To nie jest żałosne. Ktoś kiedyś powiedział (jakiś wywiad słyszałam), że tylko człowiek niepewny swej wiary jest w stanie wierzyć prawdziwie, bo dopiero wtedy zaczyna zastanawiać się nad sensem swej wiary, a wiec staje się jej świadomy. Nie jest zwykłą kukłą, która myśli i czyni tylko to, co jej powiedzą, a zaczyna sam szukać prawdy i oddzielać ziarno od śmieci. I wiele w tym prawdy.Ausencia pisze:A jak określisz ciągłą niepwnosc, co do wyznawanej wiary? Czy nie jest godny pozalowania fakt, ze chociaz Kosciol mnie odrzuca, ze chociaz nie mogę tam wytrzymac, irytuje mnie wszystko co z nim związane, a co gorsza czasem wątpię, chodzę do niego w kazdą niedzielę, bo tak zostało mi to wpojone, bo tak wypada, bo moi rodzice tez chodzą. Hipokryzja. Tylko to się nasuwa. I wiedząc o tym, niczego nie zmieniam, bo nie wiem, czego chcę.
Zerwanie ze swoją przeszłością, tradycją wpojoną od dziecka, jest bardzo trudno. Nie dziwię się, że chodzisz na mszę mimo że Kościół cię odrzuca. Gdyby moja rodzina sumiennie co niedziela chodziła do Kościoła, też pewnie szła bym z nimi. Warto jednak przemyśleć sens swojej religii i poszukać wyznania, a w ostatecznym razie innej religii, co podpasuje najlepiej. Tak zamierzam zrobić. Poczytam o różnych wyznaniach chrześcijańskich i wybiorę. Ale będzie to mój świadomy wybór.