Strona 1 z 3

Asymilacja

: 19 gru 2008, 19:40
autor: hetman
Wylądowałem na studiach. 60 chłopa i 70 dziewczyn na roku. Stoję zawsze "na boku" i tak tylko obserwuję. Z tak dużej grupy nie da rady wychwycić osób z którymi można było wdać się w jakieś szersze interakcje.

Jak to jest że inni, zupełnie nieznani sobie ludzie już po pierwszych godzinach zajęć śmiali się i żartowali jak starzy przyjaciele ?

Mimowolnie próbuję się przełamywać, ale dziwnie czuję się w grupie, Zawsze uważałem że jestem aspołeczny - zamiast iść z nowymi kolegami i koleżankami coś razem zjeść, wolę włóczyć się po mieście sam z mp3 na uszach.

Z jednej strony nie chcę być jakimś dziwakiem, który odstaje od grupy i izoluje się, ale idąc z moją grupą, która wesoło sobie konwersuje, czuję się dziwnie i wbrew mojej naturze.

Właściwie to jestem w takim wieku, że powinienem z tego korzystać, bawić się, zawiązywać nowe znajomości, poznawać dziewczyny itp. w myśl hymnu "Gaudeamus Igitur" czyli
"Cieszmy się więc, pókiśmy młodzi"
"nim posiądzie nas ziemia"
..ale ja nie potrafię.
Jak jest u Was ? Jak wpływa na Was zmiana środowiska, nowa szkoła, nowa klasa, nowa praca itp. ? Jak szybko i w jakim stopniu integrujecie się z grupą ? Czy zawsze jesteście gdzieś tam na boku ? Czy mimo wszystko jesteście lubiani ?

: 19 gru 2008, 20:25
autor: qb
Nie staram się zaprzyjaźnić z ludźmi na siłę. Nie siedzę też na uboczu. Głównie to wygląda tak, że siedzę sobie i ktoś coś mi powie, spyta się i odpowiadam.
Właściwie to w szkole nie za bardzo lubię rozmawiać z ludźmi, głównie dlatego, że nie spotkałem tam nikogo z kim miałbym o czym rozmawiać. Na przerwach wychodzę, żeby się przejść w ciszy.

A w grupie około 200 osobowej mam chyba 3 dziewczyny :P

: 20 gru 2008, 0:30
autor: underdog
jw. (mniej więcej)
qb pisze:A w grupie około 200 osobowej mam chyba 3 dziewczyny :P
hehe jakaś polibuda? :P

: 20 gru 2008, 7:20
autor: Akolita
Ja mam ok 40 bab i chyba 4 chłopaków. A ta większość jaka ładna... 8)

Re: Asymilacja

: 20 gru 2008, 12:06
autor: Ausencia
hetman pisze: powinienem z tego korzystać, bawić się, zawiązywać nowe znajomości, poznawać dziewczyny


Nic nie powinieneś.

mam problemy z przystosowaniem się do nowej rzeczywistosci. za kazdym razem kiedy zmieniam srodowisko historia się powtarza - stoję z boku, czuję się obco, dzwinie, glupio, jestem sztywna i zdystansowana. a potem wsciekam się na siebie. ale z czasem to mija, znajduje wspolny język z innymi, od czasu do czasu panicznie wręcz potrzebuję ich towarzystwa. a potem, za jakis czas (i to jest najgorsze w tym wszystkim) mam przemozną chęc zmienić sobie towarzystwo. moze z wyjątkiem tych paru najblizszych mi osob.
czy jestem lubiania? zgoła tak, tylko smutne jest to, ze lubią tą lepszą, milszą, powierzchowną cząstkę mnie. hah.

(znowu wypowiadam się na ten sam temat ^^)

Re: Asymilacja

: 20 gru 2008, 13:38
autor: Shy
hetman pisze:Jak jest u Was ? Jak wpływa na Was zmiana środowiska, nowa szkoła, nowa klasa, nowa praca itp. ? Jak szybko i w jakim stopniu integrujecie się z grupą ? Czy zawsze jesteście gdzieś tam na boku ? Czy mimo wszystko jesteście lubiani ?
Tak naprawdę outsiderem stałam się dopiero w gimnazjum. W podstawówce byłam otoczona przez ludzi, z którymi od piaskownicy spędzałam czas na podwórku i może dlatego o wiele swobodniej czułam się w ich towarzystwie. Byłam sobą i nic mnie nie krępowało. W gimnazjum to się zmieniło; nowa szkoła i nowi uczniowie. Skończyło się na tym, że zostałam outsiderem, ale co mnie w tamtym czasie zdziwiło to brak jakiegokolwiek niezadowolenia z tego powodu. Byłam zawsze z boku i wcale mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, czułam się z tym nawet wygodnie.

