Kamczacka Strefa Wykluczenia
: 09 sie 2025, 12:05
Promienie słońca pomarańczowego brzasku zaczęły muskać twarz Szymona przez okno kajuty. Intensywność ciepła porannej wiązki światła wzmocnionej przez szybę zaczęły grzać policzek
mężczyzny stopniowo wybudzając go z letargu. Dla 25-cio letniego chłopaka był to ciężki tydzień, i kolejna niemalże bezsenna noc. Stracił w zasadzie wszystko, pomimo iż nie miał zbyt wiele.
Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie
Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma.
A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów
Mt. 25,29
Wybudzony gorącem płynącym z promienia słonecznego wzmocnionego przez okienną soczewkę Szymon wybudził się i wstał. Był to mężczyzna o całkiem przeciętnej urodzie, o dość wyrazistych
brwiach, piwnych oczach i kasztanowych włosach z niewielkimi zakolami. Jego twarz nie przypominała wzorcowych ludzi brzydkich bądź przystojnych - była, tak jak jego cała sylwetka - przeciętna.
Młody dorosły usiadł na koji na wpół przytomny próbując oprzytomnieć - cyfrowy zegar na ścianie pomieszczenia wskazywał na godzinę 5:39 czasu lokalnego - UTC+12:00.
- Cholera, czyli to już...
Czyli czas podróży powoli dobiegał końca. Tydzień izolacji na okręcie, który poprzedzał odseparowanie go od świata - do końca jego życia.
Szymon podniósł paczkę papierosów z szafki nocnej oraz zapalniczkę, i wyszedł na korytarz kierując się na pokład. Docierając na powierzchnie, po raz kolejny zaczęło go muskać po twarzy
poranne światło. Spojrzał na horyzont w kierunku północnym, i zobaczył wybrzeże na tle którego rysował się górzysty krajobraz.
- No to witamy w domu, kurwa mać...
Rzucił okiem na dół pokładu, kontenerowiec towarowy przewoził setki, jeśli nie tysiące kontenerów zawierających logotyp ONZ. Za rufą z kolei rysował się bezkres Pacyfiku, setki - jeśli nie tysiące kilometrów pustki - tylko opustoszałe wulkaniczne wyspy i słona woda morska. Wypalając papierosa za papierosem zastanawiał się, jak to możliwe, że skończył w ten sposób. Jak to się stało, że oblał "test dojrzałości", gonitwa myśli za ciągiem przyczynowo skutkowym jego obecnej sytuacji sprawia, że papierosy wypalają się jeden za drugim - prawie tak, jakby ktoś co chwila nalewał mu whisky do szklanki, a on w emocjonalnym amoku wypijał jedną po drugiej.
Po kilku papierosach wypalonych w nerwach Szymon wrócił się do swojego małego gniazdka nie spotykając po drodze żywej duszy. Wszystko wskazuje na to, że poza załogą i nim samym na okręcie nie ma żywej duszy, a co za tym idzie - jest dzisiejszym jedynym zesłańcem. Rzucił się na koję twarzą do przodu, po raz kolejny pogrążając się w tradycyjnym już - przerywanym śnie.
W trakcie podróży miał różne sny. Jego zmarła matka, jego rodzeństwo, jego dzieciństwo - oczywiście obrazy i lokacje zniekształcone przez pryzmat błogiej nieświadomości jednak wydające się tak znajome, pomimo iż nigdy tych budynków, ludzi, sytuacji nie widział na własne oczy. Magia snu była jedyną przyjemnością, na jaką mógł sobie pozwolić na kontenerowcu, aby uciec od nieubłaganie zbliżającej się mrocznej rzeczywistości.
A w tym samym czasie, okręt zbliżał się na półwysep ze stałą, niewzruszoną prędkością 19 węzłów na godzinę...
mężczyzny stopniowo wybudzając go z letargu. Dla 25-cio letniego chłopaka był to ciężki tydzień, i kolejna niemalże bezsenna noc. Stracił w zasadzie wszystko, pomimo iż nie miał zbyt wiele.
Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie
Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma.
A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów
Mt. 25,29
Wybudzony gorącem płynącym z promienia słonecznego wzmocnionego przez okienną soczewkę Szymon wybudził się i wstał. Był to mężczyzna o całkiem przeciętnej urodzie, o dość wyrazistych
brwiach, piwnych oczach i kasztanowych włosach z niewielkimi zakolami. Jego twarz nie przypominała wzorcowych ludzi brzydkich bądź przystojnych - była, tak jak jego cała sylwetka - przeciętna.
Młody dorosły usiadł na koji na wpół przytomny próbując oprzytomnieć - cyfrowy zegar na ścianie pomieszczenia wskazywał na godzinę 5:39 czasu lokalnego - UTC+12:00.
- Cholera, czyli to już...
Czyli czas podróży powoli dobiegał końca. Tydzień izolacji na okręcie, który poprzedzał odseparowanie go od świata - do końca jego życia.
Szymon podniósł paczkę papierosów z szafki nocnej oraz zapalniczkę, i wyszedł na korytarz kierując się na pokład. Docierając na powierzchnie, po raz kolejny zaczęło go muskać po twarzy
poranne światło. Spojrzał na horyzont w kierunku północnym, i zobaczył wybrzeże na tle którego rysował się górzysty krajobraz.
- No to witamy w domu, kurwa mać...
Rzucił okiem na dół pokładu, kontenerowiec towarowy przewoził setki, jeśli nie tysiące kontenerów zawierających logotyp ONZ. Za rufą z kolei rysował się bezkres Pacyfiku, setki - jeśli nie tysiące kilometrów pustki - tylko opustoszałe wulkaniczne wyspy i słona woda morska. Wypalając papierosa za papierosem zastanawiał się, jak to możliwe, że skończył w ten sposób. Jak to się stało, że oblał "test dojrzałości", gonitwa myśli za ciągiem przyczynowo skutkowym jego obecnej sytuacji sprawia, że papierosy wypalają się jeden za drugim - prawie tak, jakby ktoś co chwila nalewał mu whisky do szklanki, a on w emocjonalnym amoku wypijał jedną po drugiej.
Po kilku papierosach wypalonych w nerwach Szymon wrócił się do swojego małego gniazdka nie spotykając po drodze żywej duszy. Wszystko wskazuje na to, że poza załogą i nim samym na okręcie nie ma żywej duszy, a co za tym idzie - jest dzisiejszym jedynym zesłańcem. Rzucił się na koję twarzą do przodu, po raz kolejny pogrążając się w tradycyjnym już - przerywanym śnie.
W trakcie podróży miał różne sny. Jego zmarła matka, jego rodzeństwo, jego dzieciństwo - oczywiście obrazy i lokacje zniekształcone przez pryzmat błogiej nieświadomości jednak wydające się tak znajome, pomimo iż nigdy tych budynków, ludzi, sytuacji nie widział na własne oczy. Magia snu była jedyną przyjemnością, na jaką mógł sobie pozwolić na kontenerowcu, aby uciec od nieubłaganie zbliżającej się mrocznej rzeczywistości.
A w tym samym czasie, okręt zbliżał się na półwysep ze stałą, niewzruszoną prędkością 19 węzłów na godzinę...