Patrycjusz pisze: 11 lut 2025, 15:18
Zależy, co przez to rozumieć.

Raczej wypada powiedzieć, że na psychologii zna się ten, co albo dużo sam przeczytał, albo kształcił się w tym kierunku odgórnie, a nie, że "mam dostęp do tego, że jestem zły i umiem to nazwać, więc znam się na psychologii". To samo z polityką i seksem - albo ktoś zna odpowiednie terminy i nimi operuje, z kształcenia własnego lub odgórnego, albo znowu wypowiada się w stylu "przeczytałem treść kampanii i zagłosowałem", albo "uprawiałem w życiu seks". Mi to nie imponuje, jeśli chodzi o poważniejsze dyskusje, co innego gadka przy piwku.
Trochę żartem to napisałem.
Wiadomo, że by znać się na tych trzech dziedzinach to trzeba w jakiś sposób formalny lub nieformalny studiować psychologię, seksuologię lub politologię. Takich ludzi jest całkiem sporo, ale ja tu miałem na myśli bardziej te luźne rozmowy przy kawie to najczęściej o szeroko rozumianej psychologii, a przy piwku o polityce. Ludzie lubią sobie pogadać.
W przypadku seksu raczej doświadczenie.
Ja osobiście nie znam się ani na politologii, ani seksuologii. Ta pierwsza nigdy mnie interesowała, a tej drugie nie potrzebowałem, bo ani ja, ani bliskie mi osoby nie miały z tym problemów.
W moim pokoleniu to raczej ludzie wchodzili w "te" sprawy zupełnie naturalnie w bardzo młodym wieku, kiedy jeszcze nie miało się żadnych oporów, czy wstydów.
A skoro się nie znam to się nie wypowiadam, również z tego względu że rozmowy o polityce mogą prowadzić do kłótni.
W temacie seksu tym bardziej z obawy, że mógłbym komuś zaszkodzić. To jest bardzo delikatna sfera, szczególnie wtedy gdy ktoś ma problemy i zerowe doświadczenie w temacie, a przecież wiadomo, że to co było dobre dla mnie nie musi być dobre dla kogoś innego.
Ale w naszym kraju raczej znacznie większą popularnością cieszy się zasada "nie znam się na tym, to się wypowiem"
Można dobrze ująć taką opowieść w postaci solidnego wywiadu i badań jakościowych, albo właśnie "case study" (studium przypadku). Ale to nadal nie jest opowieść sama w sobie, mówiona przy piwku lub siedząc w domowym fotelu.
Pewnie dla większości osób nie jest.
Dla mnie raczej zawsze będzie. Mam wrodzony talent do wyławiania takich psychologicznych niuansów z każdej ekspresji zarówno tej werbalnej jak i pozawerbalnej z wykorzystaniem wszystkich zmysłów jeśli to możliwe.
Wiadomo z dotykiem i smakiem może być najtrudniej. Ludzie w dzisiejszych czasach rzadko się dotykają, a szkoda bo ja lubię taki kontakt też.
Doświadczenia i wiedzy teoretycznej też mi nie brakuje.
Weźmy taki przykład. Wolny taniec przytulaniec. Nie jeden, ale powiedzmy trzy przez około 15 minut, połączony ze snuciem jakiejś osobistej opowieści przez jedną z osób. Dziewczyny bardzo lubiły mi się zwierzać w takich sytuacjach ze swoich smutków i smuteczków.

Tu biorą udział wszystkie zmysły, gdy pocałunki są obecne.
Sporo swojego życia spędziłem na parkiecie zatem miałem takich przypadków wiele nie mających nic wspólnego z podrywem już chyba więcej z terapią środowiskową, tak bardzo obecnie zalecaną, kiedy to środowisko w naturalny sposób, a nie profesjonalista, jest najlepszym czynnikiem leczącym. Skuteczność nawet do 90%.
Jak łatwo w tańcu namalować portret psychologiczny lub mówiąc bardziej naukowo stworzyć studium przypadku.
Niestety o bezinteresowne przyjazne środowisko dla pacjenta jest bardzo trudno, zatem płatna terapia i leki są najczęstszym wyborem.
Przez studium przypadku też można różnie rozumieć. Czym innym będzie ono dla akademika, a czym innym dla praktyka na użytek konkretnej terapii. W tym ostatnim przypadku też intuicja gra dużą rolę.

Zupełnie inna bajka.