Polski Portal Introwertyków

Powiedziałbym że mam wręcz odwrotnie. Nie lubię zakupów, szczególnie dużych sklepów w których człowiek jest tylko klientem, jednym na tysiąc danego dnia. Silesia C.T. zło wcielone. Zresztą inne galerie tak samo. Szczególnie przed świętami mam dość wszystkich sieciówek.
Jedyne sklepy do jakich jestem wstanie wejść bez długiej walki z samym sobą to małe sklepy specjalistyczne; np, wspinaczkowy, turystyczny, z narzędziami. Takie gdzie faktycznie można się czegoś dowiedzieć o kupowanym sprzęcie, ugadać się na jakieś zniżki czy coś ;]

Nienawidzę zakupów w dużych galeriach.. Nie mam nic przeciwko wypadowi do żabki/biedronki / podobnego dyskontu po jakieś drobne zakupy, ale jak mam iść kupować cichy... Kara, to jest istna kara.
Jak to dobrze, że jest np. Allegro

Jedyny powód w jakich pojawiam się w tych większych galeriach to empiki, ale to zazwyczaj sama, czy z inszym molem/molką książkową/muzyczną i giniemy na parę godzin :lol:
Tak to, spożywcze najbliżej, a reszta internety, miałam kiedyś opory przed zakupami ciuchów przez neta, ale wszystkie panie ekspedientki chętne do pomocy w każdym sklepie ostatecznie mnie przekonały, że to jedyne wyjście ^^

lubie chodzic na zakupy i lubie kupowac rozne rzeczy, szwenadac sie po galerii i supermarkecie, najlepiej sama max z 2osobami przy swoim boku, ale nie lubie tego tloku w galeriach,dzieci, halasu itd, za osiedlowymi nie przepadam

Ja bardzo nie lubię robić zakupów. Dlatego ostatnio zamówiłam przez internet. Co prawda 10 zł liczą sb za dostawę, ale jak dla mnie moje nie-zmęczenie, dobry humor i czas są warte tej dychy.

jeżeli chodzi o zakupy spożywcze to nie ma znaczenia czy kupuje w hipermarkecie czy małym sklepiku osiedlowym. wybieram sklep w zależności od potrzeb (listy zakupów).
ciuchów nie lubię kupować, ale czasami trzeba zdecydowanie wolę to robić bez osób towarzyszących bo wtedy zajmuje to dużo mniej czasu.
staram się unikać galerii handlowych w okresie przedświątecznym itp. Jak widzę kolejkę do kasy/przebieralni to rezygnuję z zakupów.
Zakupy przez internet robię raczej ze skąpstwa

Ja tam lubię chodzić do dużych marketów spożywczych robić zakupy , bo lubię wybierać wszelakie produkty raz takie raz takie. Lubię nowości smakowe. Moja matka cały czas by kupowała jedno , ja wolę kreatywnie
Co do odzieżówki to już nie lubię tego przymierzanie pieprzenia itp

Po wejściu do sklepu staram się jak najszybciej kupić to, co muszę i wyjść. Co czasem (szczególnie w odzieżowych sklepach) prowadzi do tego, że żałuję zakupu lub rzecz leży w szafie i czeka na lepsze czasy Jedyny wyjątek to miejsca takie jak empik, matras czy inne księgarnie, gdzie czuję się jak w niebie oglądając książki i tego typu rzeczy.

Właśnie wróciłem z maratonu po galeriach i nogi mi włażą w dupę, tyle się nachodziłem. I dochodzę do wniosku, że lubię zakupy, jeśli ich efektem jest moje wzbogacenie się o upragniony produkt. Wtedy jest satysfakcja. Natomiast jeśli zdarzy się, że przechodziłem po sklepach 8 sobotnich, cennych godzin w poszukiwaniu okularów przeciwsłonecznych i w końcu żadnych nie kupiłem, bo tegoroczna moda nie koreluje z moimi upodobaniami, to mam ochotę zabijać.