Teraz jestem w liceum, trzeciej klasie i też jestem takim trochę outsiderem. Nigdy nie spędzam przerw z rówieśnikami, nie chodzę na wigilie i ogólnie zachowuję się jakbym nie była częścią klasy, ale bez premedytacji. Tak po prostu wychodzi. Z grupą się nie integruję, wydaje mi się to trudne i inwazyjne, jeżeli chodzi o moją prywatność etc.

Czy jestem lubiana? Myślę, że spokojnie mogę owiedzieć, że nielubiana nie jestem. Raczej neutralna. Jestem, bo jestem, i tyle :)

: 25 gru 2008, 21:26
autor: Kaziol
W podstawówce było ok, w końcu to na osiedlu, to koledzy byli sąsiadami z bloku więc zawsze z kimś było o czym pogadać, no i szło mi dobrze więc nie można było narzekać. W liceum się stoczyłem bo poszedłem do zbyt dobrego, tutaj żadnej winy introwetyzmu nie było. Ale było paru gości o wspólnych zainteresowaniach (wędkowanie, gra w piłe, picie piwa :lol: ). Na studia poszedłem zaoczne - to wina jeszcze wyboru liceum, w którym dzięki średniej ~3,7 i zachowaniu nieodpowiednim (suczysyny za nieobecności mi tak dowalili, nieważne, że byłem spokojny, a inni robili rozpierduche w szkole) mogłem pomarzyć o dziennej uczelni państwowej.
No i na tych zaocznych byłem wyoutsiderowany ale miałem to w dupie bo szło mi bardzo przyzwoicie i nie potrzebowałem nikogo. Z czasem i ze mną "zaprzyjaźniło sie" kilka osób bo dobrą nauką stworzyłem markę "Mówisz Łukasz - myślisz solidnie i zdany przedmiot" :lol: Za 2 miesiące kończe studia, na obiad po obronie pracy dyplomowej hajs wpłaciłem ale już wiem, że znajde wymówke żeby nie iść z grupą.
Do pracy mam szczęście bo pracuje w małej firmie, pare osób, praca nie wymaga kontaktu z nowymi osobami. Ale wkurzają mnie niektórzy, tzn. ci co sie opierdzielają. Jak jest robota to ją wykonuje, a nie jak niektórzy - idą na fajka, udają, że korzonki bolą i biorą L4 albo jak szef wyjdzie to rzucają robote i pierdzielą ze sobą o dupie Maryny.

: 26 gru 2008, 15:30
autor: Inno
Kaziol pisze:na obiad po obronie pracy dyplomowej hajs wpłaciłem ale już wiem, że znajde wymówke żeby nie iść z grupą.
Aaa, to takie coś się urządza? :?

: 26 gru 2008, 20:19
autor: referee
Hej! (jestem nowy na tym forum)

Asymilacja to sposób obrony przed naszymi słabościami.
Idzicie do ludzi, nie spędzajcie czasu sami a ktos nas odnajdzie, zauwazy.

Jak będzie dobrze to Wy zauważycie kogoś... ale nic nie zrobicie i bedziecie przeklinac siebie że nic nie zrobiliście. Taki nasz żywot.

Łatwo mi to pisać.... sam stosuje sie do tego od kilku miesięcy i znalazłem temat westchnień tuż pod nosem... i... wzdycham. nie umiem nic więcej zrobić. jeśli macie zaufana osobę, taka naprawdę zaufaną to podzielcie sie tym. To pomaga. i daje siły na dzialanie.



rfr

: 27 gru 2008, 11:31
autor: Kaziol
Inno pisze:
Kaziol pisze:na obiad po obronie pracy dyplomowej hajs wpłaciłem ale już wiem, że znajde wymówke żeby nie iść z grupą.
Aaa, to takie coś się urządza? :?

Urządza, ale nie wiem czy wszędzie. Trafiłem na przygłupiego promotora. Bardziej mu zależy na formie niż treści. Za pomoc przy pisaniu przez nas prac dyplomowych się nie bierze, ale o chlaniu i żarciu na imprezie po mówi od pierwszego spotkania na seminarium :? Niech tylko to zdam i nara, już mnie nie zobaczy jełop.

: 28 gru 2008, 16:58
autor: Inno
hetman pisze:Jak to jest że inni, zupełnie nieznani sobie ludzie już po pierwszych godzinach zajęć śmiali się i żartowali jak starzy przyjaciele ?
Też mnie to zadziwia.
hetman pisze:zamiast iść z nowymi kolegami i koleżankami coś razem zjeść, wolę włóczyć się po mieście sam z mp3 na uszach.
Też tak mam.
hetman pisze:Z jednej strony nie chcę być jakimś dziwakiem, który odstaje od grupy i izoluje się, ale idąc z moją grupą, która wesoło sobie konwersuje, czuję się dziwnie i wbrew mojej naturze.
Tak też. :)
hetman pisze:Właściwie to jestem w takim wieku, że powinienem z tego korzystać, bawić się, zawiązywać nowe znajomości, poznawać dziewczyny itp. w myśl hymnu "Gaudeamus Igitur" czyli
"Cieszmy się więc, pókiśmy młodzi"
"nim posiądzie nas ziemia"
..ale ja nie potrafię.
Tzn. nie umiesz cieszyć się postępując w ten sposób? Może masz swoja własną wizję tego, co fajne, ale że jest odmienna od „bawienia się, nawiązywania nowych znajomości, poznawania dziewczyn itp” to masz poczucie winy, albo czujesz że coś tracisz, lub coś jeszcze innego?

hetman pisze:Jak szybko i w jakim stopniu integrujecie się z grupą ?
Wolno i niechętnie :P Z moją grupą na studiach zajęło mi to w sumie rok, a to i tak szybko w moim przypadku. W gimnazjum, liceum, na obozach nawet nie próbowałam się poznawać ze wszystkimi, wyłuskiwałam z tłumu jedną osobę, która wydawała mi się fajna czy „pokrewna”, z czasem poznawałam kilka więcej, ale nigdy wszystkich. Zresztą odwalała mi wtedy jakaś nieśmiałość.
hetman pisze: Czy zawsze jesteście gdzieś tam na boku ?
Tak. Wystarcza mi jedna, dwie osoby do pogadania w czasie przerw, wymienienia się informacjami dotyczącymi studiów itd. W sumie w mojej małej grupie jest kilka fajnych osób, z którymi sobie rozmawiam, ale to tylko znajomości „uczelniane”. Ale ogólnie stoję z boku, słyszę, że inne osoby rozmawiają ze sobą, czy spotykają się w czasie prywatnym, urządzają niektórzy jakieś imprezy, często coś mi się obije o uszy już po fakcie. To, co mnie niepokoi, to to, że mnie to tak mało obchodzi.
hetman pisze: Czy mimo wszystko jesteście lubiani ?
Nie jestem uwielbianą gwiazdą, co to wszyscy do niej lgną (na całe szczęście :P), z drugiej strony nie wywołuję u innych agresji i nienawiści. Raczej budzę sympatię, a co najdziwniejsze, w niektórych chyba jakieś uczucia opiekuńcze O.o Ale ogólnie nie są to bliskie kontakty.

: 29 gru 2008, 19:58
autor: mumintrollet
Jak szybko i w jakim stopniu integrujecie się z grupą ?
zależy od grupy 8) aczkolwiek ja raczej działam z opóźnionym zapłonem, i dopiero gdzieś po paru miesiącach okazuje się, że jestem osobą, na której można polegać więc od razu każdy się przymila. Ogólnie nie wiem dlaczego ale mnie wszyscy lubią, mimo że na przykład nie przepadają za sobą nawzajem to ja jestem pośrodku i musze czasami uczestniczyć w plotkach (wtedy udaję głupią albo udzielam neutralnych komentarzy). Dla mnie nowe środowisko jest dość często przydatne bo zawsze wydaje mi się, że skoro nikt mnie nie zna, to mam absolutnie czyste konto i mogę się trochę wykreować na początku, tak żeby poznać trochę ludzi i potem wyeliminować nieodpowiednie jednostki :lol: ale niestety nie zawsze sie to sprawdza, bo z czasem zauważyłam, że jak jakaś osoba (niezależnie od płci) przykuwa moją uwagę w dany sposób (sposób bycia, wiedza, niestety czasem - wygląd) to potrafię zachować się jak ostatnia idiotka, nie mogę wydusić z siebie nic sensownego. (sądzę jednak, że to raczej sprowadza się u mnie do niskiego poczucia własnej wartości ) A wiadomo, że mówi się iż PIERWSZE WRAŻENIE jest najważniejsze. Reasumując, asymilacja w moim przypadku jest różna..kwadratowa i podłużna 8)

Re: Asymilacja

: 13 lut 2009, 15:12
autor: access denied
no proszę a jednak net jest przydatny:)
jestem tu nowy, na forum trafiłem przypadkiem

nie będę pisać mojej biografii, powiem tylko tyle, że moja historia jest podobna jak 90% homo sapiens na tym forum
niechęć do imprez, bycie trochę z boku, zmuszanie do uczestnictwa w różnych idiotycznych przedsięwzięciach.

hetman poruszył bardzo ciekawy aspekt naszej egzystencji, sam od dłuższego czasu zastanawiałem się nad tym. z każdej niemal strony słyszę o "korzystaniu młodości", "integracji z grupą" i innych tego typu pierdołach.
Doszedłem jednak do dość sprzecznych wniosków. z jednej strony mówi się o byciu sobą, życiu dla siebie, kształtowaniu swojego życia zgodnie z naszymi upodobaniami.
Jednak z drugiej strony istnieje jednak pewne niebezpieczeństwo schowania się za zbyt wysokim murem. Niestety często trzeba się trochę nagiąć, pójść na to czy tamto spotkanie, pogadać o pierdołach (czego po prostu cholernie nie znoszę).
Ostatnio np. mam dylemat - nie przepadam za wielodniowymi wycieczkami szkolnymi, a mimo to wyraziłem zgodę na najbliższą i chyba pojadę. Ale jednak czuję że mnie to kompletnie nie kręci.
Owszem, nie każdy ma możliwość pojechania, zobaczenia czegoś, ale ja wyobrażąm to sobie nieco inaczej.

miał ktoś takie refleksje? czytałem temat o studniówkach, napiszcie jakies swoje doświadczenia z tego typu wycieczkami
Pozdrawiam

Re: Asymilacja

: 13 lut 2009, 17:26
autor: Inno
Faktycznie, znalezienie jako takiej równowagi pomiędzy „murem” a „korzystaniem” nie należy do rzeczy łatwych, szczególnie, jeśli jeszcze istnieje znaczny rozdźwięk pomiędzy tym, co dla nas osobiście jest do przyjęcia, a tym, co „ogół” uważa za zdrowe.


W chyba wszystkich wycieczkach szkolnych brałam udział. Głównie dlatego, że moi rodzice nie wyobrażali sobie, że można inaczej, no a za nimi też ja. Z tego co pamiętam, nie było to dla mnie jakimś wielkim problemem, zawsze miałam przy boku jedną, dwie czy więcej dobrych koleżanek, z którymi trzymałam się razem i mogłam pogadać, jak mnie naszła ochota. Poza tym uwielbiałam kilkugodzinne podróżowanie autokarem – wprost wymarzona okazja do zagrzebania się w wyobraźni, czytania książek, słuchania muzyki.

Aczkolwiek zeszłoroczny wyjazd integracyjny był dla mnie prawie koszmarem i jeśli powtórzy się w tym roku, to nikt mnie na niego nie zaciągnie.

Re: Asymilacja

: 13 lut 2009, 17:53
autor: karat
szczerze powiedziawszy to ja bardzo lubię wycieczki :D jest tak tylko dla tego ze w klasie mam grupkę naprawdę fajnych ludzi których odważę się nazwać przyjaciółmi i zawsze dobrze się czuje w ich towarzystwie. Jeśli jestem z nimi to inni ludzie nie są ważni i mogą być mi zupełnie obcy :)