Strona 5 z 8

Re: lęk przed bliskością / związkofobia

: 12 mar 2012, 2:49
autor: ryba4444
SardonicAlly pisze:Hmm, może lęk to za duże słowo, obawa raczej. W ostatnim ćwierćwieczu zdarzyła mi się 1 (słownie: jedna) okazja do stworzenia czegoś w rodzaju związku. Obawy były następujące:
1. Czy ja w ogóle coś czuję? Co właściwie powinnam czuć? A jeśli nie wiem co czuję, to jest sens coś zaczynać?
1.a Ok, załóżmy że coś czuję. Ale co z tego, jak nie umiem wyrazić?
2. Co ja sobie w ogóle wyobrażam, przecież jakby chciał związku to by to przekazał, werbalnie czy nie. Wyśmieje mnie. (mental image jak w tej piosence "ona zrobiła spory wdech/ a potem rzekła tłumiąc śmiech/ i prosto w oczy patrząc mi/Ja z panem? pan doprawdy kpi!" - tylko w męskiej wersji :P )
3. Gdzie leziesz, biedoto małorolna, partnerzy powinni mieć podobny status społeczno/materialny!
4. Czy ja w ogóle potrafię się w cokolwiek zaangażować? Przecież nie umiem/ nie chce mi się utrzymywać znajomości z ludźmi.
5. Nawet gdyby coś z tego wyszło, kwestia: dojazdy? dorywcza robota? czas? jego ultrakatolicka mamuśka kontra moja "domyśl się bo cię wpędzę w poczucie winy" mamuśka... hell, no.
No lepiej mojego podejścia do tej sprawy nawet ja sam bym nie opisał, ale nawiązując do posta kocimietki dodam coś od siebie... Tak, odczuwam lęk i to wielki i niestety przez ponad 4 lata nie znalazłem sposobu na "rozbicie muru"... Przez ponad 4 lata nikomu nie zaufałem, z nikim szczerze nie rozmawiałem, dosłownie się wypaliłem i to już po pierwszym związku... Boję się myśleć, że mógłbym być teraz z kimś i nawet jeśli coś takiego się zdarzy, to nie mam pojęcia jak ktoś mógłby z taką oschłą osobą jak ja wytrzymać... Dziękuję :)

Re: lęk przed bliskością / związkofobia

: 12 mar 2012, 17:22
autor: Wroblaka
No właśnie... Podobnie mam jak Wy, Rybo i SardonicAlly. Dochodzi do tego ogromne lenistwo, po prostu nie chce mi się nawiązywać, utrzymywać znajomości. Samo przebywanie z ludźmi, nawet najmilszymi, jest męczące. I odkąd żyję w zasadzie nikomu nie pokazywałam swojego głębszego wnętrza. A wszelkie bliższe związki międzyludzkie muszą przecież opierać się na szczerości.
Ponadto jestem egoistką i nie potrafię okazywać uczuć. Zupełnie nie potrafię. :(
Kiedy trafi się ktoś, "kto by się dla mnie nadał", cóż...chowam głowę w piach. :oops: Boję się, że skończę jako pustelnik, chociaż co w tym złego..? :)

Re: lęk przed bliskością / związkofobia

: 12 mar 2012, 18:26
autor: cityCAT
ryba4444 pisze:Boję się myśleć, że mógłbym być teraz z kimś i nawet jeśli coś takiego się zdarzy, to nie mam pojęcia jak ktoś mógłby z taką oschłą osobą jak ja wytrzymać...
Kolego 4w5, jestem przekonana, że masz w sbie spore pokłady uczuć :D

Jak boisz się o tym myśleć, to nie myśl, zresztą jeśli mam być szczera, jeśli traficie na TĄ osobę, to serio, sami będziecie chcieli z NIĄ utrzymywać kontakt <: I cały lęk Wam wtedy zniknie.. Pojawi się jakieś podekscytowanie.. <: You'll see :.P

To samo tyczy się tego:
Wroblaka pisze:Kiedy trafi się ktoś, "kto by się dla mnie nadał", cóż...chowam głowę w piach.
bo ''ktosiów'', którzy by się nadawali jest wielu, ale TEN/TA to poletko o maluśkim przekroju (:

Re: lęk przed bliskością / związkofobia

: 12 mar 2012, 19:33
autor: Wroblaka
cityCAT pisze: bo ''ktosiów'', którzy by się nadawali jest wielu, ale TEN/TA to poletko o maluśkim przekroju (:
Czyli jednak skończę na pustelni. Bo trafić w to poletko to jak szóstka w Lotku...:)

Re: lęk przed bliskością / związkofobia

: 12 mar 2012, 22:25
autor: SardonicAlly
Cóż za optymistyczne spojrzenie na świat, Kocie. Wygląda na to że ktoś tu sobie upolował mityczną "TĄ osobę" i epatuje mi tu radością życia. Good for you :)
Anyway, pozwolę sobie się nie zgodzić.
Kolego 4w5, jestem przekonana, że masz w sbie spore pokłady uczuć :D
Nie każdy ma pokłady, Kocie. Niektórzy mają naprawdę minimalne warstewki. Moje warstewki na ten przykład wystarczają na matkę, siostrę i parę kotów, z dużym trudem. Miewam dni kiedy wszystko i wszystkich mógłby trafić jasny szlag i nawet nie ruszyłabym brwią z tej okazji.
Egoizm, lenistwo i nieumiejętność okazywania uczuć też w niczym nie pomogą, a nie są to cechy łatwo usuwalne. Podobnie tendencje do chowania łba w piasek. Chociaż to ostatnie jest pewnie lepsze niż chowanie łba w kieliszek :P

W jednym masz racje, Kocie. Lęk i obawy z czasem owszem, znikają, ale niekoniecznie na rzecz podekscytowania. Czasem na rzecz nastawienia pt. "pies to j...jadał".

Jak już mam fazę na niezgadzanie się, to jeszcze jedno zdanie.
bo ''ktosiów'', którzy by się nadawali jest wielu, ale TEN/TA to poletko o maluśkim przekroju (:
Ależ, niekoniecznie ktosiów jest wielu. Czasem już ten zakres jest ograniczony. W tym momencie zbiór "Ten/Ta" kurczy się do znikomych rozmiarów i prawdopodobieństwo znalezienia któregoś z jego elementów, mając na uwadze wyżej wymienione niesprzyjające cechy charakteru jest również znikome.
Plus, pytanie geometryczno/matematyczne: gdzie pole ma przekrój, I wonder? :P

No, dobra, to teraz mamy optymistyczny i pesymistyczny pogląd na sprawę. Prawda, jeśli jakaś istnieje, znajdzie się gdzieś pośrodku.

Re: lęk przed bliskością / związkofobia

: 12 mar 2012, 23:31
autor: cityCAT
SardonicAlly pisze:Nie każdy ma pokłady, Kocie. Niektórzy mają naprawdę minimalne warstewki. Moje warstewki na ten przykład wystarczają na matkę, siostrę i parę kotów, z dużym trudem.
Chodziło mi o ten typ enneagram'owy 4w5 :P Bardziej zabrzmiało jak tolerancja (w stosunku do rodziny i Kotów), a nie miłość, myślę, że po prostu do Cbie trzeba by było dokopywać się dość długo i tyle <;
SardonicAlly pisze:Plus, pytanie geometryczno/matematyczne: gdzie pole ma przekrój, I wonder? :P
Poletko, znaczy się uprawne poletko. Któż by nie wpadł ech ^.^''''' :roll:

Re: lęk przed bliskością / związkofobia

: 13 mar 2012, 11:03
autor: Padre
cityCAT pisze:Poletko, znaczy się uprawne poletko. Któż by nie wpadł ech ^.^''''' :roll:
Kociakrew, Kocie, uprzedziłaś mnie ;-)

Pomimo drobnego czepialstwa zgodzę się, niestety, z S.A. Niestety, ponieważ wolałbym sam by tak nie było, ale reguła Sturgeona jest nieubłagana. Fakt, powie optymista, ale trzeba siać si... znaczy się, próbować! Brzmi prosto, ale każda nieudana próba boli. Po kilku, lub jeśli ktoś mocno wytrzymały, kilkunastu niewypałach traci się ochotę na więcej, a i odstępy pomiędzy eksperymentami się wydłużają.
Nieumiejętność okazywania uczuć to już zupełnie inna para kaloszy, warta osobnego elaboratu. Którego mi się nie chce pisać.

