Re: Związki - ogólnie
: 06 lut 2021, 16:00
Coś na czasie, polecam chętnym.
Miejsce spotkań ludzi takich jak Ty!
https://introwertyzm.pl/
Fairytaled pisze: 15 lut 2021, 8:50 Tylko, że z wiekiem jest coraz trudniej o to dobre samopoczucie, choć może jest to do pewnego stopnia subiektywne. A takie próby poprawienia swojego życia, by nie wyglądało na to, że z czymś sobie nie radzimy, bo być może nie chcemy, by ta druga osoba zauważyła, że coś może być nie tak?Mam wrażenie, że nie można w taki sposób do tego podchodzić, zbyt duża jest wówczas presja na samym sobie, a prawda jest taka, że człowiek nie jest w stanie wszystkiego w swoim życiu kontrolować. Jutro może Ci spaść na głowę cegła, może zabraknąć czasu na czekanie na ten właściwy moment.
Miałem tych swoich myśli tutaj nie zostawiać, ale myślę sobie, że nikomu to raczej nie zaszkodzi![]()
W tej sytuacji mamy pójście na kompromis, ale w imię ogólnego partnerskie szczęścia i wynikającego z tego zalet. To jest coś więcej. Ja to też widzę w inny sposób. Gdy już będziemy sami ze sobą szczęśliwy, spełnimy pewne cele, to ja myślę, że z tych kompromisów będziemy czerpać nowe doświadczenia i otwierać jeszcze bardziej swój umysł. Forumowy przykład polegający na związku ekstrawertyka z introwertyczką. Wiosenny wyjazd będzie dla niej - wspólne zwiedzanie dworków, a letni wyjazd dla niego - dzień w energylandii. Rozwinięte osobowości znajdą w tych kompromisach jeszcze więcej dla siebie. Marek Kamiński opowiadał, że jego z najlepszych wypraw to był kompromis pomiędzy ekstremalną podróżą, a rodziną. Objechał Polskę z małą córką i żoną.spacerova pisze: 15 lut 2021, 13:55 Dla mnie idealną definicję miłości i związków przedstawia piosenka Happysad "Zanim pójdę", a szczególnie fragment:
"Ale miłość - kiedy jedno spada w dół,
drugie ciągnie je ku górze."
Oczywiście żeby stworzyć zdrowy związek najpierw trzeba popracować nad sobą i uporać się ze swoimi problemami chociaż w jakimś stopniu, żeby nie obarczać wszystkim drugiej osoby. Jednak bycie w związku chyba z automatu zakłada rezygnację z części swoich wygód, nawyków, przyzwyczajeń i pójście na kompromis z partnerem/partnerką. Nie wyobrażam sobie życia niby razem, ale każde zajmuje się sobą, siebie stawia na pierwszym miejscu, a dla drugiej osoby czas się znajdzie albo nie. Po co w takim razie wchodzić w związek? Życie jest nieprzewidywalne i na pewno niejednokrotnie wydarzy się coś, co zmusi do wyboru między "ja" a zrobieniem czegoś dla partnera. Myślę, że trzeba po prostu wypracować złoty środek, tak żeby nikt nie czuł się wykorzystywany i mniej ważny.
Czytałem tę książkę parę lat temu; odniosłem wówczas wrażenie, że intencją autora nie było wcale atakowanie związków, a jedynie ukazanie pewnych naiwnych schematów myślowych, które mogą występować u mniej dojrzałych emocjonalnie jednostek. Poza tym omawiane kwestie odnosiły się znacznie częściej do religii i filozofii, niż do relacji interpresonalnych. Ale oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że bardzo często te wszystkie wątki się splatają. Wydaje mi się, że autor atakował tu przede wszystkim pojęcie "bezwarunkowej miłości", którą w jego mniemaniu niektóre kobiety interpretowały na zasadzie; "niezależnie od tego, jaką ja jestem kobietą, to Ty masz mnie kochać", podobnie w drugą stronę; "Choćby pił, bił, będę z nim, bo obiecałam przy ołtarzu", i tak dalej. Kiedyś ludzie rzeczywiście myśleli w taki sposób, a książka została wydana w 1990 r., więc trzeba wziąć pod uwagę, że przez te 30 lat wiele się pozmieniało w świadomości społecznej.intbrun pisze: 16 lut 2021, 0:17 Pewnie wyjdzie że się czepiam, ale powyższy cytat (cały tekst) jest zbudowany tak, żeby udowodnić przedstawianą tezę, nawet jeśli jest ona naciągnięta. Nie bierze pod uwagę, że "mieć ciebie" może być tożsame z "być szczęśliwym". A jeśli nie jest w tym momencie, to może to tego powinno się dążyć w związku. I nie musi to oznaczać całkowitego poświęcenia się dla drugiej osoby, to zupełnie nie o to chodzi. Gdy jest to postawione tak jak wyżej, sugeruje nam to czarno-biały wybór, dobro i zło. Szczęście i nieszczęście. A tak przecież nie jest. Tak nie mysi być. A już pojechanie, że miłość to dwie nieszczęśliwe osoby, bo kochają się swoim własnym kosztem... nie wiem jak to skomentować. Parafrazująć autora - wg niego idealny związek to dwie osoby myślące przede wszystkim o swoim własnym, indywidualnym szczęściu, stawiające wspólne sprawy na dalszym miejscu, jeśli w ogóle będzie na jakieś 'razem' miejsce. Jakie to urzekające, niech żyje egoizm.
