Strona 43 z 83

Re: Zmiana religii? Co o tym sądzicie?

: 28 lis 2015, 22:20
autor: Drimlajner
Nie nazwałbym wolnomularzy okultystami, to bardziej klub dyskusyjny dla bogatych znudzonych "intelektualistów". Okultyzm to voodoo, szamanizm, niektóre praktyki tantry.

Ludzie odchodzą od Kościoła Katolickiego w całej Europie. Odchodzą ale potrzeby duchowe nie znikają od tak, one wciąż w nich są i nie znajdują ujścia. W Europie wzrasta liczba konwertytów na Islam. Nie potomków imigrantów którzy przechodzą kryzys tożsamości i skupiają się na wspólnocie religijnej, ale normalnych białych konwertytów z Chrześcijaństwa. Religia oprócz bajek i mitów oferuje również pewien zestaw rytuałów dnia codziennego, i drogowskazów moralnych. Wielu ludziom tego brakuje.

Słabością Kościoła Katolickiego nie są bajki o nieistniejącym bogu, ludzie chcą bajek, nawet w XXI wieku. KK ma problem z apatią, kadrami.. złotym cielcem.

Re: Zmiana religii? Co o tym sądzicie?

: 28 lis 2015, 22:57
autor: challenge_accepted
Chyba masz na trzy pierwsze stopnie wtajemniczenia i polskie realia, o których gdzieś w internecie przeczytałeś/obejrzałeś, bo jeżeli mówisz o całości to niestety ale się z Tobą nie zgodzę. Aby dowiedzieć się co jest w środku należy najpierw przejść przez zamknięte drzwi.

Ja to sobie tłumaczę tak, że jeżeli ktoś nie potrafi sam znaleźć swojej drogi życiowej to zawsze będzie szukał jak to ująłeś "ujścia". To co sugerujesz stanowi problem psychologiczny skoro ludzie nie potrafią odnaleźć się w obecnym świecie i wspierają się bogiem aby było im łatwiej żyć.

Re: Zmiana religii? Co o tym sądzicie?

: 28 lis 2015, 23:17
autor: Drimlajner
Wśród profesury UW jest pełno członków lóż masońskich. Nie trzeba szukać pokątnych informacji w internetach żeby wiedzieć o co tam tak naprawdę chodzi. A jeśli chodzi o ich historię to wystarczy sięgnąć do pamiętników, chociażby Stanisława Augusta Poniatowskiego, żeby wiedzieć iż to od zawsze był taki "lekko snobujący intelektualny klub".

Tak, to jest zagadnienie psychologiczne, ale nie wspierają się bogiem tylko cała religijnością i wszystkimi aspektami z nią związanymi: życiem we wspólnocie, drogowskazem moralnym, obietnicą lepszej przyszłości i dobrej zmiany w społeczeństwie etc.

Re: Zmiana religii? Co o tym sądzicie?

: 28 lis 2015, 23:50
autor: ponuraczek
Ertix pisze: Problem tylko w tym, że się boję (czuję się jeszcze niedojrzały), nie mam wsparcia, nie wiem gdzie mam się udać, i po prawdzie mówiąc to sam nie wiem jaka religia by do mnie pasowała i czy w ogóle jest sens zmieniać (można to jakoś sprawdzić w internecie na normalnej, rzetelnej stronie?). Najprawdopodobniej albo neopogańska, albo okultyzm, ale tego nie jestem w stu procentach pewny (tak mi wyszło w jakimś angielskim teście, i po części się z tym nawet zgadzam).
W kontraście do wypowiedzi poprzedników dodam swoje mniej racjonalne spojrzenie: religii nie wybiera się w sposób logiczny, na postawie jakichś testów. W każdym razie wtedy nie będzie tym, czym ma być. Tylko łatką na pokaz.
challenge_accepted pisze:Ja to sobie tłumaczę tak, że jeżeli ktoś nie potrafi sam znaleźć swojej drogi życiowej to zawsze będzie szukał jak to ująłeś "ujścia". To co sugerujesz stanowi problem psychologiczny skoro ludzie nie potrafią odnaleźć się w obecnym świecie i wspierają się bogiem aby było im łatwiej żyć.
Chyba czegoś nie rozumiem. Dlaczego podjęcie decyzji, że się chce w coś wierzyć i należeć do jakiejś wspólnoty, nie może być wyborem własnej drogi życiowej?

Re: Zmiana religii? Co o tym sądzicie?

