Schmalzler pisze:mam dziwne jak na introwertyka skrzywienie - jak jestem poza domem, to muszę być albo 'po coś', albo w towarzystwie

Zawsze można być po coś, np.: zobaczyć co jest w jakimś miejscu. Ostatnio wybrałem się na piechotę do centrum handlowego, które w linii prostej jest ok. 8 km ode mnie. Że to by było zbyt proste postanowiłem zahaczyć po drodze o dwa parki leśne (wyszło ponad 20 km)

Ostatecznie z powodu niesprzyjających warunków pogodowych nie dotarłem do zaplanowanego celu, ale cele pośrednie zostały osiągnięte i to jest najważniejsze.
Do baru najczęściej z 1 lub 2 bliskimi przyjaciółmi albo na spotkania klasowe z ludźmi ze średniej (które były 2-3 razy w roku). Z tych spotkań tak jak highwind - poza paroma wyjątkami - wracam na piechotę mimo, że moi bliscy przyjaciele zawsze się trochę niepokoją z tego powodu.
Samemu do baru, popatrzyć na ludzi? Nie.. jeszcze tym patrzeniem zwróciłbym na siebie uwagę i bym "zarobił" od kogoś komu nie spodoba się moje spojrzenie... Raz czekałem sam ok. godzinę pod parasolkami i było ok, dopóki nie przyszła mniej więcej 5-osobowa grupa.. Wytrzymałem może 15 min albo mniej i poszedłem do środka, gdzie miałem spokój dopóki gość od karaoke nie zaczął ustawiać sprzętu. Darowałem sobie przeniesienie się do innej części.
Na wycieczki piesze chodzę sam, m.in. dlatego, że nie mam z kim iść i do tej pory było mi tak dobrze. Najczęściej do lasu.
Po mieście to tylko w jakimś celu - do sklepu, kina itd. Ludzie głównie mi przeszkadzają tym, że stanowią przeszkody które muszę mijać. Poza tym często chodzę zamyślony i potrafię nie zauważyć znajomych jeśli na nich nie wpadnę (po części też z powodu iż chodzę w miarę szybko). Kiedyś myślałem żeby się zabrać za siebie i zacząć biegać - i wstawałem o 3 nad ranem puki było ciepło. Wraz z nadejściem chłodów jakoś sobie darowałem i nie mogłem się zebrać żeby wrócić do tego. W dzień jakoś głupio bym się czuł czując spojrzenie innych.
Jeśli jestem w supermarkecie to zawsze wybieram w nich trasę gdzie jest mniej ludzi lub nie ma zatorów, nawet jeśli kosztem jest zygzakowaniem między wystawami i alejkami.
Do kina chodzę różnie - czasami co tydzień, czasami raz na kilka miesięcy. Jednak zawsze jak już kończą puszczać lub szykuje się zmiana na mniejszy ekran i jest tylko parę osób (najczęściej bardzo późnym wieczorem / wczesną nocą). Raz wyjątkowo poszedłem na maraton Władcy Pierścieni i było ok 1/3 sali zapełniona. Ale za to (niestety) też jeden raz udało mi się że byłem kompletnie sam na wielkim ekranie i było zajebiście
Na koncerty nie chodzę. W sumie to nie chodzę na żadne imprezy poza spotkaniami klasowymi, bo nie mam z kim, a samemu głupio i nie wiedziałbym co ze sobą zrobić.