A podzielę się swoją radością. Ja wiem, wiem, dziecinna i w ogóle. Nie oczekuję niczyich odpowiedzi, po prostu chciałem się wygadać na ten temat, bo wiem, że kumple by mnie wyśmiali.
Zaczęło się tak nagle, ni z tego ni z owego. Przerwa w szkole, stałem przy tablicy ogłoszeń, a obok mnie stanęła pewna dziewczyna... prawie przykleiła się do mnie, a ja - trochę zaskoczony - nie wiedziałem co zrobić. Spojrzałem jej w oczy, nawet nie pamiętam czy się uśmiechnąłem, ale ona na pewno. Świadomie, "na siłę", nie uśmiecham się, bo wiem, że mam wtedy pedalski uśmiech. Ale nie wiedzieć czemu trochę się wystraszyłem (dobre co nie? przecież niby taki ekstrawertyk ze mnie

) i poszedłem do biblioteki... I to jednak nie był przypadek... następny dzień, znów trafiła się przerwa, na której co chwilę czuję jej wzrok i oczywiście odpowiadam jej tym samym. Ba, sam wręcz więcej się zaczynam za nią oglądać. Raz przypadkiem na nią wpadłem jak gdzieś biegła i tyle co w biegu odwróciła się i szeroki, roześmiany uśmiech... Dzisiaj z kolei siedziałem na dworcu i nagle ona przede mną przeszła razem z matką - i ciągle głęboko patrzyliśmy sobie w oczy, z uśmiechami po obu stronach... Trochę się zainteresowałem jej osobą, nawet znalazłem profil na enka (haha), a tam jakieś teksty "ja już kogoś kocham... a ty?" i tym podobne. Wiem, jestem cholernie naiwny człek, ale myślę, że coś w tym jest. Najśmieszniejsze, że jeśli faktycznie się zauroczyła to nawet nie wie, że ja prawie także się nią zauroczyłem, że czytałem te jej teksty... Wiecie, teraz czuję się jakbym przez ostatnie miesiące zmienił się na zewnątrz, z zewnątrz był tym ekstrawertykiem i tylko z zewnątrz... a w środku nadal siedzi ten introwertyk... Siedzi i zawija w te sreberka

. Heh, dawno takiego paraliżu nie miałem, żeby nie móc do dziewczyny podejść! Ale dobra, niedługo dyskoteka i pewnie ona się tam pojawi... kij z tym, że tańczyć to ja kompletnie nie umiem, i że przyjdę w kosmicznie śmiesznym stroju... a nuż tam z nią zatańczę? Nawet nie wymienimy słowa i będziemy wiedzieć, że coś niezwykłego się stało? Może... a może takie rzeczy tylko w filmach.
Generalnie, ja w takich sytuacjach zawsze mówię kumplom "nie czaj się, zagadujesz i zaraz będzie twoja". Hahaha, łatwo powiedzieć. Teraz wiem jak ta rada jest bezsensowna. Zbierałem się parę razy, żeby zagadać i nic, no po prostu stres mnie zżerał. Stres zżerał człowieka, który umie podejść do dowolnej kobiety na ulicy i ropozcząć z nią miłą rozmowę tylko dlatego, że jest ładna... fajny paradoks. Wiem tyle, że jak mnie stres zżera przed zrobieniem czegoś to nie ma sensu tego robić, bo i tak się nie uda... gdy jest się spiętym i zestresowanym, nigdy się nie udaje. Więc spokojnie poczekam, gdy będzie sytuacja, w której na luzie będę mógł zagadać...
O i przepraszam wszystkich, których uraziłem swoimi debilnymi, cynicznymi odpowiedziami. Nie chciałem, przepraszam.
I chyba też będę musiał przyznać rację... introwertykiem się rodzi, jakiekolwiek zmiany by zachodziły na zewnątrz, w środku nadal pozostaje to coś...