: 29 lis 2015, 1:59
autor: challenge_accepted
Będąc wychowanym w rodzinie wierzącej* (katolickiej) i mając określone doświadczenia nie potrafię sobie po prostu wyobrazić tego inaczej. Początek zawsze jest taki sam. Będąc dzieckiem nieświadomie/bezwolnie/bez własnej zgody staje się członkiem sekty jeżeli rodzice/opiekunowi prawni podejmą taką decyzję. Podejrzewam, że jeszcze w niektórych miejscach na globie w tym i w Polsce pokutuję stwierdzenie "zrobimy tak, bo co sąsiedzi/lokalna społeczność powie". No i hop! Znam masę takich przykładów gdzie rodzina jest niewierząca ale deklaruje bycie chociażby katolikami - śmiech na sali. Następnie jeżeli nie sami rodzice to babcie/dziadkowie wpajają od maleńkości dziecku wiarę. Innymi słowy uczą niestworzonych rzeczy. Popatrz dziecko na ten obrazek, to jest bozia, do której należy się modlić i jakoś leci. Indoktrynacja od najmniejszych lat. Ja jeżeli miałbym dziecko z osobą wierzącą to z góry stawiałbym warunek, że oczywiście dziecko może zostać ochrzczone ale tylko kiedy samo się na to zgodzi będąc samodzielną jednostką koniec i kropka. Nigdy nie pozwoliłbym na spaczenie umysłu od najmłodszych lat w imię jakiejś ideologi tego pokroju. Historia od tylu lat zatacza koło. Przekazywanie (nauka) wiary z pokolenia na pokolenie zamiast... odkrycie jej samemu. Czy to takie trudne do zrozumienia? Hm... może dlatego, że gdyby ktoś musiał odkrywać to byłoby znacznie mniej wyznawców. Z resztą skąd wiadomo, że bóg w którego się wierzy jest prawdziwy? W końcu jest masę religii i bogów. Wszystkie mówią o tym, że ich bóg jest tym prawdziwym... Tylko pytanie brzmi jak to rozpoznać? Na podstawie czego? Ilości wyznawców, zagorzałości czy innych czynników? A może na podstawie "wiary", której nie da się wyjaśnić, bo... no właśnie bo to wiara! Wszystko zależy od tego jaki przyjmuję się punkt wejściowy. Ja wierzę w potęgę swojego umysłu ale nie wierze w rzeczy, które nie zostały udowodnione. Do momentu udowodnienia/obalenia zachowany jest status quo. Jako osoba niewierząca nie atakuję KK. Nie mój cyrk i nie moje małpy. Powiedziałbym dosadniej ale nie chce urażać czyiś "uczuć religijnych" pomimo tego, że jest coś takiego jak wolność słowa. Nie jest to moim zdaniem potrzebne. Wole popierać działania KK aniżeli innych odłamów wiary w tego typu boga. A argumentuję to tak... Pomimo tego, że występuję czynnik ludzki to w jakimś stopniu pasterze kościoła przekazują odpowiednie wartości moralne. Nie zawsze jest to takie jakie być powinno ale część z nich robi to z prawdziwej wiary i chwała im za to. Pomimo licznych skandali wolę coś takiego niż prawo szariatu albo traktowanie goja tak jak jest to napisane w Torze. Wracając do głównego wątku. Przychodzi czas pierwszej komunii świętej. Obecnie często gęsto jest to cyrk rodzinny, bo ludzie nie rozumieją na czym to polega i robią jakieś dziwne imprezy chociażby. Sam ją miałem ale nawet wtedy będąc w drugiej klasie szkoły podstawowej nie rozumiałem po co to wszystko łącznie ze spowiedzią dlatego już wtedy nie powiedziałem wszystkiego, a w niektórych sprawach skłamałem (spowiedź). Bazując na pamięci wiem, że wtedy nie myślało się o bogu tylko o tym aby nauczyć się 10 przykazań, 7 grzechów głównych i temu podobnych bzdur. Ewentualnie niektórzy myśleli o prezentach, które na obecne czasy były adekwatne (np. zegarek + książka i tak dalej), a nie to co teraz się wyprawia. Laptopy, tablety i inne bzdury. Od 4 klasy jeden z moich kolegów zainicjował negowanie wiary na lekcjach religii zadając bardzo trudne pytania, na które choć sympatyczna i miła pani katechetka nie potrafiła jednak odpowiedzieć przekonująco do swoich racji lejąc wodę trzy po trzy. Ja wkrótce dołączyłem do "akcji". Akurat będąc w tym wieku byłem świadkiem strasznych rzeczy i zaczęło mnie to zastanawiać. Przez pewne "traumatyczne" przeżycia znacznie szybciej dorosłem psychicznie od moich rówieśników będąc mentalnie o 2-3 lata do przodu. Ten skok był zauważalny wielokrotnie przez pedagogów z różnych szkół ale to drobiazg. Pomyślałem sobie na początku, a właściwie zadałem pytanie. Skoro bóg istnieję to dlaczego pozwala na tak złe rzeczy, które dzieją się wokół nas. Nie potrafiłem odnaleźć odpowiedzi stąd zacząłem usilnie negować wiarę będąc tym samym hipokrytą, bo uczestniczyłem w lekcjach religii. Nie było dla mnie problemem już w tamtym wieku zdobycie "zwolnienia" na lekcje religii czyli słynna zgoda rodzica natomiast dalej drążyłem temat i patrzyłem już z boku na to wszystko. Patrzyłem jak moi rówieśnicy są dosłownie tresowani. Słuchałem tego co mają wkładane w głowy negując to z automatu. Już wtedy zacząłem rozumieć dokładnie na czym polega mieć swoją własną świadomość i tego typu rzeczy. Poszedłem do gimnazjum i wiadomo jak to tam... Bierzmowanie rzecz jasna. Również kłamałem podczas masy spowiedzi aby tylko podbić książeczkę aby finalnie mieć to bierzmowanie choć był taki moment, że powiedziałem, że w sumie mam to w dupie. Były tam jakieś naciski ze strony dziadków abym do bierzmowania przystąpił. Zrobiłem to mimo, że już od kilku lat byłem totalnie niewierzącą osobą. W szkole podstawowej miałem kolegę, który był świadkiem Jehowy. Byłem kilkukrotnie u niego w domu. Ogólnie bardzo fajnie i nikt nie stwarzał problemu z tego powodu. Smutne było to, że jego rodzice powiedzieli jak to zazwyczaj bywa, że nie może uczestniczyć w lekcjach religii. W tym czasie kiedy my mieliśmy lekcje on sobie siedział na korytarzu (mini salce) i odrabiał lekcje na ławeczce. Zawsze mnie to zastanawiało i było też motorem do rozmyślań. W gimnazjum miałem koleżankę, która była niewierząca. Również bardzo dziwnie odbiegała psychicznie od rówieśników tak jak ja. Spędziłem z nią wiele czasu na rozmowach i odkryłem kilka rzeczy. Miała znacznie większą wiedzę na tamte czasy odnośnie ateizmu i tego typu rzeczy. Zabawne, że jej matka była pedagogiem w szkole do której też chodziłem ale to było już etap dalej. Bardzo ciekawa osobowość o nieprzeciętnym talencie. A co do bierzmowania to główny argument podejmowany przez rodzinę był taki, że... "a może jednak w przyszłości coś Ci się odmieni i... jednak będziesz chciał mieć ślub kościelny". Dobre sobie pomyślałem, bo już wtedy wiedziałem, że nigdy takowego nie będę chciał. Do tej pory się to nie zmieniło i wiem, że nie zmieni. Zbędna rzecz, która dla mnie jest raczej na pokaz i bardziej potrzebna kobietom niż mężczyznom. No wiecie ołtarz, ksiądz, oprawa i te sprawy. Innymi słowy wielkie marzenie z dzieciństwa wielu dziewczyn. Z tego co pamiętam moja matka szybko się domyśliła, że jestem osobą niewierzącą natomiast przed dziadkami było to raczej ukrywane z racji tego, że byli bardziej wierzący. Dla mnie każda msza w jakiej brałem udział była schematem, który jest koniecznością poniekąd bodąc przymuszonym, bo jeszcze wtedy nie zdawałem sobie sprawy z tego, że mogę się aż tak sprzeciwić. Pomimo pójścia do szkoły średniej nadal nie zrezygnowałem z uczestnictwa w lekcjach religii. Po prostu lubiłem słuchać. Wiesz... lepiej znać swojego "wroga" aby skuteczniej z nim "walczyć". Wszystkie osoby, które uczyły mnie religii były przesympatyczne choć katechetka, a zarazem wychowawczyni w okresie gimnazjum przymykała oko na wiele złego co działo się w jej klasie. Teraz się z tego śmieje ale ona naprawdę wierzyła, że ludzie się zmieniają i tłumaczyła wszystko "okresem buntu". I tak najlepsi byli goście (słownie 2 osoby), którzy w szkole średniej byli świadkami Jehowy. Jeden totalnie trzymany na smyczy. Przez swoją wiarę pomimo ogromnego potencjału nie poszedł na studia, bo zakazali mu. Gość super mądry ale co z tego jak emocjonalnie dziecko? A drugi mistrz. Podobno Sobór zakazuje wielu rzeczy, a mimo to pił i bawił się tak jak normalny chłopak. Myślę, że nie do końca chłopak wierzył albo miał już wywalone na to w jakim środowisku się urodził.

