Fire pisze: 14 mar 2025, 21:14
Piszerz oczywistości.
Nie przeczę, ale z oczywistych zachowań można metodą dedukcji dojść do tych mniej oczywistych odpowiedzialnych za realizację bardziej wysublimowanych potrzeb.
Przypuszczam, iż opisujesz tu dość specyficzny przypadek, gdy przypuśćmy mężczyzna chcąc zdobyć kobietę udaje kogoś innego by się jej przypodobać, a po ślubie okazuje się jednak zupełnie kimś innym i małżeństwo prędzej czy później kończy się rozwodem.

Jednak jego specyficzność polega na tym iż ów mężczyzna ma usztywnioną osobowość i nie potrafi się dostosować do wymagań partnerki nawet powoli i przez wiele lat. Zatem wciąż dochodzi do konfliktów wokół tych samych spraw.
Gdyby ten pan miał elastyczną osobowość to mógłby w ciągu kilku lat dostroić się lepiej lub gorzej do ideału, który sam udawał. Nie jest to takie trudne dla młodego człowieka

, na starość to już raczej nie da rady.
Trzeba też uwzględnić fakt, który często ma miejsce, że ludzie się zmieniają. Czasem osobowości pary rozchodzą się w różne strony, a mimo tego gdy posiadają duże zdolności przystosowawcze mogą wciąż być razem, choć tak jakby z inną osobą.
Mogą wyniknąć zdarzenia nadzwyczajne jak nieuleczalna choroba, czy niepełnosprawność. Przetrwają tylko ci, którzy umieją się dostosować.
Zatem o sukcesie związku nie decyduje dobry dobór na początku relacji, ale elastyczna osobowość oraz umiejętności dostosowywania się do ciągle zmieniających się uwarunkowań w relacji.
Kompromis a dopasowanie to różne sprawy wg mnie
Co do zasady masz rację.
Ale w praktyce może być różnie.
Kompromis można w dłuższej perspektywie zrealizować poprzez dopasowanie, choć można go też urzeczywistnić poprzez ustępstwa, ale wtedy zawsze będzie to bolesne.
A gdy się w naturalny sposób dostosujemy to kompromis przestanie być potrzebny i zapanuje naturalna harmonia.
Zatem według mnie maksyma „życie jest sztuką kompromisów” może być interpretowana bardzo szeroko.
Dla mnie to jest przede wszystkim naturalne mimowolne upodabnianie się do obiektów znaczących, które występowało u mnie od dziecka. Gdy byłem mały szło to bardzo szybko, potem wolniej, ale nawet teraz tak się dzieje, tyle że potrzebuję na to kilku lat by zobaczyć znaczące efekty.
Mam od trzech lat taką bardzo ekstrawertyczną koleżankę, która stała się dla mnie obiektem znaczącym. Na początku znajomości byliśmy chyba zupełnym przeciwieństwem i raczej jej unikałem,

bo była dla mnie we wszystkim za bardzo…
Jednak ona wszystkich zaczepia, to i mnie nie omijała zatem chcąc nie chcą musiałem z nią gadać, co mnie zresztą dużo kosztowało. Jednak nie dawałem tego po sobie poznać, robiąc dobrą minę

do złej gry.
A teraz to już jestem połową jej. Ona pozostała taka sama, a ja się upodobniłem. Mamy duży zbiór wspólny i bardzo się lubimy. Taka piękna harmonia jak rzadko z kim.
U mnie tak przez całe życie było, ale sam się sobie dziwię że jeszcze w moim wieku tak to działa.
A i jeszcze jedno. Ona mi się fizycznie nie podoba, zatem element zauroczenia można wykluczyć.
„Ja byłam tylko w długoletnich związkach, jestem mega ciepłą,wyrozumiałą i tolerancyjną osobą , nigdy nie miałam problemów w kwestii kompromisów.„
A ja zawsze miałem. Jestem z natury bezkompromisowy i przywiązany do moich aktualnych wartości.
Mam silną wolę i realizuję to co chcę.
Ale wartości i cele zmieniają się u mnie pod wpływem mimowolnego upodabniania się do obiektów znaczących. I nie ma to żadnego znaczenia czy ten obiekt do tego dąży czy nie.
Najlepiej żeby był wyrazisty i łatwy do uchwycenia i nie wywierał presji bo przy mojej silnej woli to jest bezcelowe i konfliktogenne.
I tak będę taki jak on. To tylko kwestia czasu.
Myślę że rozumiesz teraz?