Cliodne pisze:znam takich ktorzy lepią sie do lasek podpierajacych sciany.
nawet splawic ciezko takiego bo jak sie spije to mysli ze tanczyc potrafi
dobre( powaznie, usmiechnalem sie czytajac to),ale moze czasami warto tak nie generalizowac, bo moze ten nieudolny podrywacz,tak naprawde jest fajnym gosciem,a jego nieporadnosc spowodowana jest tym ,ze wlasnie "bije sie z myslami"
Cliodne pisze:tu nie chodzi o jakies strategie zdobywania dziewczyn na boskich dyskotekach
pewnie ze nie,bo mozna to robic na miescie ,w pubie,na basenie,na koncercie,w kosciele
a,tak na powaznie to sir Peter w wczesniejszym poscie napisal:
" Najbardziej gryzie mnie to, że obiekty moich zainteresowań też na mnie często zerkały"
no i..no i mi bedac nastolatkiem tez, sie zdarzalo tak czuc,
zakochywalem sie-jezeli mozna nazwac kochaniem umieszczanie tej "jedynej"(ktorej imienia nieraz nie znalem ,bo balem sie o nie zapytac)
w "moim swiecie",co temu towarzyszylo,nieskonczone ukladanie mysli w glowie,bol,smutek,jakas apatia,pisanie wierszy,obraza na "okrytny glupi"swiat
no i oczywiscie standart myslowy ja taki wartosciowy,madry,traktowal bym ja ksiezniczke,a ona idzie z tym glabem,dla ktorego jest ta nr xx..,
upodli ja i rzuci za tydzien
nawet jak widzielem zainteresowanie ze strony dziewczyny,nie potrafilem z tego skorzystac(we wnetrzu bylem bardzo szczesliwy),ale na zewnatrz wygladalem ja obrazony itp..kazdy to zna, musialem sie wydawac takim osoba z lekka "niedorozwiniety"-i zdzisiejszego punktu widzenia sam bym o sobie tak pomyslal
dzis wiem ze idac np. na wesele nigdy,nie bedem tym ktory jako pierwszy,prowadzi "ciufcie"
ale skoro przez lata gdy mowiono mi ze czarno jest biale,a ja nie mialem odwagi zaprzeczyc,narzucano mi swoja wole,zawsze wszystko bylo w porzadku, "splywalo pomnie" jak mowili, a tymczasem "wrzalem" srodku
skoro wtedy poswiacalem w to co wierzylem,
to dlaczego teraz ,w sprawach o tak malym znaczeniu nie niemialbym sie do laczyc do tej"ciufci" gdzies ta w srodku ogonka, i poudawac ze swietnie sie bawie
..bo nie lubie,bo nie lubie wesel,bo wcale mnie to nie bawi-tak to wszystko prawda, ale w pewnych okolicznosciach to bezsensowne i dla wiekszosci niezrozumiale uzasadnienie
ja sobie poprostu tak radze,staram sie wiecej robic ,niz"rozmyslac",
nie jest to latwe,ciagle potrzebuje samotnosci by sie "naladowac",
ale trwa to nieporownywalnie krocej niz w przeszlosci
nie wiem jak innaczej poradzic komus, kto chce poznac kogos drugiego,
niz przelamac sie, wyjsc do ludzi,(niekoniecznie dyskoteka),
to najprostsze a zarazem najciezsze rozwiazanie dla kogos bardzo niesmialego
zawsze jeszcze mozna ,siasc na lozku,puscic muzyke,zatopic sie w myslach,wyjac zeszyt ,zaczac pisac wiersze, a za oknem wywiesic siec na pewno w nia jakis twoj ksiaze/ksiezniczka wpadnie.