Na podstawie swoich doświadczeń śmiem stwierdzać, że to jest opium dla mas. Rozumiem doskonale, że ludzie zazwyczaj próbują być członkiem jakiejś wspólnoty i grupy. Ja jestem samotnikiem i nigdy nie potrzebowałem należeć do jakiejkolwiek grupy. Sam wszystkiego się nauczyłem bez pomocy rodziców po 4 klasie podstawowej. Innymi słowy sam siebie wychowałem. Niedawno dowiedziałem się, że moja matka także wątpi w to wszystko. Przestała popierać KK przez skandale choć być może jeszcze w jakimś stopniu wierzy. Nie jest osobą praktykująca w każdym bądź razie. Aktualnie w mojej ocenie wiele ludzi wyznaję pieniądz i to jest główna wiara. Tutaj powstaje pytanie... dlaczego nie można być po prostu osobą wierzącą lecz praktykującą w swoim własnym zakresie? Tym samym nie należeć do żadnej wspólnoty i być tylko statystyką? Ja np. taką jestem, bo nie dokonałem aktu apostazji choć wiele razy już to rozważałem. Może jak znajdę odrobinę czasu to wykonam ten cel. Po co człowiekowi wierzącemu kontakt z bogiem przez pośredników skoro można rzekomo rozmawiać z nim bezpośrednio? Czy ta wspólnota jest naprawdę aż tak potrzebna?

