Moje życie jest bezsensu...
: 06 wrz 2010, 21:20
No więc, może się najpierw przywitam z racji tego że jestem nowa: cześć.
Hmm..nawet mi to na forum za bardzo nie wychodzi. Trudno mi pisać o tym co mnie gryzie, jestem skryta, małomówna, nigdy nie udzielałam się na tego typu forach, więc przepraszam z góry wszystkich tych którzy będą to czytali (o ile jacyś będą) za chaotyczność. Dość długo starałam się walczyć z beznadziejnością mojego życia, ale ostatnio coś we mnie pękło. Spadła czarna zasłona na oczy i koniec...żadnych perspektyw. Tylko rozpacz, nawet myśli bliskie samobójczym.Przyczyny? Jest ze mnie totalny, maxymalny introwertyk. Chodzące ze mnie indywiduum z własnymi poglądami na świat, których się hardo trzymam. Mimo tego walczę czasem z nieśmiałością, z problemami w kontaktach z ludźmi. Dotychczas przeszkadzało mi to jedynie trochę. Teraz jest tragedia. Doszła depresja spowodowana różnymi rzeczami, nad którymi rozwodzić się nie będę bo nie chce przynudzać. Walczę z poczuciem odrzucenia. Nie mam przyjaciół, znajomych. Jedynymi osobami z którymi się stykam przynajmniej ostatnimi czasy jest rodzina. Przestałam wychodzić z domu. Nie mam pomysłu na siebie bo przez komplikacje zdrowotne, moje studia pozostały w zawieszeniu na rok. I do tego nie wiem czy na nie wrócę, jeśli nic się w moim życiu nie zmieni. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Tłucze się po domu jak opętana, tylko wkurzając rodziców wg nich "nic nie robieniem", są kochani, ale mówią "Weź się w garść. tak nie można. "itp. Wiem że ludzie mają gorsze problemy, nie maja rąk, nóg, są nieuleczalnie chorzy. Ale ja już naprawdę nie mogę wytrzymać sama ze sobą. Chcę zacząć normalnie żyć, wyjść do ludzi. To nie tak że jestem leniem, że nie próbowałam, ale po prostu za każdym razem kończy się to jakąś porażką. Straciłam nadzieję. Toczy mnie od środka jakiś straszny smutek. Wpadam w jakąś melancholię, stan letargu, bo wydaje mi się że nic się już nie zmieni i przegram życie.
Dlatego odważyłam się żeby to napisać, szukam, sama nie wiem czego, porady, wskazówki, pomocy, cudu...
Hmm..nawet mi to na forum za bardzo nie wychodzi. Trudno mi pisać o tym co mnie gryzie, jestem skryta, małomówna, nigdy nie udzielałam się na tego typu forach, więc przepraszam z góry wszystkich tych którzy będą to czytali (o ile jacyś będą) za chaotyczność. Dość długo starałam się walczyć z beznadziejnością mojego życia, ale ostatnio coś we mnie pękło. Spadła czarna zasłona na oczy i koniec...żadnych perspektyw. Tylko rozpacz, nawet myśli bliskie samobójczym.Przyczyny? Jest ze mnie totalny, maxymalny introwertyk. Chodzące ze mnie indywiduum z własnymi poglądami na świat, których się hardo trzymam. Mimo tego walczę czasem z nieśmiałością, z problemami w kontaktach z ludźmi. Dotychczas przeszkadzało mi to jedynie trochę. Teraz jest tragedia. Doszła depresja spowodowana różnymi rzeczami, nad którymi rozwodzić się nie będę bo nie chce przynudzać. Walczę z poczuciem odrzucenia. Nie mam przyjaciół, znajomych. Jedynymi osobami z którymi się stykam przynajmniej ostatnimi czasy jest rodzina. Przestałam wychodzić z domu. Nie mam pomysłu na siebie bo przez komplikacje zdrowotne, moje studia pozostały w zawieszeniu na rok. I do tego nie wiem czy na nie wrócę, jeśli nic się w moim życiu nie zmieni. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Tłucze się po domu jak opętana, tylko wkurzając rodziców wg nich "nic nie robieniem", są kochani, ale mówią "Weź się w garść. tak nie można. "itp. Wiem że ludzie mają gorsze problemy, nie maja rąk, nóg, są nieuleczalnie chorzy. Ale ja już naprawdę nie mogę wytrzymać sama ze sobą. Chcę zacząć normalnie żyć, wyjść do ludzi. To nie tak że jestem leniem, że nie próbowałam, ale po prostu za każdym razem kończy się to jakąś porażką. Straciłam nadzieję. Toczy mnie od środka jakiś straszny smutek. Wpadam w jakąś melancholię, stan letargu, bo wydaje mi się że nic się już nie zmieni i przegram życie.
Dlatego odważyłam się żeby to napisać, szukam, sama nie wiem czego, porady, wskazówki, pomocy, cudu...