Tak jak nie widzę problemu w tym co piszesz wcześniej, tak cytat jest dokładnie tym, o czym wspomniałem wcześniej - tak modne obecnie promowanie "zdrowego" egoizmu i umniejszanie roli związku i uczuć między dwojgiem ludzi.
@Fairytaled Wyjaśnił o co chodzi z cytatem. Ja dodam jeszcze, że De Mello był też mocno powiązany z buddyzme, gdzie miłość też jest trochę inaczej traktowana.intbrun pisze: 16 lut 2021, 0:17 Nie bierze pod uwagę, że "mieć ciebie" może być tożsame z "być szczęśliwym". A jeśli nie jest w tym momencie, to może to tego powinno się dążyć w związku. I nie musi to oznaczać całkowitego poświęcenia się dla drugiej osoby, to zupełnie nie o to chodzi. Gdy jest to postawione tak jak wyżej, sugeruje nam to czarno-biały wybór, dobro i zło. Szczęście i nieszczęście. A tak przecież nie jest. Tak nie mysi być.
Nieźle tu poprzekręcałeś, jeśli ktoś się kogoś kocha, swoim własnym kosztem, to długo tak nie pociągnie, a już dwie takie osoby to szczególnie nie.intbrun pisze: 16 lut 2021, 0:17 A już pojechanie, że miłość to dwie nieszczęśliwe osoby, bo kochają się swoim własnym kosztem... nie wiem jak to skomentować. Parafrazująć autora - wg niego idealny związek to dwie osoby myślące przede wszystkim o swoim własnym, indywidualnym szczęściu, stawiające wspólne sprawy na dalszym miejscu, jeśli w ogóle będzie na jakieś 'razem' miejsce. Jakie to urzekające, niech żyje egoizm.
intbrun pisze: 16 lut 2021, 19:04 Nie chciałem żebyś odebrał to jako atak na swoje poglądy. I pewnie w szerszym kontekście słowa autora nie wypadłby tak radykalnie.
Poniekąd związek polega na tym, że kocha się kobietę jaka jest (podobnie w drugą stronę). Pozostaje kwestia wczesnej selekcji osoby która nam pasuje w różnych aspektach, taka jaka jest, odrzucenia zauroczeń w niewłaściwych osobach (łatwo się mówi), itd. Miałem w tym miejscu napisać, że czasy gdy ludzie pobierali się za szybko, przypadkowo i mało świadomie, a później całe życie męczyli, że te czasy już minęły dawno temu, ale... wcale nie mam przekonania. To co się zmieniło, to że dziś pary nie rwą się tak do ślubu jak kiedyś, dają sobie czas (również ludzie dają sobie czas zanim wejdą w jakiekolwiek poważne relacje), często mieszkają ze sobą zanim się zdecydują być razem tak naprawdę na długo, potencjalnie na całe życie. Ale nic za darmo - pierwsze dzieci dobrze po 30tce, często na drugie nie starcza już czasu lub chęci. Do tego furtka, że jeśli mi nie pasuje to zwijam zabawki i idę do siebie, sprawia niestety, że dość łatwo się z niej korzysta, zamiast włożyć troche pracy i wysiłku.
Wydaje też mi się, że im później, tym tak naprawdę trudniej jest zmienić się nawet trochę pod partnera. Więc rośnie ryzyko właśnie takiego związku gdzie dwoje niezależnych ludzi przebywa obok siebie, a nie ze sobą.