Nienawidzę siebie - proszę o pomoc (czy to introwertyzm?)
: 10 lis 2010, 20:46
Witajcie,
postanowiłem się zarejestrować na tym forum, ponieważ ostatnio jest ze mną bardzo źle. Zapraszam serdecznie do przeczytania mojej historii.
Od dziecka byłem inny niż większość. Urodziłem się z pewną cechą wyglądu, z powodu której doświadczyłem w dzieciństwie wielu nieprzyjemności. Bałem się każdej krytycznej uwagi na tym punkcie, a spotykały mnie one często. Już wtedy czułem się gorszy. Oprócz tego miałem problemy z mową, a mianowicie jąkałem się (a raczej zatykałem). Przez większość młodzieńczych lat nie byłem szczególnie szanowany. Co gorsza, całe życie muszę udawać, że jestem hetero, chociaż niestety nie jestem, czego nie akceptuję i w obecnym stanie nie wyjawię tego.
Dziś jestem studentem. Na moje szczęście problemy z wyglądem zniknęły same i wyglądam dobrze. Przez historię z dzieciństwa potrafię docenić swój obecny wygląd i cieszę się z niego. Jąkania też już praktycznie nie ma, mam jedynie problem gdy mam coś opowiedzieć.
Odkąd pamiętam, miałem problemy w kontaktach z ludźmi. Nigdy nie czułem się komfortowo w grupach. Nie lubiłem piłki nożnej, muzyki rockowej i nie miałem żadnych popularnych zainteresowań i wstydziłem się tego.
Tyle o przeszłości. Wspomniałem o niej, ponieważ ostatnio uświadamiam sobie jak wielki może mieć ona związek ze stanem obecnym. No to teraz o tym stanie obecnym.
Moim zajęciem nr 1 w życiu jest analiza. Analizuję, racjonalizuję ludzkie zachowania i szukam swojego miejsca w świecie. Ludzie pałają do mnie niechęcią, to wiem na pewno. Niby wiem dlaczego, jednak nie potrafię sobie z tym poradzić i jest to mój niesamowity kompleks. Wiem, że sprawiam wrażenie wyniosłego. Wiem też, że jest to mój mechanizm obronny przed ludźmi, bo nie ma dla mnie nic gorszego niż poczucie bycia postrzeganym jako słaby. Dlatego przez lata nauczyłem się aroganckich zachowań. Wysyłam negatywną energię.
Ostatnio sen z powiek spędza mi inna sprawa. Będąc w grupie czy rozmawiając z osobą, która nie jest moim przyjacielem, zupełnie nie wiem jak się zachować. Zanim coś powiem, zastanawiam się czy to nie zostanie odebrane źle. Jednak często zdarza mi się mówić głupoty, bo nie umiem odpowiadać na niektóre pytania. Analizuję sprawy wewnętrzne, totalnie pomijając zewnętrze. Czasem np. ktoś zapyta mi się o drogę, którą znam, ale nie potrafię odpowiedzieć jak gdzieś dojść. Często też po prostu nie wiem mimo, że byłem tam wielokrotnie. Po drugie, wyłączam się w rozmowie, uciekam myślami. Męczy mnie rozmowa. Czuję się niekompetentny.
Tego lata zdecydowałem się na daleką podróż i była to najlepsza decyzja mojego życia. Poznałem fantastycznych ludzi, jednak nie potrafiłem ich docenić. Przez niektórych byłem uważany za oziębłego i nieprzyjaźnie nastawionego. A to tylko dlatego, że bałem się wyjść do nich przez swój brak kompetencji i zagubioną tożsamość. Poznałem tam kolegę, który jest dla mnie prawdziwym przyjacielem, choć on nie wykazuje takiego zaangażowania. Chorobliwie zazdroszczę mu pozytywnej energii, która od niego bije. Ludzie go lubili, bo po prostu lubił z nimi rozmawiać i miał szalenie przyjazny sposób bycia. Sam polubiłem go od pierwszego spotkania. Teraz nie ma dnia żebym o nim nie myślał i nie dołował się, że ja nie potrafię tak działać na ludzi. Jest to połączenie chorobliwej zazdrości i chyba miłości. Pierwszy raz w życiu kocham, choć oczywiście z wiadomych względów jest to miłość wyniszczająca i bez sensu.
No właśnie, pozytywna energia. Nie mam jej. Nie potrafię się beztrosko bawić. Nie lubię i nie rozumiem imprez. Nie potrafię odebrać głośnej zabawy jako czegoś pozytywnego, wydaje mi się, że zaraz zostanę ośmieszony. Jeśli gram w jakąś grę, to skupiam się tylko na zwycięstwie, pokazaniu, że jestem dobry. Jest dużo lepiej po alkoholu, który naprawdę mnie otwiera.
Od kilku dni miewam myśli samobójcze, czuję, że wszyscy są przeciwko mnie i nie mam nikogo. Jest dużo gorzej, ponieważ zaczynam sobie uświadamiać swoje słabości i przestaję widzieć wyjście z sytuacji.
Nie wiem czy to po prostu cechy introwertyczne czy coś więcej. Chodzę do psychologa, jednak póki co nie poruszyliśmy meritum i mówimy raczej o moim negatywnym podejściu.
Marzę o tym, by czuć się komfortowo wśród ludzi. Marzę o tym, by nabrać dystansu do własnej osoby. Marzę o tym, by ludzie mnie lubili. Marzę o tym, by umieć z nimi rozmawiać nie tylko o filozoficznych przemyśleniach.