Re: lęk przed bliskością / związkofobia

: 20 mar 2012, 16:19
autor: cityCAT
Padre pisze:Brzmi prosto, ale każda nieudana próba boli. Po kilku, lub jeśli ktoś mocno wytrzymały, kilkunastu niewypałach traci się ochotę na więcej, a i odstępy pomiędzy eksperymentami się wydłużają.


Czasem samotność wnika w człowieka i nie chce już stamtąd odejść (jak to gdzieś trafnie przeczytałam). Po prostu skurczybyk (samotność) nie chce się odczepić. Nie chce. Nieważne jak mocno z nią walczysz, potem siedzisz przy kimś kto cię kocha i wciąż ją czujesz. Wciąż. Zafajdane uczucie. Patola o la boga
>o.O<

What The Hell.... Czy przykładowo 10 lat głębokiej samotności może aż tak skrzywić człowieka?

Re: lęk przed bliskością / związkofobia

: 20 mar 2012, 20:42
autor: unknowSoldier
cityCAT pisze:
Padre pisze:Brzmi prosto, ale każda nieudana próba boli. Po kilku, lub jeśli ktoś mocno wytrzymały, kilkunastu niewypałach traci się ochotę na więcej, a i odstępy pomiędzy eksperymentami się wydłużają.


Czasem samotność wnika w człowieka i nie chce już stamtąd odejść (jak to gdzieś trafnie przeczytałam). Po prostu skurczybyk (samotność) nie chce się odczepić. Nie chce. Nieważne jak mocno z nią walczysz, potem siedzisz przy kimś kto cię kocha i wciąż ją czujesz. Wciąż. Zafajdane uczucie. Patola o la boga
>o.O<

What The Hell.... Czy przykładowo 10 lat głębokiej samotności może aż tak skrzywić człowieka?
W takim razie wszystko zależy od podejścia. Masz do wyboru:
a) pogodzić się z tym faktem i do końca życia być... sam/sama
b) próbować mimo że będzie boleć

która opcja jest rozsądniejsza?

Re: lęk przed bliskością / związkofobia

: 20 mar 2012, 20:51
autor: SardonicAlly
Pikacz:

To która opcja jest rozsądniejsza zależy w dużej mierze od poziomu odczuwalnego bólu/ dyskomfortu/ niewygody czy czego tam jeszcze.

IMHO, właśnie poziom dyskomfortu powinien być swego rodzaju wskaźnikiem. Jeśli samotność, jakkolwiek rozumiana, doskwiera bardziej niż rezultaty nieudanych prób, wtedy warto szukać dalej. Ale jeśli nie, no to, hmm, nie każdy jest masochistą :P

Re: lęk przed bliskością / związkofobia

: 20 mar 2012, 20:58
autor: Szymonpro

Re: lęk przed bliskością / związkofobia

: 21 mar 2012, 0:07
autor: Akolita
SardonicAlly pisze:Jeśli samotność, jakkolwiek rozumiana, doskwiera bardziej niż rezultaty nieudanych prób, wtedy warto szukać dalej. Ale jeśli nie, no to, hmm, nie każdy jest masochistą :P
Doskwiera, uwiera, dźga w dupę, suszy w pysku, szczypie w oczy i spać nie daje.
Nie to, że nie jestem towarzyski i nie lubię ludzi, ale jakoś tak się uczepiłem jednego cholernego totemu, jednego idola, jednego fetyszu i świata poza nim nie widzę. :P

Re: lęk przed bliskością / związkofobia

: 21 mar 2012, 10:46
autor: SardonicAlly
Doskwiera, uwiera, dźga w dupę, suszy w pysku, szczypie w oczy i spać nie daje.
Nie to, że nie jestem towarzyski i nie lubię ludzi, ale jakoś tak się uczepiłem jednego cholernego totemu, jednego idola, jednego fetyszu i świata poza nim nie widzę. :P
Ako, wytłumacz memu skacowanemu łbu konieczność okazjonalnej zmiany końcówek przy czasownikach, która to zmiana ów łeb konfunduje.
I... chwila, chwila, azaliż to samotność jest tym fetyszem? Albo, mam lepszy pomysł. Przyjdę przeczytać to jeszcze raz jak nie będzie mi dudnić we łbie :P