Odpowiadając na pytanie. Jak można nazwać świadomym wyborem odnośnie drogi życiowej skoro przez wiele lat było się indoktrynowanym?!? Chyba świadomy wybór do określonego stopnia. Dla mnie to totalnie nielogiczne. Przecież to (przeszłość) wpływa na decyzję w jakimś stopniu. Z jakich dokładnie powodów chce się być częścią wspólnoty? Ja nie dostrzegam żadnych racjonalnych. Można to tłumaczyć potrzebami własnymi tylko co z tego? Nie wiem, może jest już za późno i chodzi o jakiś irracjonalny powód którego nie dostrzegam.

Polecam krótki materiał https://www.youtube.com/watch?v=5ujmOMsIvA0 Teraz wystarczy to przełożyć na płaszczyznę religii (czyli innymi słowy uruchomić krytyczne myślenie, które jest nieodzownym procesem myślowym). A co jeżeli wszystko o czym opowiada Kościół jest kłamstwem, które zostało wymyślone tylko po to aby kontrolować lud jak to miało już miejsce w dziejach historii wielokrotnie?

PS
Pominąłem kwestie konkordatu jak i wyprowadzenia religii ze szkół.

Ah i bym zapomniał... wielu moich rówieśników podzielało moje poglądy. Chodząc na lekcje religii mimo to nie wierzyli. Zabawne, co?

Re: Zmiana religii? Co o tym sądzicie?

: 29 lis 2015, 10:44
autor: Temudżyn
Zastanów się: chcesz zmienić wiarę czy kościół? Bo z tego, co piszesz chcesz zmienić kościół ( popraw jeśli się mylę). Wiara, to jest to, w co wierzysz. Pamiętaj, że nie musisz należeć do żadnego kościoła. Ja np. wierzę w Boga (ale trochę innego niż głosi nauka kościoła, to znaczy bardziej sprawiedliwego), uważam, że spowiedź jest nie potrzebna, a przynajmniej poprzez księdza, bo przecież można wyspowiadać się wprost do Boga, podczas modlitwy. Nie uznaję także komunii świętej oraz cotygodniowego chodzenia do kościoła (ale póki co muszę chodzić- bierzmowanie). Jak widzisz, żeby wierzyć nie trzeba należać do kościoła. Mam nadzieję, że pomogłem.

Jeszcze coś: indoktrynacja robi swoje. Niedawno miałem ciekawą sytuację na lekcji religii- rozmawialiśmy o wierze Einstaina. Jak chyba wiecie, Einstein wierzył, że wrzechświat jest Bogiem (czy jakoś podobnie). Wtedy kilka dziewczyn stwierdziło, że w takim razie nie wierzył. Nawet ksiądz próbował im wytłumaczyć, że wierzył tylko inaczej.
I jeszcze jedno- kościół mówi o tak zwanych wierzących niepraktykujących- co to znaczy? Czy to, że ktoś nie chodzi do kościoła (nie czuje takiej potrzeby) oznacza, że ktoś nie wierzy? :shock:

Re: Zmiana religii? Co o tym sądzicie?

: 29 lis 2015, 12:11
autor: challenge_accepted
Kościół używając stwierdzenia "wierzący niepraktykujący" ma na myśli statystyki. Co roku jest tak zwane "liczenie wiernych" i na tej podstawie miedzy innymi wiedzą ile osób jest zapisanych do ich organizacji, ile uczestniczy w np. mszach, a ile jest osób "niepraktykujących". W żargonie nazywa się ich "zagubionymi". To, że ktoś nie praktykuję (nie bierze udziału w życiu Kościoła/wspólnoty) nie jest równoznaczne z tym, że nie wierzy, bo właśnie może praktykować swoją wiarę ale bez udziału Kościoła. Simple as that :)

Re: Zmiana religii? Co o tym sądzicie?

: 29 lis 2015, 13:34
autor: challenge_accepted
Tak się dziwnie składa, że akurat miałem kiedyś przyjemność rozmowy z księdzem w cztery oczy. Użył dosłownie tego terminu czyli "wierzący niepraktykujący". I tak jak mówisz w kontekście rozmowy chodziło o osoby wierzące lecz nie praktykujące (nie biorące aktywnego/czynnego udziału w życiu Kościoła). Powiedział mniej więcej coś takiego, że mogą to być osoby, które wkrótce odejdą od nas (albo nawet już odeszli) lub z jakiegoś powodu działania naszego kościoła wywołują brak ich aktywności na płaszczyźnie tej społeczności. Podobno ludzie to Kościół stąd skoro ludzie używają takiego określenia, które może nie do końca jest prawidłowe to jednak coś w tym jest, nie sądzisz?

Re: Zmiana religii? Co o tym sądzicie?

: 29 lis 2015, 18:26
autor: ponuraczek
@challenge_accepted Tylko że myślałam, że mówiliście o sytuacji, kiedy ktoś odchodzi od chrześcijańskiej wiary i przechodzi na inną. Wtedy chrześcijańska indoktrynacja ma nie wiele do tego, skoro ktoś się od niej oderwał.
Odpowiadając na pytanie. Jak można nazwać świadomym wyborem odnośnie drogi życiowej skoro przez wiele lat było się indoktrynowanym?!? Chyba świadomy wybór do określonego stopnia. Dla mnie to totalnie nielogiczne. Przecież to (przeszłość) wpływa na decyzję w jakimś stopniu.
Równie dobrze można by było powiedzieć, że rodzice nas indoktrynują, bo nas wychowują i żadna decyzja w życiu nie jest świadomym wyborem.
Indoktrynacja o której mówisz jest nie skuteczna, bo większości nie przekonuje i ludzie podejmują decyzje głównie przez wzgląd na otoczenie i rodzinę. Przez tradycję, ale nie wiele ma to wspólnego z wiarą tych ludzi. Wybór może być chyba świadomy, jeśli podejmowany jest przez kogoś, kto dostrzega drugą stronę medalu.

Poza tym jak wyobrażasz to sobie, żeby rodzice nie wychowywali dzieci w swojej wierze (jeśli naprawdę wierzą)? Mają nie obchodzić świąt, nie modlić się, żeby nie zakłócić dziecku nowo kształtującego się światopoglądu, żeby samo mogło wybrać bez ich wpływu? To jest trochę absurdalne, przynajmniej według mnie. Jeśli ktoś uważa, że coś jest dobre, to chce się tym podzielić.
A odkrywać wiarę można właśnie przez to, że jest przekazywana. Na podstawie zachowania ludzi, którzy nam o niej mówią. To nie jest tak, że dostaje się wszystko na talerzu. Całe życie trzeba szukać i odkrywać.
Po co człowiekowi wierzącemu kontakt z bogiem przez pośredników skoro można rzekomo rozmawiać z nim bezpośrednio? Czy ta wspólnota jest naprawdę aż tak potrzebna?
Bo łatwiej jest razem pchać kamień pod górę, niż samemu. Dobrze jest mieć się na kim oprzeć i mieć kogoś, kto pomoże w chwili zwątpienia. Tylko teraz świat promuje egoizm i samowystarczalność, więc może dlatego nie jest to takie oczywiste.
Ah i bym zapomniał... wielu moich rówieśników podzielało moje poglądy. Chodząc na lekcje religii mimo to nie wierzyli. Zabawne, co?
Nie, znam wiele osób, które myślą podobnie.Tylko nie wiem, o czym to ma świadczyć. Mnie np. też denerwuje to, że ludzie zapominają o co tak naprawdę chodzi w różnych świętach czy obrzędach, a ważniejsza jest komercyjna otoczka.

Re: Zmiana religii? Co o tym sądzicie?

: 29 lis 2015, 19:11
autor: challenge_accepted
Według mnie mimo wszystko ma wiele wspólnego, bo to co zostało zagnieżdżone w głowie nadal trwa tylko teraz będzie wyglądać troszkę inaczej (zmiana odłamu).

Oczywiście, że rodzice nas indoktrynują i ma to miejsce do pewnego momentu. Po uzyskaniu świadomości i zrozumieniu samego siebie zaczyna się podejmować własne decyzje (proces stopniowy), a nie tak jak Ty sugerujesz, że nie ma się wpływu na jakąkolwiek decyzję w życiu. Oczywiście masz prawo do swojego zdania względem tego, że większość postępuję tak i tak ze względu na np. otoczenie i rodzinę jednak ja się z tym nie zgadzam.

Kwestię którą poruszasz wobec wychowania dziecka w rodzinie wierzącej jest akurat oczywista. Podałem przykład rodziny, w której jedno z rodziców jest osobą niewierzącą. Czasami różne światopoglądy w tej kwestii są powodami konfliktów w rodzinie/związku. W 99,99% przypadków jeżeli oboje rodziców posiada tą samą wiarę to przekaże ją swojemu dziecku. W ten sposób koło się zamyka. Sam jako osoba niewierząca obchodzę święta ale z innych powodów aniżeli osoby wierzące. To znaczy dla mnie ważne jest aby spotkać się z rodziną, porozmawiać, podzielić opłatkiem, dać prezenty, być miłym, zobaczyć co się zmieniło przez rok czy pół czy ile tam się nie widzieliśmy. Mam szacunek do tradycji i tego skąd moja rodzina się wywodzi. W obecnych czasach święta czy to te grudniowe czy wielkanocne zostały wg mnie mocno zniekształcone. Wszechobecny model konsumpcjonizmu mnie obrzydza. Zakładając, że zwiąże się z osoba niewierzącą to po prostu nie nauczę dziecka wiary jednak jeżeli dziecko samo zainteresuję się tym tematem i stanie się osobą wierzącą to zaakceptuje to bez jakiegokolwiek problemu. Jeżeli zwiąże się z osoba wierzącą to najpierw będę chciał wypracować kompromis przed pojawieniem się dziecka. Ma on polegać na tym, że dziecko samo ma zdecydować w odpowiednim wieku. Czyli prawie to samo co w poprzednim przypadku z tą różnicą, że zamierzam pokazać różne religie jakie panują na świecie przed podjęciem decyzji. Bardzo brakowało mi takich rzeczy w szkole. W mojej ocenie powinny być lekcje (może nawet przymusowe) etyki dla każdego bez względu na wyznanie. Natomiast to co Ty mówisz przedstawia trzecią opcję czyli oboje rodziców wierzących i ustosunkowałem się do tego bodajże na początku akapitu.
ponuraczek pisze:Bo łatwiej jest razem pchać kamień pod górę, niż samemu. Dobrze jest mieć się na kim oprzeć i mieć kogoś, kto pomoże w chwili zwątpienia. Tylko teraz świat promuje egoizm i samowystarczalność, więc może dlatego nie jest to takie oczywiste.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Masz racje, że może niektórym łatwiej jest iść przez życie wierząc, że coś nad nimi czuwa lub coś tam jest po śmierci. Nigdy nie odczułem jakiekolwiek wsparcia na płaszczyźnie duchowej. Przynajmniej do 4 klasy szkoły podstawowej, bo potem to już było po ptokach. Tak jak powiedziałem poprzednio jeżeli ktoś wierzy i czerpie z tego jakiekolwiek korzyści to chwała mu za to. Mogłabyś rozwinąć co masz na myśli mówiąc, że "teraz świat promuje egoizm i samowystarczalność"?
ponuraczek pisze:Tylko teraz świat promuje egoizm i samowystarczalność, więc może dlatego nie jest to takie oczywiste.
+1 :)

Re: Zmiana religii? Co o tym sądzicie?

: 30 lis 2015, 14:39
autor: ponuraczek
Jeśli chodzi o kwestię wychowania dziecka, to odebrałam tą część wypowiedzi:
Przekazywanie (nauka) wiary z pokolenia na pokolenie zamiast... odkrycie jej samemu. Czy to takie trudne do zrozumienia? Hm... może dlatego, że gdyby ktoś musiał odkrywać to byłoby znacznie mniej wyznawców.
jakby nie odnosiła się do Twojego podejścia do wychowania, tylko ogólnego poglądu na sprawę wychowywania dzieci w wierze. Więc źle zrozumiałam, przepraszam.

A co do promowania egoizmu i samowystarczalności, to miałam na myśli trochę to, że proszenie o pomoc wydaje się być pewną oznaką słabości, a jeśli chce się zaistnieć w świecie trzeba walczyć o swoje. O pieniądze, pozycję. Dzieciom w szkole mówi się, że mają mieć najlepsze oceny, żeby mieć potem dobrą pracę. Taki wyścig szczurów. Osiągnięcia, zgromadzone przedmioty stają się symbolem szczęścia. Nie twierdzę, że to do końca źle, bo świat powinien się rozwijać, tylko chodzi o to, że w tym całym pośpiechu w walce o swoją pozycję, zapomina się o innych ludziach, którzy są obok. Zapomina się, że człowiek jest tylko człowiekiem i czasem problemy mogą go przerosnąć.
Do tego dochodzi też trochę kwestia, tego, że ludzie uważają, że mogą wszystko wyjaśnić i zrozumieć za pomocą nauki i osiągnięć techniki, że przez to mogą zostać panami własnego losu. A tak naprawdę jesteśmy drobinkami we wszechświecie, uzależnionymi od wpływu innych i od przypadku (lub jak kto woli - od Boga).
Choć nie wiem czy wyraziłam wszystko tak jak chciałam, bo nie mogłam znaleźć odpowiednich słów.

Re: Zmiana religii? Co o tym sądzicie?

: 30 lis 2015, 16:27
autor: challenge_accepted
Cieszę się, że finalnie doszliśmy do jakiejś wspólnej konkluzji. W tym poście podałem link do krótkiego materiału, który jest kwintesencją tego co myślę na temat systemu edukacji i tego co jest obecnie promowane. Nie zmienia to faktu, że znam ich znacznie więcej stąd bym podał ale nie wiem czy Ciebie to w ogóle interesuję.

To co mówisz jest dla mnie oczywistą sprawą. Może czasami ubolewam nad takim obrazem świata ale nie da się go zmienić. Z resztą nie leży to nawet w moim interesie. Z mojego punktu widzenia to idealne warunki do bogacenia się pomimo, że nie jestem materialistą jedna każdy ma swoje potrzeby. Wyznaję zasadę, że każdy jest kowalem swojego "losu". Dla mnie nie ma czegoś takiego jak "przypadki" jak i "los" czy jak to tam inni nazywają. Tym samym nie jestem typem egoisty ale dbam tylko o swoich najbliższych, którzy na to zasłużyli.

Odnośnie pierwszego zdania to środki masowego przekazu wykreowały taki obraz. Łatwo zauważyć, że takie działania motywował jakiś interes. To są podstawy inżynierii społecznej. Wyścig szczurów trwał od zawsze, mocniej (bardziej zauważalnie?) od momentu powstania środków płatniczych nasilając się z każdą następną epoką. Pomijam ludzką zawiść, zazdrość i chęć posiadania więcej od osób otaczających nas. Do pewnego stopnia jest to dobre, bo motywuje do działania i wytwarzania środków, której konsekwencją jest zużywanie zasobów. Globalizacja i większe skupiska ludzi dały nowe możliwości. Powstały państwa, a w głowach ludzi odwiecznie chodziły myśli kontroli innych i wojen. Każde działania zbrojne/wojenne powodują pobudzenie gospodarki (na określony czas). Zgadzam się również z Tobą, że obecnie promowany jest usilnie konsumpcjonizm w każdej możliwej formie. W obecnym ustroju światowym nikogo nie obchodzi już jednostka. Wyławia się najlepsze talenty, a reszta ma być po prostu siłą roboczą, która z czasem przestanie być potrzebna bo wchodzi technologia. Mam na myśli np. automatyczne linie produkcyjne. Oczywiście nie wszystkie zajęcia można wykonywać maszynowo stąd... jeszcze jakiś procent zapotrzebowania na ludzkie mięsko zostanie. Nie potrafię określić obecnie ile.
ponuraczek pisze:Do tego dochodzi też trochę kwestia, tego, że ludzie uważają, że mogą wszystko wyjaśnić i zrozumieć za pomocą nauki i osiągnięć techniki, że przez to mogą zostać panami własnego losu.
Hehe... To zabrzmiało trochę jak zarzut w moją stronę choć nie traktuję tego osobiście. Mi się podoba obecny rozwój technologii. Pomimo tego, że wiele technologii jest ukrytych lub zablokowanych na rzecz korporacji lub przemysłu militarnego/motoryzacyjnego/każdego innego to mimo wszystko cieszę się, że żyje w tych czasach gdzie mogę się odnaleźć i korzystać z ich dobrodziejstw. Co jest dziwnego w tym, że ludzie chcą wiedzieć zamiast się domyślać? Obecny rozwój nauki obalił wiele starych poglądów. Te błędy toczyły ten świat niczym rak człowieka chorego. Jeżeli czegoś nie potrafię zrozumieć to nie staram się dorabiać do tego ideologii lub wykorzystywać (błędnych) wierzeń.

Od około 100 lat przeprowadzany jest proces atomizacji społeczeństwa aby nikt nikomu nie ufał, aby każdy siedział cicho i patrzył tylko na siebie nie angażując się w akcje społeczne. Istotne akcje społeczne muszą być kontrolowane przez polityków (marionetki) aby nikt nie zrozumiał tzw. gry luster czyli tego co za tym stoi. Osoby zagrażające systemowi muszą zostać wyeliminowane aby nie zaburzały ładu.

Odnośnie tego, że świat składa się z atomów to chyba każdy wie ale czy zdaje sobie z tego sprawę? Kwestia abstrakcji i wyobraźni. Przedstawiając na szybko pewien pogląd filozoficzny powiem tak. To wszystko co nas otacza, to o czym myślimy, widzimy, czujemy, jak reagujemy jest siecią przesyłową. Jeżeli praca mózgu polega na przesyłaniu (wymianie) informacji, które są niczym innym jak impulsami elektrycznymi to kreuję się ciekawa wizja. Jesteśmy zbudowani z atomów więc chemia. Tworzenie nowego istnienia to połączenie chemii i fizyki (impulsów elektrycznych). Można powiedzieć, że jesteśmy obiektami przelotowymi, nośnikami/odbiornikami/nadajnikami informacji (to także wynika z wiedzy kontrwywiadowczej). Prostacko mówiąc skoro np. oko przesyła informacje w postaci wyżej wymienionej, a następnie występuję określona reakcja to w mojej ocenie jest ciekawie. Dotyczy to wszystkich zmysłów, a także wewnętrznych procesów w mózgu. Patrząc troszeczkę z innej strony kuszę się o stwierdzenie zawsze, że glob odwiecznie był czymś w rodzaju internetu czyli połączonych ze sobą punktów tylko wcześnie nie występowała aż tak silna interakcja (wymiana informacji). Z chęcią podejmę się dyskusji na ten temat z osoba, która posiada bardzo wysoki współczynnik abstrakcji. Na zakończenie proponuję wyobrażenie sobie takiej wizji, w której glob krąży i wszędzie są wyładowania elektryczne pomiędzy każdym stworzeniem żywym. Dla ułatwienia prosta niedokładna wizualizacja.

PS
Nienawidzę szukać czegoś choć dopóki nie znajdę to nie spocznę ;)

Re: Zmiana religii? Co o tym sądzicie?

: 30 lis 2015, 19:25
autor: ponuraczek
Filmik widziałam, ale brzmi trochę tak jakby był czymś w rodzaju prania mózgu ludziom, którzy nie dostrzegają kwestii w nim opisanych.

To nie był zarzut w niczyją stronę, po prostu takie ogólne spostrzeżenie. Mi też podoba się rozwój większości technologii, jednak niektóre przerażają lub wizja tego, jak ludzie mogą użyć tych technologii przeraża. Też wolę wiedzieć niż się domyślać, tylko są kwestie na które nie da się (możliwe że jeszcze, ale możliwe że nigdy się nie uda) odpowiedzieć. Poza tym nie dorabiam sobie ideologii do każdej nie znanej rzeczy, tylko jestem otwarta na wszelkie możliwości. A zacytowane zdanie lepiej czytać w powiązaniu z następnym, bo bardziej mi chodziło o kruchość człowieka i to, że nie mamy wpływu na pewne kwestie.

Poza tym straszny offtop się zrobił :P

Re: Zmiana religii? Co o tym sądzicie?

: 30 lis 2015, 20:12
autor: bodo
Nie wiem czy zmiana religii jest możliwa, z pewnością można zmienić kościół, zbór, czy społeczność w której źle się czujemy. To nie będzie oznaczać, że zmienimy religię.

Re: Zmiana religii? Co o tym sądzicie?

: 30 lis 2015, 22:26
autor: nudny introwertyk
Ja nie potrzebuję religii po to żeby być dobrym człowiekiem, ale jeśli ktoś musi mieć nad głową "bicz boży" aby zachowywać się przyzwoicie, to czemu nie. Gorzej gdy wyrywa ten bicz i próbuje nim smagać innych. A z drugiej strony mamy ludzi, którzy czerpią z tego po prostu radość i daje im to cel, sens w życiu, nie widzę logiki w atakowaniu takich osób. Każdy robi to czego potrzebuje. Ja nie potrzebuję przynależności religijnej, ale jestem w stanie zrozumieć że dla kogoś może być to ważne. Ale jeśli przynależność nie jest tym co dla Ciebie najważniejsze, to wierz w co chcesz, nie dopasowuj się na siłę do cudzej wizji świata. Ksiądz, imam czy rabin to zwykli ludzie i nie sądzę aby mogli zrobić dla Ciebie więcej niż Ty sam możesz.