Przenigdy nie chciałbym być ekstrawertykiem. Współczuję tym ludziom, nie obrażając oczywiście, to nie od nich zależy, że tacy są. Dlaczego? Uważam, że są wielce zależne od innych osób, relacje są im niezbędne do życia. Nie wspomnę o manii na tle facebooka i komórek. To ostatnie to bardzo przyjemne i pożyteczne urządzenie. Głupotą jednak jest pozostawanie "ciągle w kontakcie". To stan jakiejś bezustannej cieczki umysłowej. Czytałem gdzieś, że ekstrawertycy opierają zdanie na swój temat, i wiele innych tematów, na opiniach innych. To straszne. Co innego brać pod uwagę opinię lubianych i szanowanych przez nas osób, a co innego robić to z zasady. Mam na myśli fakt, gdy np. stroimy się (tzn. my się nie stroimy - chyba większość tutaj

) wychodząc po chleb, po to, by szereg ludzi, od których nic w naszym życiu nie zależy, dobrze o nas myślał.
Kolejne kalectwo ekstrawertyków to uleganie impulsom. I znów - ja też czasem ulegnę, ale takiemu, o którym stwierdzę, że chcę ulec. Ekstrawertyk robi to bezwiednie. Reaguje na bodźce, bez głębszego pomyślunku. Nie jest to według mnie pożądane i budujące. Taką osobę łatwiej jest zmanipulować, bo liczy się ze społecznym kontekstem tego co robi. Łatwo staje się sługusem społeczeństwa, bo nie wie tak naprawdę co chce naprawdę robić. Czyni to, co akurat się jej wydaje atrakcyjne, albo to co "się robi", "trzeba robić", "inni robią", "wszyscy robią".
Że jest im łatwiej? Oczywiście. Przede wszystkim łatwiej im służyć społeczeństwu, być wykorzystywanym przez innych ludzi, w tym manipulatorów, ulegać trendom, dostosowywać się do oczekiwań otoczenia. Jest im także łatwiej żyć - tylko co to za życie? Oparte koniecznie i w ogromnej większości na innych. Gdzie źródłem satysfakcji jest bycie takim, żeby inni cię lubili.
Zaznaczam jeszcze raz, że nie mam zamiaru obrażać ekstrawertyków, nie odpowiadają oni za to. Podobnie jak nasz kochany introwertyzm nie jest naszą zasługą, a dobrym zrządzeniem losu - przynajmniej na początku. Bo później możemy go umacniać świadomie.