Re: lęk przed bliskością / związkofobia

: 22 mar 2012, 22:38
autor: Szymonpro
Akolita pisze: Doskwiera, uwiera, dźga w dupę, suszy w pysku, szczypie w oczy i spać nie daje.
Nie to, że nie jestem towarzyski i nie lubię ludzi, ale jakoś tak się uczepiłem jednego cholernego totemu, jednego idola, jednego fetyszu i świata poza nim nie widzę. :P
Pytanie dlaczego czujesz się samotny, czy to przez potrzebe przezywania silnych uczuć, czy może przez samotnosc moralna która wiąże sie z odmiennymi celami egzystencji niz maja inni ludzie, czy też przez bycie spragnionym miłości które często wiąże sie z cięzkim okresem dziecinstwem, czy może przez coś jeszcze innego. Znając przyczyne zdecydowanie łatwiej jest odnalezc właściwe rozwiazanie...

SardonicAlly pisze:Pikacz:

To która opcja jest rozsądniejsza zależy w dużej mierze od poziomu odczuwalnego bólu/ dyskomfortu/ niewygody czy czego tam jeszcze.

IMHO, właśnie poziom dyskomfortu powinien być swego rodzaju wskaźnikiem. Jeśli samotność, jakkolwiek rozumiana, doskwiera bardziej niż rezultaty nieudanych prób, wtedy warto szukać dalej. Ale jeśli nie, no to, hmm, nie każdy jest masochistą :P

A czy masochizmem nie jest uciekanie od swojej natury(od siebie)?, czy masochizmem nie jest pomniejszanie swoich "horyzontów" emocjonalno-psychicznych czyli "siebie" za cenę unikniecia bólu?, Czy ból jest wyznacznikiem tego co warto a co nie? Czy lęk powinien miec wieksze znaczenie przy podejmowaniu decyzji niż wolna wola(czyli my)? czy w życiu nie chodzi oto aby sie rozwijać (overcome our limits)?

Re: lęk przed bliskością / związkofobia

: 23 mar 2012, 17:55
autor: SardonicAlly
Szymonpro
A czy masochizmem nie jest uciekanie od swojej natury(od siebie)?, czy masochizmem nie jest pomniejszanie swoich "horyzontów" emocjonalno-psychicznych czyli "siebie" za cenę unikniecia bólu?, Czy ból jest wyznacznikiem tego co warto a co nie? Czy lęk powinien miec wieksze znaczenie przy podejmowaniu decyzji niż wolna wola(czyli my)? czy w życiu nie chodzi oto aby sie rozwijać (overcome our limits)?
Hmm, moim zdaniem mocno naginasz definicję masochizmu poza słownikowe ramy. Jeśli już robię coś "za cenę uniknięcia bólu" to raczej masochizm z tego żaden :P
Pozwolę sobie zacytować
Słownik wyrazów obcych
masochizm pot. znajdowanie przyjemności w przykrych doznaniach (wyraz używany często z odcieniem żartu)
Pomijając już fakt, że należałoby uprzednio znać czyjąś naturę, żeby wiedzieć co stanowi ucieczkę od niej, n'est-ce pas? Otóż, śpieszę wyjaśnić, że moja natura jest z gruntu samotnicza, i właśnie próba znalezienia sobie mitycznego zjawiska zwanego significant other była wątłym przejawem ucieczki przed ową naturą.
Moje horyzonty emocjonalne są zaś na tyle ubogie, że dalibóg wszelka próba pomniejszania ich jeszcze musiałaby spełznąć na niczem:P

Owszem, w czyimś tam życiu zapewne chodzi o to żeby się rozwijać. Ba, może nawet w większości przejawów życia o to chodzi. Ale, IMHO, każdy z nas na własną rękę powinien spróbować obrać drogę tego rozwoju. To jest właśnie wolna wola, o której wspomniałeś. Zatem może być czyjąś wolną i nieprzymuszoną wolą niedokładanie sobie bólu i rozwijanie się, tudzież trwanie w miejscu w myśl wspaniałej zasady najmniejszej linii oporu.