Właśnie w tym tkwi problem - jak już wejdzie na coś moda, to trudno dostać w sklepie coś, czego nie będzie nosić pół miasta.

Historia z dziś. Lista zakupów była duża, ale najważniejsze były jakieś smart-casualowe buty i torba-aktówka. Zajechałem do galerii, chodzę, szukam, przymierzam. Minęły 2 godziny, zachciało mi się pić. Kupiłem napój, nadpiłem, włożyłem do plecaka. Nagle czuję wilgoć na tyłku. Macam, no mokre. Obracam się za siebie - stróżka cieczy. Nie dokręciłem butelki i jej zawartość wylała mi się do plecaka. Dokumenty mokre, spodnie mokre. Wkurw mocno, szybka ewakuacja z pit-stopem w kiblu w celu zaklepania wnętrza plecaka srajtaśmą. Wróciłem do domu, przebrałem się i z powrotem do galerii, bo jednak wypatrzyłem buty i tą torbę, tylko nie chciałem ich kupować z mokrym tyłkiem. W połowie drogi powrotnej do centrum handlowego musiałem wracać się do mieszkania, bo w pośpiechu zostawiłem kupon zniżkowy na 30 zł, który otrzymałem chwilę wcześniej. Za drugim podejściem w galerii zacząłem mieć wątpliwości dotyczące butów i torby i w końcu narosły one do tego stopnia, że nie kupiłem nic (no, poza pokrowcem na okulary, ale to przypadkiem mi wpadł w ręce). Takich zakupów nienawidzę, 6-7 godzin życia zmarnowane. End of story.

martuella pisze:Właśnie w tym tkwi problem - jak już wejdzie na coś moda, to trudno dostać w sklepie coś, czego nie będzie nosić pół miasta.

To jest najbardziej wkurzające. Czy sklepy nie mogą mieć stałego asortymentu? Jestem "antymodowy" i przymierzam się do zakupu butów. Ciężko kupić coś niemodnego.

Nie cierpię zakupów. Do galerii wybieram się raz/dwa razy do roku, chyba, że uwzględnić wypady do kina, ale wtedy wchodzę i wychodzę, nie rozglądając się na boki. Zakupy niesamowicie mnie męczą, chociaż lubię mieć nowe ubrania. Zazwyczaj podchodzę do nich z entuzjazmem, który słabnie po krótkim czasie, szczególnie, jeżeli nic mi się nie podoba (a często tak bywa). Po jakichś czterdziestu minutach zamiast szukać ciuchów w danym sklepie, od razu po wejściu rzucają mi się w oczy kanapy/fotele/schody/podłoga w kącie, gdzie będę mogła usiąść i poczekać, aż osoba, z którą akurat jestem, zakończy obchód. Taki wypad trwa maksymalnie trzy godziny, z czego pół godziny poświęcam przechadzaniu się pomiędzy półkami z książkami w Empiku.

Lubię zakupy w takich sklepach jak Biedronka, Decathlon czy Go Sport. Bardzo rzadko zdarzy mi się kupić jakieś ubranie, ale zwykle są to buty, które kupuję raz na rok. Nie mogę w centrach handlowych znaleźć czegoś niemodnego. Wszędzie tylko metroseksualne, lumberseksualne, hipsterskie, czy jak to się zwie, ubrania. Unikam mniejszych sklepików w centrach handlowych, gdzie przy wejściu już nas wita ekspedientka i towarzyszy aż do momentu zakupu. W niektórych sklepach nie można postać z minutę w zadumieniu, bo już się ktoś zjawia. Obecnie staram się zamawiać tylko coś, co jest trudno dostępne. Fajnie jest pojechać w jakieś inne miejsce i samemu zdobyć tę rzecz. Nie warto czatować cały dzień w domu w oczekiwaniu na kuriera. Można zmarnować sobie cały dzień.

W moim przypadku sprawa wygląda następująco: byle zapłacić i do domu.