Uwaga, przygotujcie się na potok wyznań psychoanalityka-amatora. Mam ochotę się wygadać, może znajdziecie w moich wypocinach coś dla siebie.
Każda z moich głębszych znajomości przypadała na konkretny etap, nie występowały równolegle z podobną intensywnością. Wystarczała mi jedna osoba, reszta ludzi dryfowała sobie zawsze gdzieś na obrzeżach. Z tego co zdążyłam przeczytać, spora część forumowiczów też prowadzi podobną politykę.
W czasach wczesnej podstawówki (klasy 0-3) przyjaźniłam się z, powiedzmy, dziewczyną A. Kiedy teraz o tym myślę, była to bardziej relacja szef-podwładny, bo natrafiłam na osobę o bardzo apodyktycznym charakterze. Chociaż była na zbliżonym do mnie poziomie intelektualnym, miała w zwyczaju zdecydowanie torpedować wszystkie poglądy choć o centymetr odbiegające od jej własnych. Spędzałyśmy ze sobą mnóstwo czasu, więc przypuszczam że to właśnie nasze stosunki wpłynęły na moje ówczesne problemy z asertywnością czy pewnością siebie. Teraz na szczęście jest w tej sferze znacznie lepiej. Wspominam o tej relacji, bo pochłonęła cztery lata mojego życia i mocno mnie ukształtowała, lecz mimo wszystko była dość toksyczna. Z obecnej perspektywy trudno mi to nazwać prawdziwą przyjaźnią. Macie podobne doświadczenia?
Po trzeciej klasie przeniosłam się do innej szkoły i tam zaznajomiłam bliżej z dziewczyną B. W ciągu kolejnych trzech lat miał miejsce proces uwalniania się od A i zacieśniania więzów z B (nawiasem mówiąc, w pewnym momencie A postawiła mi ultimatum - "ona albo ja", po chwili wahania podjęłam słuszną decyzję). Następnie znalazłyśmy się z B w tym samym gimnazjum, gdzie nasza przyjaźń osiągnęła swoiste apogeum. Pomimo ogólnego emocjonalnego bałaganu związanego z okresem dojrzewania i mocnym wyobcowaniem w nowej szkole, wspominam ten czas bardzo dobrze. Egzystowałyśmy sobie spokojnie w naszym dwuosobowym świecie, nakręcając wzajemnie swoje fascynacje i popadając w przeciągające się głupawki. Nie zawsze było lekko, B też miała dość specyficzny charakter, ale wspominam te lata jako szalony miks maratonów filmowych, żartów oraz rozmów o wszystkim i niczym przeciągających się do późna w nocy.
Ta przyjaźń znalazła niestety dość smętny finał. Dostałyśmy się do różnych liceów, więc siłą rzeczy częstotliwość naszych kontaktów spadła. Można powiedzieć, że relacja umarła śmiercią naturalną, nie licząc jednego drobnego konfliktu wynikającego z różnych niedopowiedzeń/zaniechań. Próbowałam to ratować, ale po iluś tam bezowocnych próbach dałam sobie spokój. Nic na siłę. Spotykałyśmy się później kilka razy w wakacje, ale obie bardzo się zmieniłyśmy i tamta nić porozumienia przepadła.
Co nie oznacza, że wpadłam w jakieś zupełne samotnicze czeluście, o nie! W liceum przydarzyła mi się historia rodem z filmu. Dosłownie pierwszego dnia, na etapie instalowania kuprów w poszczególnych ławkach usiadła ze mną dziewczyna, z którą natychmiast złapałam kontakt. Byłyśmy właściwie nierozłączne aż do matury. Ta przyjaźń rządziła się trochę innymi prawami niż poprzednia - spotkania poza szkołą zdarzały się od wielkiego dzwonu (inna sprawa że mieszkałyśmy dość daleko od siebie), jakiekolwiek kawki/herbatki też występowały w ilościach śladowych. Ale w szkole prowadziłyśmy non stop różnej maści konwersacje, od rozkmin światopoglądowych po szydercze i dowcipne spostrzeżenia wycelowane w otoczenie.
Chociaż rozdzieliły nas studia i widujemy się naprawdę rzadko, mam wrażenie że poziom tej relacji nie zmienił się ani trochę. Spomiędzy wielu łączących nas cech wymienię chociażby miłość do literackiej polszczyzny i nieco ironiczne poczucie humoru. To zawsze urzeka mnie w ludziach, tak swoją drogą

Czuję, że mogę zawsze na niej polegać i liczyć na radę w razie kłopotów. Radę bezlitośnie szczerą, ale mającą na celu moje dobro, nie jakieś infantylne poklepanie po główce. To jest dla mnie istota przyjaźni i obecnie do szczęścia w tej sferze wystarcza mi perspektywa jednego piwka w miesiącu.
Po paru semestrach studiów jestem na etapie pogłębiania znajomości z dwiema interesującymi dziewczynami (co ciekawe, prezentują według mnie dwa przeciwne bieguny - rozgadana i wesoła ekstrawertyczka oraz nieco flegmatyczna intro). O tym może innym razem.
Mam też dobry kontakt z kuzynką i wychowuję sobie przyjaciółkę w postaci bystrej młodszej siostry, ale stosunki rodzinne funkcjonują jednak na trochę innych zasadach.
Uff. Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do końca. :lol: