To BYŁA ta " miłość życia"...
: 07 sie 2015, 17:42
Trochę niezbyt związane to z introwertyzmem, ale musiałam to napisać.
Chciałabym się z Wami podzielić moją historią. Mam na imię Gabriela i mam 20 lat.
Cała rzecz działa się dwa lata temu.
Poznałam przez Internet wspaniałego mężczyznę - Eryka. Mimo, że nie uważałam się za zwolenniczkę takich znajomości, zaczęliśmy pisać. Od tego dnia codziennie pisaliśmy ze sobą do późnych nocnych godzin. Na lekcjach siedziałam zaspana i myślałam tylko o nim ( byłam w klasie maturalnej). Był styczeń. Nasze rozmowy stawały się coraz dłuższe, a ja coraz bardziej szczęśliwsza. Eryk był przystojny, potrafił rozbawić mnie do łez, był też bardzo taktowny i rozmawiało nam się cudownie. Jak idiotka wybuchałam śmiechem patrząc w monitor i wywołując tym samym zdziwione spojrzenia domowników. smile W lutym do mnie zadzwonił ( po raz pierwszy). Gdy usłyszałam jego głos, nogi mi zmiękły i ogólne szaleństwo. Przenieśliśmy się na telefon, chyba nigdy w życiu tak długo z nikim nie rozmawiałam przez telefon. Nadszedł kwiecień. Rozdano nam świadectwa ukończenia szkół, wybraliśmy się z klasą do pizzeri, a ja już na 18.00 tego samego dnia miałam zamówiony bilet do Poznania żeby się z nim zobaczyć. Ja jestem z małej wioski około 50 km od
Poznania, a on mieszka na Przedmieściach Warszawy. Dlaczego Poznań? Tam studiowała moja siostra więc mogłam zostać u niej na noc, rodzicom wcisnęło się bajerę, że jadę odwiedzić siostrę. smile
W końcu zestresowana jak nigdy udałam się na miejsce spotkania i zobaczyłam go wśród tłumu. Myślałam, że serce mi eksploduje z radości, nie wierzyłam że po tak długim czasie wirtualnego kontaktu, on jest tu - tak blisko mnie! Wyglądał jeszcze lepiej niż na zdjęciach. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się, on mnie przytulił i przez te dwie sekundy czułam się jakby mnie ktoś odciął od świata. Rozmawialiśmy do bardzo późna. Minęło pół dnia, a miałam wrażenie, że minęło pięć minut. Ciągle się do mnie uśmiechał, niby przypadkowo dotykał, wszystko szło idealnie. Miał wracać tego samego dnia, ale stwierdził że zostanie i spotkamy się jeszcze następnego dnia. Na to ja nieco się zszokowałam, bo siostrze powiedziałam, że spotykam się z koleżankami i nawet nie mogłabym go u niej przenocować. Sama nie znałam zbyt dobrze miasta więc powiedziałam mu, że nie wiem gdzie mógłby spędzić noc. Na co on stwierdził że sobie poradzi i pożegnaliśmy się. Ja pełna obaw nie mogłam zasnąć w nocy. Rano wstałam wcześnie i od razu zaczęłam się ubierać żeby się z nim spotkać. Siostra patrzyła nieco podejrzliwie, ale wykręciłam się. ( Nie powiedziałam jej, bo dowiedzieliby się rodzice- a tego na ten moment chciałam najmniej). I spotkaliśmy się- okazało się że po prostu był w Mc Donaldzie. Zrobiło mi się trochę głupio, no ale ja nie nakłaniałam go żeby zostawał. Mimo tego spędziliśmy drugi cudowny dzień. Gdy wracał, rozpadało się ( wiecie, taki klimat jak w tanich filmach - deszcz i rozstanie bla bla wink )No ale coś w tym było, nie mogłam znieść myśli, że trzeba wrócić do normalnego życia i mnie ( normalnej dziewczynie, której obce są takie akcje) DOSŁOWNIE MI ODBIŁO.
W życiu bym się tego po sobie nie spodziewała.
Zaczęliśmy pisać. On był bardzo pozytywnie nastawiony do znajomości i chciał ją kontynuować normalnym torem. Ja natomiast zażądałam od niego deklaracji, próbowałam na nim wymusić decyzję...
Napisał to ( do tej pory mam w archiwum):
" Jesteś dziewczyną, z którą mógłbym być, było świetnie na spotkaniu, ale boję się że odległość która nas dzieli przeważy szalę. Jednak nie przekreślam tego i chcę się z Tobą jeszcze zobaczyć za dwa tygodnie"
Na co ja ( dalej na jakiejś głupiej fazie) zaczęłam mu robić wyrzuty, że tylko tak mówi itd..
Od tej chwili rozmawialiśmy jakoś mniej.
Potem wcale.
Weszłam w nowy związek, na fb zauważyłam, że też ma dziewczynę. Później zerwałam, on po jakimś czasie też. Napisałam do niego rok temu. Odpisał, że jedzie do Anglii i odezwie się jak wróci. No i cisza.
Minął kolejny rok, a ja nie umiem przestać o nim myśleć. Przez te dwa lata byłam w dwóch związkach, myślałam, że mi wyleci z głowy. Jednak tak się nie stało. Chciałabym z nim szczerze porozmawiać, wyjaśnić te kwestie raz na zawsze, ale czy pisać drugi raz? I tak już wyszłam na jakąś cholerną desperatkę, którą nigdy nie byłam i nie jestem.
Czy przez jedno głupie zachowanie straciłam go już na zawsze?
Sorry wielkie że tak długo męczę was jakimś melodramatem, ale jeśli ktoś się przemęczył - dzięki wielkie!
I jak już dotrwałaś/eś napisz szczerze co myślisz.
Sama się już pogubiłam.
Chciałabym się z Wami podzielić moją historią. Mam na imię Gabriela i mam 20 lat.
Cała rzecz działa się dwa lata temu.
Poznałam przez Internet wspaniałego mężczyznę - Eryka. Mimo, że nie uważałam się za zwolenniczkę takich znajomości, zaczęliśmy pisać. Od tego dnia codziennie pisaliśmy ze sobą do późnych nocnych godzin. Na lekcjach siedziałam zaspana i myślałam tylko o nim ( byłam w klasie maturalnej). Był styczeń. Nasze rozmowy stawały się coraz dłuższe, a ja coraz bardziej szczęśliwsza. Eryk był przystojny, potrafił rozbawić mnie do łez, był też bardzo taktowny i rozmawiało nam się cudownie. Jak idiotka wybuchałam śmiechem patrząc w monitor i wywołując tym samym zdziwione spojrzenia domowników. smile W lutym do mnie zadzwonił ( po raz pierwszy). Gdy usłyszałam jego głos, nogi mi zmiękły i ogólne szaleństwo. Przenieśliśmy się na telefon, chyba nigdy w życiu tak długo z nikim nie rozmawiałam przez telefon. Nadszedł kwiecień. Rozdano nam świadectwa ukończenia szkół, wybraliśmy się z klasą do pizzeri, a ja już na 18.00 tego samego dnia miałam zamówiony bilet do Poznania żeby się z nim zobaczyć. Ja jestem z małej wioski około 50 km od
Poznania, a on mieszka na Przedmieściach Warszawy. Dlaczego Poznań? Tam studiowała moja siostra więc mogłam zostać u niej na noc, rodzicom wcisnęło się bajerę, że jadę odwiedzić siostrę. smile
W końcu zestresowana jak nigdy udałam się na miejsce spotkania i zobaczyłam go wśród tłumu. Myślałam, że serce mi eksploduje z radości, nie wierzyłam że po tak długim czasie wirtualnego kontaktu, on jest tu - tak blisko mnie! Wyglądał jeszcze lepiej niż na zdjęciach. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się, on mnie przytulił i przez te dwie sekundy czułam się jakby mnie ktoś odciął od świata. Rozmawialiśmy do bardzo późna. Minęło pół dnia, a miałam wrażenie, że minęło pięć minut. Ciągle się do mnie uśmiechał, niby przypadkowo dotykał, wszystko szło idealnie. Miał wracać tego samego dnia, ale stwierdził że zostanie i spotkamy się jeszcze następnego dnia. Na to ja nieco się zszokowałam, bo siostrze powiedziałam, że spotykam się z koleżankami i nawet nie mogłabym go u niej przenocować. Sama nie znałam zbyt dobrze miasta więc powiedziałam mu, że nie wiem gdzie mógłby spędzić noc. Na co on stwierdził że sobie poradzi i pożegnaliśmy się. Ja pełna obaw nie mogłam zasnąć w nocy. Rano wstałam wcześnie i od razu zaczęłam się ubierać żeby się z nim spotkać. Siostra patrzyła nieco podejrzliwie, ale wykręciłam się. ( Nie powiedziałam jej, bo dowiedzieliby się rodzice- a tego na ten moment chciałam najmniej). I spotkaliśmy się- okazało się że po prostu był w Mc Donaldzie. Zrobiło mi się trochę głupio, no ale ja nie nakłaniałam go żeby zostawał. Mimo tego spędziliśmy drugi cudowny dzień. Gdy wracał, rozpadało się ( wiecie, taki klimat jak w tanich filmach - deszcz i rozstanie bla bla wink )No ale coś w tym było, nie mogłam znieść myśli, że trzeba wrócić do normalnego życia i mnie ( normalnej dziewczynie, której obce są takie akcje) DOSŁOWNIE MI ODBIŁO.
W życiu bym się tego po sobie nie spodziewała.
Zaczęliśmy pisać. On był bardzo pozytywnie nastawiony do znajomości i chciał ją kontynuować normalnym torem. Ja natomiast zażądałam od niego deklaracji, próbowałam na nim wymusić decyzję...
Napisał to ( do tej pory mam w archiwum):
" Jesteś dziewczyną, z którą mógłbym być, było świetnie na spotkaniu, ale boję się że odległość która nas dzieli przeważy szalę. Jednak nie przekreślam tego i chcę się z Tobą jeszcze zobaczyć za dwa tygodnie"
Na co ja ( dalej na jakiejś głupiej fazie) zaczęłam mu robić wyrzuty, że tylko tak mówi itd..
Od tej chwili rozmawialiśmy jakoś mniej.
Potem wcale.
Weszłam w nowy związek, na fb zauważyłam, że też ma dziewczynę. Później zerwałam, on po jakimś czasie też. Napisałam do niego rok temu. Odpisał, że jedzie do Anglii i odezwie się jak wróci. No i cisza.
Minął kolejny rok, a ja nie umiem przestać o nim myśleć. Przez te dwa lata byłam w dwóch związkach, myślałam, że mi wyleci z głowy. Jednak tak się nie stało. Chciałabym z nim szczerze porozmawiać, wyjaśnić te kwestie raz na zawsze, ale czy pisać drugi raz? I tak już wyszłam na jakąś cholerną desperatkę, którą nigdy nie byłam i nie jestem.
Czy przez jedno głupie zachowanie straciłam go już na zawsze?
Sorry wielkie że tak długo męczę was jakimś melodramatem, ale jeśli ktoś się przemęczył - dzięki wielkie!
I jak już dotrwałaś/eś napisz szczerze co myślisz.
Sama się już pogubiłam.