania się i niewypowiedzianych pretensji, nie poruszania owego tematu, a jakimś czasie przechodzenia nad drażliwym problemem do porządku dziennego, jakby go nigdy nie było, jest u Was sytuacją normalną?
introwertyk2012 pisze:Ona się chyba stara, ale dla niej to jest też bardzo trudne. Nie wiem jeszcze do końca, co się za tym kryje, ale jest chyba lepiej. To musi wydawać się dziwne, ale jeszcze o tym nie porozmawialiśmy. Te ciągłe problemy z komunikacją!
Jeśli tak ze sobą rozmawiacie, to nie dziwię się, że nie możecie dojść do porozumienia. Musisz bardziej konkretnie formułować myśli, co znaczy tajemnicze "to" w powyższym fragmencie?
introwertyk2012 pisze:Jak dla mnie brak warunków do prawdziwych rozmów, brak słuchania (a przecież mówię mało), odpowiedniej chwili, kiedy jesteśmy tylko my, a ona chce usłyszeć, co chcę powiedzieć. Ciągle coś się dzieje. A to jakaś znajoma wpada, a to rozmowa telefoniczna (najczęściej z mamą), a to po prostu mój strach przed reakcją i pragnienie spokoju.
Napiszę Ci to, co powiedział kiedyś profesor mojej grupie na studiach, w związku z naszym brakiem przygotowań do zajęć - "To nie tak, że nie mieliście czasu, żeby to zrobić, po prostu wybraliście, żeby poświęcić czas na coś innego."
introwertyk2012 pisze:Oni oczywiście są do mnie uprzedzeni, tak jak ja do nich. Każdy, na swój subiektywny sposób, ma powody. Ja oczywiście nie uczestniczę tak aktywnie, jak by oni chcieli, w różnego rodzaju spotkaniach rodzinnych. Może już do tego przywykli i trochę zrozumieli, ale chyba jeszcze nie tak do końca. Początkowo byłem bez przerwy oskarżany o to, że ich lekceważę, nie zauważam, nie rozmawiam. Im bardziej byłem naciskany, tym bardziej się blokowałem. Jakiekolwiek tłumaczenia, że jest zupełnie inaczej, że nic do nich nie mam, że taki już jestem, były zbywane zdaniami typu „to cię nie tłumaczy”. Mogłem jedynie przyznać się do błędu, do celowego działania przeciwko nim, a przecież to nie byłaby prawda.
Ciężka sytuacja, bo wzajemne animozje trwają już chyba na tyle długo, że nie ma nawet sensu rozkminiać, kto zaczął, kto bardziej dołożył, kto jest bardziej pokrzywdzony itd.
introwertyk2012 pisze:Po prostu spotkałem osobę otwartą, komunikatywną, która miała dość inteligencji, by rozmawiać ze mną o sprawach, które mnie samego interesowały. Wtedy chyba wyobraziłem sobie, że moglibyśmy tworzyć taki zespół, gdzie ona mnie rozumie, rozmawia ze mną i pomaga komunikować się ze światem. Tylko potem jakoś to wszystko się rozpłynęło, że nawet zastanawiam się czy było naprawdę, czy tylko sobie tak wyobraziłem. Okazało się, że mogła się zainteresować tym co ja na chwilę, a potem to już nie było jej potrzebne i okazało się zbyt nudne. Teraz mam wrażenie, że nasze zainteresowania zupełnie się rozjeżdżają, że nasze poglądy są przeciwstawne.
Hm, czyżby wersja demo?
introwertyk2012 pisze:Ona też musiała widzieć we mnie coś, co było dla niej atrakcyjne, pomimo mojej inności, którą musiała zauważyć. To co miało służyć nam, jako zespołowi idącemu wspólnie przez życie, jej otwartość i komunikatywność, było (jest?) wykorzystywane przeciwko mnie. A przecież jako osoba, której tego brakuje, jestem łatwą ofiarą.
Może być tak, że ludzie wiążą się z osobami bardzo innymi niż oni sami, żeby uzupełnić jakieś luki we własnej osobowości, wtedy fascynacja różnicami jest spora, ale po pewnym czasie, jednak te różnice mogą stać się nie do zniesienia, i zamiast być postrzegane jako uzupełnienie, widzi się je, jako przeszkody do osiągniecia porozumienia i wspólnego szczęścia, bo tak drażnią i nie przystają do własnej osobowości.
Myślę, że nie ma innego wyjścia, jak to, żebyście usiedli z żoną na kilka godzin i na spokojnie omówili, bez oskarżania się i wykrzykiwania swoich krzywd, kim jesteście, czego oczekujecie, co możecie dać, a czego nie jesteście w stanie, i czy to, co może zaoferować druga strona jest dla Was satysfakcjonujące i wystarczy, a jeśli tak, to jakie kroki podejmiecie wspólnie, a jakie we własnym zakresie, żeby sytuację polepszyć i naprawić.