Na tym póki co zakończę, bo temat urósł niebezpiecznie. Chciałbym, by ktoś przeczytał to dokładnie i ocenił sytuację z perspektywy trzeciej osoby. Moja dusza potrzebuje pomocy.
postanowiłem się zarejestrować na tym forum, ponieważ ostatnio jest ze mną bardzo źle. Zapraszam serdecznie do przeczytania mojej historii.
Od dziecka byłem inny niż większość. Urodziłem się z pewną cechą wyglądu, z powodu której doświadczyłem w dzieciństwie wielu nieprzyjemności. Bałem się każdej krytycznej uwagi na tym punkcie, a spotykały mnie one często. Już wtedy czułem się gorszy. Oprócz tego miałem problemy z mową, a mianowicie jąkałem się (a raczej zatykałem). Przez większość młodzieńczych lat nie byłem szczególnie szanowany. Co gorsza, całe życie muszę udawać, że jestem hetero, chociaż niestety nie jestem, czego nie akceptuję i w obecnym stanie nie wyjawię tego.
Dziś jestem studentem. Na moje szczęście problemy z wyglądem zniknęły same i wyglądam dobrze. Przez historię z dzieciństwa potrafię docenić swój obecny wygląd i cieszę się z niego. Jąkania też już praktycznie nie ma, mam jedynie problem gdy mam coś opowiedzieć.
Odkąd pamiętam, miałem problemy w kontaktach z ludźmi. Nigdy nie czułem się komfortowo w grupach. Nie lubiłem piłki nożnej, muzyki rockowej i nie miałem żadnych popularnych zainteresowań i wstydziłem się tego.
Tyle o przeszłości. Wspomniałem o niej, ponieważ ostatnio uświadamiam sobie jak wielki może mieć ona związek ze stanem obecnym. No to teraz o tym stanie obecnym.
Moim zajęciem nr 1 w życiu jest analiza. Analizuję, racjonalizuję ludzkie zachowania i szukam swojego miejsca w świecie. Ludzie pałają do mnie niechęcią, to wiem na pewno. Niby wiem dlaczego, jednak nie potrafię sobie z tym poradzić i jest to mój niesamowity kompleks. Wiem, że sprawiam wrażenie wyniosłego. Wiem też, że jest to mój mechanizm obronny przed ludźmi, bo nie ma dla mnie nic gorszego niż poczucie bycia postrzeganym jako słaby. Dlatego przez lata nauczyłem się aroganckich zachowań. Wysyłam negatywną energię.
Ostatnio sen z powiek spędza mi inna sprawa. Będąc w grupie czy rozmawiając z osobą, która nie jest moim przyjacielem, zupełnie nie wiem jak się zachować. Zanim coś powiem, zastanawiam się czy to nie zostanie odebrane źle. Jednak często zdarza mi się mówić głupoty, bo nie umiem odpowiadać na niektóre pytania. Analizuję sprawy wewnętrzne, totalnie pomijając zewnętrze. Czasem np. ktoś zapyta mi się o drogę, którą znam, ale nie potrafię odpowiedzieć jak gdzieś dojść. Często też po prostu nie wiem mimo, że byłem tam wielokrotnie. Po drugie, wyłączam się w rozmowie, uciekam myślami. Męczy mnie rozmowa. Czuję się niekompetentny.
Tego lata zdecydowałem się na daleką podróż i była to najlepsza decyzja mojego życia. Poznałem fantastycznych ludzi, jednak nie potrafiłem ich docenić. Przez niektórych byłem uważany za oziębłego i nieprzyjaźnie nastawionego. A to tylko dlatego, że bałem się wyjść do nich przez swój brak kompetencji i zagubioną tożsamość. Poznałem tam kolegę, który jest dla mnie prawdziwym przyjacielem, choć on nie wykazuje takiego zaangażowania. Chorobliwie zazdroszczę mu pozytywnej energii, która od niego bije. Ludzie go lubili, bo po prostu lubił z nimi rozmawiać i miał szalenie przyjazny sposób bycia. Sam polubiłem go od pierwszego spotkania. Teraz nie ma dnia żebym o nim nie myślał i nie dołował się, że ja nie potrafię tak działać na ludzi. Jest to połączenie chorobliwej zazdrości i chyba miłości. Pierwszy raz w życiu kocham, choć oczywiście z wiadomych względów jest to miłość wyniszczająca i bez sensu.
No właśnie, pozytywna energia. Nie mam jej. Nie potrafię się beztrosko bawić. Nie lubię i nie rozumiem imprez. Nie potrafię odebrać głośnej zabawy jako czegoś pozytywnego, wydaje mi się, że zaraz zostanę ośmieszony. Jeśli gram w jakąś grę, to skupiam się tylko na zwycięstwie, pokazaniu, że jestem dobry. Jest dużo lepiej po alkoholu, który naprawdę mnie otwiera.
Od kilku dni miewam myśli samobójcze, czuję, że wszyscy są przeciwko mnie i nie mam nikogo. Jest dużo gorzej, ponieważ zaczynam sobie uświadamiać swoje słabości i przestaję widzieć wyjście z sytuacji.
Nie wiem czy to po prostu cechy introwertyczne czy coś więcej. Chodzę do psychologa, jednak póki co nie poruszyliśmy meritum i mówimy raczej o moim negatywnym podejściu.
Marzę o tym, by czuć się komfortowo wśród ludzi. Marzę o tym, by nabrać dystansu do własnej osoby. Marzę o tym, by ludzie mnie lubili. Marzę o tym, by umieć z nimi rozmawiać nie tylko o filozoficznych przemyśleniach.
Na tym póki co zakończę, bo temat urósł niebezpiecznie. Chciałbym, by ktoś przeczytał to dokładnie i ocenił sytuację z perspektywy trzeciej osoby. Moja dusza potrzebuje pomocy.