Drimlajner pisze: 30 lip 2019, 1:06
Wody na Ziemi jest wystarczająco dużo aby przeżyć kolejne 1000 lat przy populacji do 100 miliardów. Natomiast realnym problemem jest zoptymalizowanie gospodarowania wodą. Wody w kranie brakuje nie dlatego bo jej nie ma w skali globu, albo kontynentu, tylko: a) zbyt dużo wody marnujemy na produkcję mięsa, b) nie istnieje system powtórnego wykorzystania wody z opadów i zbiorników retencyjnych, c) zanieczyszczamy tradycyjne zbiorniki wodne przez co pozyskanie wody pitnej staje się trudniejsze. To wszystko to problemy z którymi ludzkość może sobie poradzić.
Kogoś musiało ponieść przy tych wyliczeniach. Wody jest dużo, oceany raczej nie wyschną, ale jest problem - woda z oceanów nie nadaje się do picia. Owszem, można ją odsolić ale nie jest to tanie i wymaga energii, której produkcja zazwyczaj przyczynia się do emisji CO2. Wody słodkiej jest mało. Widać to w Polsce - jeszcze w maju na południu była powódź a dzisiaj rzeki prawie wyschły. Deszcz albo nie pada albo pada krótko, po czym następuje upał i wszystko wysycha. Owszem, wynika to ze złego gospodarowania wodą - brakiem retencji, wybijaniem bobrów, których tamy zatrzymują wodę, przez co po deszczach nie spływa ona od razu rzekami do morza, ale też w dużej mierze wycinaniem drzew i betonowaniem wszystkiego, przez co woda spływa albo paruje na asfalcie.
Brak wody wynika również z degradowania środowiska poprzez wycinanie drzew i przekształcenia ich obszarów w pola uprawne, A te zwłaszcza w suchym klimacie są szczególnie narażone na pustynnienie. U nas zresztą poniekąd też - nie bez przyczyny pojawiają się prognozy o stepowieniu czy wręcz pustynnieniu Wielkopolski czy Mazowsza czyli regionów rolniczych, gdzie drzew jest mało, w krajobrazie dominują pola uprawne, a jakoś nikt nie mówi o podobnym procesie w Lubuskim czy Warmińsko-Mazurskim, gdzie jest o wiele więcej lasów i mieszka mniej ludzi.
Wystarczyłoby obsadzić drzewami obszar wielkości USA a średnia temperatur spadłaby o 1 stopień i globalne ocieplenie by przyhamowało. Tylko że tak za bardzo się nie da, ponieważ trzeba byłoby poświęcić tereny pod rolnictwo, a tych potrzeba coraz więcej.
Ostatnio Etiopia wzięła się za masowe sadzenie drzew. Jednego dnia zasadzono ponad 350 milionów drzew. Władze tego kraju widzą, do czego prowadzi wylesienie i zaczęły robić coś, co naprawdę może pomóc na poprawę klimatu, ale czy pomoże? No cóż, na początku XX wieku lasy zajmowały 30% powierzchni Etiopii, a teraz niecałe 4%. Skąd taka zmiana? Dlatego, że ludność tego kraju zwiększyła się z 18 milionów w 1950 do 107 milionów obecnie. Więc trzeba było ciąć drzewa pod domy i pola, a że Etiopia ma wysoki współczynnik dzietności, to wątpię, aby coś z tych nasadzeń utrzymało się do przyszłego roku.
Koniec końców wszystko sprowadza się do przeludnienia. Emisja CO2 rośnie bo jest większe zapotrzebowanie na energię, a to z kolei jest wyższe, bo jest więcej ludzi. Rośnie ilość samochodów, bo rośnie liczba ludności. I to jest prawdziwa przyczyna obecnego zdewastowania środowiska, a działania typu zamykanie elektrowni węglowych czy przesiadanie się z samochodów na rowery to leczenie objawów a nie przyczyny. Thanos dobrze wiedział, co robi.
Przyszłość: do roku 3000 powinniśmy opanować technologię wydobycia i importu wody na Ziemię (optymistycznie: Uran i Neptun, realnie: Mars, pesymistycznie: tylko Księżyc). Kolonizowaniem innych planet zbytnio bym się nie przejmował bo i tak, moim zdaniem, homo sapiens będzie zamieszkiwał Ziemię do samego końca.
I to jest właśnie utopijne myślenie. Już mamy prawie 2020 i gdzie są bazy na Księżycu i ilu ludzi było na Marsie? Technologia może i by była, ale koszty, brak woli politycznej czy interesu gospodarczego powoduje, że raczej nici z kosmicznych podróży, przynajmniej dopóki nie będzie realnej groźby zagłady. Ziemia jest narażona na różne katastrofy i już dawno powinniśmy kolonizować inne planety, bo a nóż niewykryta asteroida uderzy w Ziemię i będzie po wszystkim.
Jeżeli idealista chce wprowadzić swoją ideę w życie ale się to nie udaje, to de facto idea pozostaje jedynie ideą, zatem potwierdziłeś moje słowa
No nie

Wcześniej napisałaś, że:
Prawdziwi idealiści pozostają idealistami zamiast aktywistami właśnie dlatego, że potrafią sobie wyobrazić konsekwencje wprowadzania swojej idei w życie
I tu nie masz racji, ponieważ zakładasz, idealista nie może być aktywistą jednocześnie, tymczasem tak nie jest. Właśnie idealiści często wyobrażają sobie konsekwencje wprowadzenia ich idei w życie, jednak nie powstrzymuje ich to od tego wcielania, wręcz przeciwnie, często uważają, że ewentualne koszty są niczym w porównaniu ze szczęśliwą utopią jaką wprowadzą, jak tylko wybiją albo powsadzają do więzień tych złych kapitalistów/innowierców/imperialistów/ludzi innej rasy. Chociaż to też nie zawsze - czasami pomysły idealistów nie są złe a do tego da się je realnie wprowadzić. Choćby zniesienie niewolnictwa w świecie zachodnim było kiedyś właśnie takim idealistycznym pomysłem.