Szperając trochę w Internecie na temat intro, znalazłem się właśnie tutaj. Mam nadzieję, że pomożecie mi ustalić czy powinienem iść się zbadać, czy po prostu jestem introwertykiem

. Zawsze czułem, że odbiegam nieco od moich znajomych, wszyscy się razem świetnie bawią itd, a ja w tym czasie musiałem gdzieś na chwilę wyjść, odetchnąć, uspokoić swoje myśli, wtedy dopiero mogłem do nich wrócić i dalej rozmawiać, bawić się itp. Najgorsze jednak są pytania typu "jesteś smutny, coś się stało", a ja po prostu na chwilę odbiegłem sobie myślami. Mówię tutaj o małej grupie przyjaciół przy których mogę powiedzieć, że czuję się swobodnie. Od ponad 3 lat nikt nowy nie doszedł do tego grona na stałe(od czasu do czasu poznam kogoś nowego, ale to tylko przez znajomych). Wszystko za co się zabieram w samotności udaje mi się 100x lepiej, niż kiedy ktoś patrzy mi się na ręce. W stresowych sytuacjach potrafię zachować całkowity spokój, wyciszyć się zebrać myśli i znaleźć najlepsze rozwiązanie sytuacji. Najbardziej lubię rozmawiać w cztery oczy jeżeli jest to jakaś poważniejsza rozmowa, nie czuję się swobodnie w takich sytuacjach gdy jest ktoś inny obok. Nienawidzę rozmów które nie mają żadnego sensu i są jedynie po to, aby uniknąć "niezręcznej ciszy", znowu kiedy usłyszę temat o czymś takim jak choćby kosmos, coś związanego z życiem(może głupie ale to lubię najbardziej

), mogę rozmawiać bez końca. Uwielbiam drążyć naprawdę głębokie tematy, które dla wielu osób są "bez sensu", bo po co w ogóle o tym rozmawiać. W dziwny sposób zapamiętuje pewne chwile w moim życiu, na bardzo długi czas, sam nie wiem dlaczego, rozmawiam z kimś gdzieś spojrzę na coś i nagle mogę sobie bez problemu o tej sytuacji po roku albo nawet dłużej. Niestety do tego wszystkiego dochodzi nieśmiałość, spowodowana niską samooceną szczególnie w stosunku do dziewczyn. Może nie do końca ze względu na wygląd, tylko po prostu na brak jakiegokolwiek możliwego tematu do zagadania od tak. Do tego z góry narzucone to, że wyjdę na głupka i tylko się ośmieszę.
Z jednej strony lubię to w sobie, ta wewnętrzna błoga cisza kiedy jestem w samotności, nic mnie tak nie uspokaja i nie daje tyle energii do dalszego działania. Jednak z drugiej strony, bardzo długo zajmuje mi zaufanie drugiej osobie i przekonanie się do tego że, ona w ogóle mnie polubiła. Dochodzi do tego jeszcze nieciekawe samopoczucie w dużej grupie nieznajomych osób.
Mam nadzieję, że nie zanudziłem na śmierć
Mod: przeniesiony.