Oj ale dostałam diss...
apohawk pisze:Co jest po prostu rozmową, co niewinnym flirtem, a co podrywaniem z konkretnym celem? Z tym rozróżnieniem często mam problemy. To co dla jednej osoby jest rozmową lub niewinnym flirtem, dla drugiej jest zainteresowaniem, czymś poważniejszym. A później okazuje się, że było się tylko zabawką do "niewinnego" flirtu. To haniebne i czasami nawet celowe granie na czyichś emocjach i z niewinnością nie ma nic wspólnego. Albo bardzo dobrze znasz drugą osobę i oboje w pełni świadomie godzicie się na to, aby robić sobie rozrywkę z własnych emocji i emocji drugiej strony, albo krzywdzisz kogoś, aby poczuć się lepiej, e.g. kokietka, nałogowy uwodziciel.
Niewinny flirt jest czymś... Ulotnym. Mamy świadomość, że to żarty, wymiana komplementów. Znamy swoje miejsce i granice, których nie można przekroczyć i nie chcemy tego zrobić. Mam kilku kolegów z którymi pozwalamy sobie na takie historie, ale sprawa jest jasno określona, przegadana. Nigdy nie pozoliłabym sobie na taką sytuacje z kumlepm, który podchodzi do takich rzeczy emocjonalnie, albo z facetem, którego nie znam i mi się poprostu nie podoba. Nigdy nie miałam sytuacji aby ktoś źle mnie zrozumiał, albo uważał, że mu wysyłam sprzeczne sygnały. Ale chyba wiem omczym mówisz, bo mam kumpele, która kokietuje wszystko co się rusza. Ale z tego co wiem, faceci nienpozostają jej dłużni.
Mityczne "to coś", jakże popularna wymówka w rozmowach, na forach i portalach randkowych. Rozumiem, że tak może powiedzieć nastolatek, który dopiero poznaje rodzące się w nim emocje, ale jak ktoś się w to bawi 10 lat i dalej jedyne, co o swoich emocjach, o swoim zakochiwaniu się wie, że potrzebne jest "to coś", to chyba zmarnował 10 lat.
Nie wiem, co w ty takiego strasznego, że tak emocjonalnie do tego podszedłeś. Nie wiem jak inaczej to opisać. W oczach widać emocje, pragnienia, coś czego nie da się bliżej określić. Nawet przy niedomówieniach można wyczytać intencje. "to coś", to mieć w oczach coś pociągającego. Jakkolwiek banalnie to brzmi.
Zamiera, gdy człowiek bezrefleksyjnie podchodzi do swoich emocji, gdy zadowala go odpowiedź "to coś". Zamiast poznać "to coś", czyli siebie, swoje emocje i ich genezę, obserwować to w relacji i dbać, aby trwało. Bo tak łatwo powiedzieć "to coś" między nami jest, "to coś" zniknęło, zamiast użyć mózgu, przeanalizować sprawę, wziąźć się za siebie i zadbać o swoje (i nie tylko) emocje, relacje i przyszłość.
chodzi mi o to, że etap zakochania szybko się wypala. Potem związek przechodzi w kolejną fazę- przywiązanie. Wszyscy czasami tęsknimy za tymi uczuciami, za buzującymi hormonami, za motylkami w brzuchu za uczuciem kiedy sam dotyk ręki partnera w nas wywoływał "gęsią skórkę" i to jest NORMALNE. Bo uczucie zakochania jest super.
A do chęci zadbania o związek trzeba inicjatywy z dwóch stron...
A tak na marginesie, to faceci są jacyś dziwni. Serio.