highwind pisze: 05 lip 2019, 0:22
Co jest wskaźnikiem przeludnienia dla ciebie? Bo tylko 3% powierzchni planety jest zurbanizowane. Jak przy takiej liczbie można mówić o przeludnieniu?
Jeśli chodzi o tę docelową technologię, o której wspomniałem - gospodarka i światowa ekonomia w takiej postaci, jaką znamy dziś, przestała by istnieć. W ogóle wszelkie przewidywania co będzie, jeżeli osiągniemy taki poziom, są z definicji bezcelowe, bo ocieramy się już o osobliwość technologiczną i nie na tym chciałem się skupić. Bardziej chodziłoby mi o pytanie jak dotrwać do tego poziomu, bo też tego dotyczy ten wątek. Rozumiem, że postulujesz polepszenie świata przez zmniejszenie populacji. Postulat jak postulat, fajny taki, imo nie za realistyczny. No bo co, zaczniesz zrzucać atomówki albo broń biologiczną na państwa rozwijające się?
3% zurbanizowane, a jaki procent tego zajmują pola uprawne i jak zmieniała się w czasie proporcja ilości pól i pastwisk do lasów. To ostatnie ma bardzo duże znaczenie, bo lasy stanowią naturalne płuca pochłaniające dwutlenek węgla. W XIX i na początku XX wieku Europa mogła kopcić węglem ile chciała, ponieważ dziś już ograniczone dżungle afrykańskie, azjatyckie i południowoamerykańskie wchłaniały tą truciznę i temperatury tak nie rosły. Niestety, je wycięto i mamy to co mamy.
Druga sprawa - emisje CO2 i wzrost liczby ludności to napędzające się koło. Na wszystkich wykresach widać, że emisja CO2 rośnie w tym samym czasie, kiedy rośnie liczba ludności. Widziałem np, wykres pokazujący że od lat 70. rośnie ilość emisji dwutlenku węgla przez producentów betonu. Czy czasami rosnący popyt na mieszkania wywołany rosnącą liczbą mieszkańców nie miał z tym nic wspólnego. Przemysł nie istnieje w próżni - nie jest także grupka złych białych kapitalistów postanowiła dla zabawy wybudować masę emitujących gazy cieplarniane fabryk tylko po to, by zatruć planetę dla własnej satysfakcji. Po prostu pojawiło się coraz więcej konsumentów i do tego chcących konsumować coraz więcej, Więc zaczęto stawiać te fabryki emitujące coraz więcej, pojawiało się coraz więcej samochodów, statków, samolotów a jednocześnie wycinano lasy.
Zresztą przemysł to jedno, ale pamiętajmy też o tym, że każdy z nas produkuje CO2 czy tego chce czy nie. Wystarczy samo oddychanie. Do tego na świecie jest 8 miliardów grzejników, pracujących 24 na dobę przez 365 dni w roku z temperaturą 36,6 stopni, a jeśli jeszcze dodamy od tego, że tak samo wybierają tlen z atmosfery miliardy zwierząt domowych i hodowlanych, które rozmnożyły się bo tak chciał człowiek i w naturze nie osiągnęły by takiej liczby jak obecnie i też podgrzewają atmosferę samą swoją obecnością. Nie słyszałem wprawdzie o żadnych badaniach na ten temat, ale nie zdziwiłbym się, jakby się okazało, że jedną z przyczyn wzrostu stężenia CO2 w atmosferze jest duża ilość pobieranego tlenu i spadek jego produkcji poprzez wycięcie drzew. Kiedy były ostatnie upały miałem przyjemność przebywania w obszarze zadrzewionym i po wyjściu z lasu na betonową pustynię czy choćby na pole było widać różnicę. W upały w cieniu drzew było mniej więcej o 7 stopni chłodniej niż w pełnym Słońcu o dało się to odczuć. A skoro taki efekt wystąpił lokalnie, to czemu nie miałby wystąpić ogólnoświatowo?
Tak trochę z innej beczki to były trzy okresy w XX wieku, kiedy średnia globalnych temperatur spadała i to za drugim razem dość gwałtownie. Od 1945 do 1960 temperatura była niższa niż w latach 30. i naukowcy straszyli nawet globalnym ochłodzeniem. Ciekawe, co takiego zdarzyło się na świecie w tym czasie.
Niestety, ale korelacja między wzrostem ludności a globalnymi temperaturami istnieje i jeśli nie weźmiemy się za ten problem od tej strony, to wszelkie inne wysiłki związane z walką z globalnym ociepleniem pójdą na marne. Broń boże nie uważam, że odpowiedzią na to powinno być ludobójstwo, raczej stopniowe wygaszenie wzrostu ludności do tego stopnia aby zaczęła ona spadać i by jak najwięcej ziemi można byłoby przeznaczyć pod zalesianie. Każdy kraj świata powinien zobowiązać się do obniżenia dzietności do zastępowalności pokoleń czyli 2,1 na kobietę w wieku rozrodczym. To powinien być globalny konsensus i jeśli jakichś kraj by się z tego wyłamał to sankcje i blokada interesów z takim państwem dopóki nie zacznie stosować się do tych zasad. Koniec końców to biedniejsze kraje mają wyższą dzietność i taka postawa pierwszego świata skłoniłaby je do wdrożenia w tego w życie. A jak to zrobić - choćby propagandą promującą niską dzietność, rozdawaniem darmowych prezerwatyw i tabletek antykoncepcyjnych a nawet można by powołać fundusz, dzięki któremu osoba, która dobrowolnie poddałaby się wazektomii czy założeniu spiralki otrzmywałaby jakąś dodatkową pensję, zwolnienia podatkowe lub czasami dodatkową żywność. W skrajnych przypadkach można by to po prostu odbyć przymusowo. Przykład Chin pokazał, że konsekwentna, długofalowa polityka w tym zakresie może doprowadzić do zatrzymania wzrostu ludności, a już niedługo ludność tego kraju zacznie spadać. Do tego zmiana kulturowa podobna do tej, która zaszła w Europie czyli upowszechnienie pracy kobiet oraz skupienie się na karierze, rozwoju i rozrywce zamiast na płodzeniu dzieci by się przydała. To by też mogło pomóc, Współczesna Rosja ma dzisiaj milion mniej mieszkańców niż miała Rosyjska FSRR w chwili rozpadu Sajuza a trzeba dodać, że w międzyczasie nastąpiła aneksja Krymu, migracja milionów Ukraińców, Chińczyków i mieszkańców Azji Środkowej właśnie do Rosji jak również powrót Rosjan z byłych republik związkowych oraz wyższa dzietność w muzułmańskich regionach, bez których spadek populacji byłby większy. Da się i to bez bawienia się w Thanosa.