Strona 4 z 6

: 27 paź 2008, 21:32
autor: Inno
qb pisze: Często zauważam właśnie, ze dużo takich zwrotów które ja zachowuje dla siebie ludzie wypowiadają głośno. Kiedyś myślałem, żeby robić tak jak oni, bo to chyba normalne.
Dla mnie to nienormalne :P
qb pisze:Ale jak się spotkałem z przypadkami, które mówią o każdej rzeczy jaką wykonują
O, no właśnie. Moze mają po prostu potrzebę mówienia, a treść to już schodzi na dalszy plan.
qb pisze: No i jak jestem sam to zamiast tak mówiąc jak to jest gorąco, albo jak się uderzę, to nie mówią "ała" tylko klnę sobie pod nosem :P :P Trochę mnie to rozładowuje, ale tylko jak jestem sam tak robię :P
Nie no jasne, nie chodzi mi o okrzykl bólu, który się wyrwie albo o przeklenśtwo. To nie takie proste :P

: 28 paź 2008, 0:44
autor: Sorrow
Tak swoją drogą, to bardzo rzadko spotykam ludzi, którzy mówią o niczym i z którymi się da porozmawiać o niczym. Zwykle muszę się nieźle nagłówkować, by znaleźć temat do rozmowy XD .

: 06 lis 2008, 21:08
autor: Paweł
Ausencia! oczywiście że mnie nie zanudziłaś, twoje słowa są bardzo motywujące do zmian. Ale trudno je wprowadzić w życie :/
Ausencia pisze:pamiętaj, ze ludzie zazwyczaj będą postrzegac Cię tak jak Ty siebie widzisz. (Oczywiscie nie zawsze to się sprawdza, ale chodzi mi o to jak wazne jest własne podejscie)


No tak kurcze, ale ja nawet już tego nie kontroluje. Nie myślę o tym na początku tylko dopiero po czymś jak coś się wydarzyło...
Ausencia pisze:Jesli będziesz sobie wmawiał, ze jestes nieudacznikiem czy matołem automatycznie zaczniesz w to wierzyć, o ile juz nie uwierzyłeś .
No tak już od dawna, bardzo mi się to wbiło w głowę...
Z tym czy jestem gorszy czy nie, na pewno masz rację. Kurdę ale nie chce taki być. Pewnie większość tutaj uważa że jeżeli jest się intro to powinno tak być i lepiej tego nie zmieniać, a mi to bardzo przeszkadza w życiu.
Ausencia pisze:Według mnie to oczywista bzdura, ale nie będę Cię przekonywac, bo musiasz sam do tego dojsc.
Jak juz dojdziesz do tego, ze nie jestes gorszy
Chciałbym aby to się stało jak najszybciej, ale nie wiem jak to zrobić, boję się że to w ogóle nie wyjdzie.

Ehh mam nadzieje że nie popisałem jakiś głupich bzdur, jak jeszcze coś mi przyjdzie na myśl to napiszę... pozdrawiam

: 06 lis 2008, 23:21
autor: qb
Trzeba znaleźć złoty środek. Jak wiadomo ludzie tacy jak my nie przepadają za towarzystwem zbyt dużej liczby osób, ale jeśli już się w takim znajdziemy to złym rozwiązaniem jest siedzieć z boku i milczeć (chociaż jak kto lubi) bo wtedy inni odbierają Cię jako osobę nudną i niewartą poznania. Ja np staram się z 1-2 osobami złapać kontakt i jakoś tam z resztą osób się porozumiewać od czasu do czasu ;p
Siedzę dużo w domu, ale kiedy jacyś znajomi mi zaproponują wyjście to nie odmawiam raczej. Chyba, że perfidnie mi się nie chce :P

: 08 lis 2008, 1:50
autor: mumintrollet
no ze mną to jest tak dziwnie. Są osoby z którymi od razu złapię jakiś tam kontakt i wytworzy się przyjemna atmosferka raczej zachęcająca do dalszej konwersacji. Są też osoby, z którymi, choć nie wiem jak bardzo bym się spinała ( 8) może to własnie przez to..whatever..) to i tak nie mogę przełamać jakiejś niezreczności między nami. Bez sensu. A ogólnie jest tak, że jak przebywam w towarzystwie osób normalnych (ni to ekstra, ni to intro), bądź nieśmiałych (cud, bardziej ode mnie! :oops: ) czy po prostu nie mówiących za dużo, to jestem postrzegana jako gaduła i ekstra. A kiedy już jestem pośród moich ekstra znajomych (paradoksalnie stanowią oni większośc w moim otoczeniu.. to chyba kwestia kompleksów, zawsze szukam ludzi z cechami, których ja nie posiadam.. :evil: ) to następuje tak zwany error, zawiecha totalna. Zdarzy mi się owszem rzucić celnym i dosadnym komentarzem. W środowisku ekstra zatem postrzegana jestem raczej jako mistrz ironii, satyry i ciętej riposty, ogólnie nie mówiąca w nadmiarze, ale jak z czymś wyskoczę to jak pocisk o wysokim stopniu rażenia..wszyscy leżą i kwiczą 8) :lol: chcę to zmienić, ale na razie osiągam mierne rezultaty... :?

