Asperger pisze: 27 lut 2024, 20:28
Zwolennicy studniówek bywają radykalni. Podtrzymywaliby tradycję choćby po trupach. Najchętniej wzywaliby Policję aby środkami przymusu bezpośredniego zaciągnąć na to małpiarstwo.
U nas studniówka była obowiązkowa i wszyscy stawili się w komplecie, rzecz jasna na tą pierwszą, oficjalną celebrowaną w szkole. Z tych dwu prywatnych dobrowolnych uskutecznianych po 24, chyba tylko 3 osoby zdezerterowały, o ile pamiętam.
Oni mieli problemy psychiczne, leczyli się, to nie dla nich były takie nocne szaleństwa i tak dobrze, że na tej pierwszej wytrwali do końca. Z wyjątkiem jednego chłopaka, ale on miał zwolnienie od psychiatry i wszyscy wiedzieli że jest na lekach. Przyszedł tylko symbolicznie na poloneza i jeszcze trochę na początku.
Nasze liceum stawiało takie wymagania. Gdyby to zależało od uczniów to pewnie połowa by została w domu.
To głównie dziewczyny były tą imprezą zainteresowane. Mogły się ubrać elegancko w drogie kreacje sponsorowane przez rodziców. Do tego najlepszy fryzjer, makijaż, buty na obcasie. Wyglądały jak gwiazdy, jak na tamte czasy i możliwości rzecz jasna. Teraz są znacznie większe.
Gdyby nie studniówka nie dostałaby tych pieniędzy. Ubrania były bardzo drogie, szczególnie te szyte u krawca na zamówienie i miarę.
Pytałem też mamę 80+. U niej typowo, jak u dziewcząt z mojej klasy. Zapamiętała głównie pierwsze w życiu szpilki, belgijskie, na które ojciec dał jej pieniądze specjalnie na tą okazję. Chodziła do żeńskiego liceum zatem partnera musiała zorganizować sama z sąsiedniego męskiego, tylko na tę imprezę, nigdy później go nie widziała.
Gdy poruszyłem temat stresu na studniówce, to nie załapała z początku. Nawet nie przyszło jej to do głowy, że to może kogoś niepokoić. Ale ona jest ekstrawertyczką ENFP i do dzisiaj czuje się w każdym towarzystwie znakomicie.
Też bym tak chciał.
Natomiast dla chłopaków były obowiązkowe garnitury, na które nikt nie miał ochoty. Ja się czułem w tym okropnie. Taki oficjalny styl zupełnie mi nie leżał.
Lubiłem kolorowe luźne ubrania bez spiny. I miało to dla mnie znaczenie. Dla większości raczej nie. Nie przywiązywali wagi do wyglądu.
To była jawną dyskryminacją ze względu na płeć. Panienki mogły się ubrać jak chciały bez żadnych ograniczeń, a my nie. Mam nadzieję, że teraz jest inaczej.
Tyle frustracji za wielkie nic.
Mnie to właśnie ten nieszczęsny garnitur najbardziej stresował. U mnie w linii męskiej nie ma tradycji chodzenia w czymś takim. Dziadek i ojciec też nigdy nie nosili. Ten pierwszy obecnie 80+ nadal ubiera się na sportowo.
Tańczenie z nauczycielkami też było dużym wyzwaniem, pierwszy raz to robiłem.