: 08 lis 2008, 10:03
autor: underdog
mumintrollet pisze:no ze mną to jest tak dziwnie. Są osoby z którymi od razu złapię jakiś tam kontakt i wytworzy się przyjemna atmosferka raczej zachęcająca do dalszej konwersacji. Są też osoby, z którymi, choć nie wiem jak bardzo bym się spinała ...
Wiesz, akurat myślę, że to jest zupełnie normalne. Nie ma tak dobrze, że z wszystkimi się zaprzyjaźnimy, po prostu nie wszyscy do siebie pasują. To rozciąga się oczywiście też na ekstrawertyków.
mumintrollet pisze:przebywam w towarzystwie osób normalnych (ni to ekstra, ni to intro)
hehe jakbym słyszał mojego kumpla - normalni są ci z umiarkowanymi cechami, a reszta to jakieś freaki :P

A co do reszty... Dla mnie ta charakterystyczna zwiecha to najbardziej typowa cecha introwertyków i uważam, że nie da się tego z siebie wyeliminować. Ale jest podejście z innej strony - siłą rzeczy przebywamy z ludźmi, powoli uczymy się wśród nich swobodnie funkcjonować, nawet imprezy spędzać na swój sposób tak, że stają się całkiem przyjemnie. W każdym razie tak to zadziałało w moim przypadku, różnica między sytuacją teraz, a sprzed kilku laty, jest naprawdę duża. Sęk w tym, żeby nie spinać się i na siłę naśladować innych - to po prostu nie wypali - ale odnaleźć własną drogę.
A zdolność do ostrej ironii jest dla mnie raczej dużą zaletą, o ile nikogo się przy okazji nie wykpiwa i nie przechodzi to w cynizm.

: 08 lis 2008, 13:58
autor: mumintrollet
Ale jest podejście z innej strony - siłą rzeczy przebywamy z ludźmi, powoli uczymy się wśród nich swobodnie funkcjonować, nawet imprezy spędzać na swój sposób tak, że stają się całkiem przyjemnie.
dla mnie imprezy to nadal "przykry obowiązek"... wracam po nich wyżęta jak skarpetka w groszki... :cry: ale to pewnie kwestia mojego nastawienia, zawsze sobie myślę, że i tak nie będę się dobrze bawić..i o! nie bawię się dobrze! :evil: antropofobia bierze górę.
W każdym razie tak to zadziałało w moim przypadku, różnica między sytuacją teraz, a sprzed kilku laty, jest naprawdę duża.


hmm..ja też się zmieniłam. długo to trwało i wciąż mi mało. Więc pozostaje mi znów czekać następne 100 lat na kolejne zmiany... 8) może zdążę się nimi nacieszyć przed śmiercią :lol: wish me good luck!!!

: 08 lis 2008, 14:00
autor: Ausencia
mumintrollet pisze:A ogólnie jest tak, że jak przebywam w towarzystwie osób normalnych (ni to ekstra, ni to intro), bądź nieśmiałych (cud, bardziej ode mnie! :oops: ) czy po prostu nie mówiących za dużo, to jestem postrzegana jako gaduła i ekstra. A kiedy już jestem pośród moich ekstra znajomych (paradoksalnie stanowią oni większośc w moim otoczeniu.. to chyba kwestia kompleksów, zawsze szukam ludzi z cechami, których ja nie posiadam.. :evil: ) to następuje tak zwany error, zawiecha totalna. Zdarzy mi się owszem rzucić celnym i dosadnym komentarzem.


Jak byś normalnie pisała o mnie tylko we własnym imieniu oO
Ja się czuję przytłoczona ekstrawertyzmem, działa na mnie otępiająco i wyzwala chęc do ucieczki albo przynajmniej stania się niewidzialną.
Przy ludziach, ktorzy są jak ja niesmiali efekt jest wręcz odwrotny. Jakbym nagle zapominała o mojej introwertycznej naturze (a moze to wlasnie o niej swiadczy?). Dlatego ludzie postrzegają mnie tak roznie, ze sama się w tym gubię, zwłaszcza, ze ja postrzegam siebie jeszcze inaczej niz wszyscy oni razem wzięci. Stąd chyba to uczucie rozdwojenia jazni, o ktorym gdzies wczesniej pisałaś. Mozna zwariować słowo daję.
Co do walki z tym wszystkim. Ja wciąz jestem zdania, ze stopien introwertyzmu można jedynie obniżyc, ale nie sposob diametralnie zmienić natury.

: 08 lis 2008, 14:14
autor: Inno
mumintrollet pisze: w towarzystwie osób normalnych (ni to ekstra, ni to intro)
Pochlebiasz nam :lol:

mumintrollet pisze:dla mnie imprezy to nadal "przykry obowiązek"... wracam po nich wyżęta jak skarpetka w groszki... :cry:
To po co na nie chodzisz?

: 08 lis 2008, 18:20
autor: mumintrollet
Chodzę na imprezy bo wciąż się łudzę (w końcu nadzieja matką głupich), że spłynie na mnie jakiś blessing a moja introwertyczna duszencja otworzy się jak puszka z sardynkami i ochlapie wszystkich swoim eksratwertyzmem aż będą się kulić pod ścianami jak zlęknione roztocza!!! :twisted: wiem wiem..wishful thinking, but still..czy nie jest pięknie pomarzyć?! 8) :D

: 08 lis 2008, 18:27
autor: Inno
mumintrollet pisze:Chodzę na imprezy bo wciąż się łudzę (w końcu nadzieja matką głupich), że spłynie na mnie jakiś blessing a moja introwertyczna duszencja otworzy się jak puszka z sardynkami i ochlapie wszystkich swoim eksratwertyzmem aż będą się kulić pod ścianami jak zlęknione roztocza!!! :twisted:
Czemu chcesz takiego sposobu życia, skoro nie sprawia Ci on przyjemności?

: 08 lis 2008, 20:08
autor: Akolita
A mnie się wydaje, że być może poniekąd rozumiem. ;>
Sama też nie lubię wszystkich swoich cech. Chciałam kiedyś być innym człowiekiem, wiedziałam, jakie cechy wolałabym w sobie załagodzić a jakie spotęgować. Ale samo dążenie do tego także nie było mi miłe (Tak jak u koleżanki Mumintrollet sytuacja z chodzeniem na imprezy, których nie lubi, ale robi to dla oswojenia w sobie pewnych cech). Jakkolwiek - już nie jednego demona w sobie zadusiłam, mimo, że bolało i nie było łatwo - ale zatłukłam cholery na amen.:twisted: Człowiek może się zmienić - możecie się ze mną nie zgodzić, ale wierzę i widzę po sobie, że nawet cechy wrodzone da się w pewnym stopniu modyfikować i być w zgodzie z samym sobą.

: 08 lis 2008, 20:37
autor: Inno
Akolita pisze: Jakkolwiek - już nie jednego demona w sobie zadusiłam, mimo, że bolało i nie było łatwo - ale zatłukłam cholery na amen.:twisted:
Co masz na przykład na myśli?

: 08 lis 2008, 20:46
autor: mumintrollet
Dziękować Akolita! To właśnie przez to moje rozdwojenie jaźni! Mam w sobie trochę intro i trochę ekstra. Jeżeli nie będę nic ze sobą robić, to intro zacznie przeważać, a tego zwyczajnie już nie chcę :evil: przeżyłam 23 lata będąc bardziej intro więc nadszedł czas na odmiane, bo jest mi coraz ciężej. i tyle. dlatego "katuję się imprezami" :lol: choć nie czerpię z nich przyjemności (bądź jej znikomą ilość) bo wierzę, krok po kroku, krok po kroczku coś mi to da... :twisted: :wink:

: 08 lis 2008, 20:54
autor: Akolita
Inno. Z natury zawsze byłam panikarą, miałam za moją mamą duże skłonności do wyolbrzymiania problemów, martwienia się na zapas, wybuchania gniewem i braku kontroli nad emocjami. I.. o dziwo - mogę się pochwalić, że już od ładnych paru lat żyję spokojnie, pogodzona ze światem i nawet najgorsze problemy nie są w stanie wybić mnie z równowagi tak łatwo, jak kiedyś. Może to także przez to, że nauczyłam się większości z nich skutecznie unikać, ale nawet gdy mnie dopadną, trzymam gardę i nie daję się łatwo. :D