Mnie takie pytania typu "co tam jak tam" nigdy nie denerwowały. Wręcz przeciwnie. Cieszyłem się z tego, że ktoś dostrzegł moją obecność i ma ochotę się do mnie odezwać (tym bardziej że zazwyczaj zagadująca osoba nie miała złych intencji i nie pytała złośliwie). Poza tym wiązałem z tym - zawszę nikłą ale jednak - nadzieję, że zaraz zada kilka bardziej precyzyjnych pytań (a ja uwielbiam odpowiadać na pytania - pod warunkiem że są sensownie sformułowane

) i będę mógł zaspokoić jej ciekawość dotyczącą mojej osoby, dlatego odpowiadałem raczej dość neutralnie, aby nie zrazić do siebie pytającego. Niestety najczęściej na "co tam ?" rozmowa zarówno zaczynała się jak i kończyła :lol: . A już w ogóle lubiłem gdy ktoś mówił "uśmiechnij się", bo myślałem sobie "nic prostszego - mówić nic nie muszę, nic mnie to nie kosztuje, a komuś nastrój poprawie" i zawsze się wtedy uśmiechałem. Generalnie zawsze byłem bardzo wesołym i pozytywnie nastawionym do innych człowiekiem, uzależnionym wręcz od śmiechu do tego stopnia, że często potrafiłem śmiać się nawet w sytuacjach, w których zwyczajnie nie wypadało tego robić (ale o tym może za chwilę :lol: ).
Żeby nie było - były pytania, za którymi nie przepadałem typu "dlaczego nic nie mówisz ?", albo "dlaczego z nikim nie rozmawiasz ?". Nigdy nie wiedziałem jak na nie odpowiedzieć (dopóki nie zdawałem sobie sprawy ze zjawiska introwertyzmu myślałem że małomówność, to przejaw jakiejś choroby i czułem się niezręcznie i było mi trochę głupio z tego powodu), co doprowadziło kiedyś do sytuacji, która rozbawiła mnie niemal do łez. Otóż gdy pewnego razu wracałem ze studenckiego W-Fu zaczepiła mnie jedna z dziewczyn, z którą jeszcze przed chwilą na zajęciach grałem w kosza. Zaczęła od standardowych pytań typu "gdzie mieszkasz ? co studiujesz ? czy polujesz na bażanty ?" (a nie, tego ostatniego nie było :lol: ). Ja standardowo nie pytałem jej o nic. I tym sprytnym sposobem doszliśmy błyskawicznie do momentu, w którym ona zadała kultowe pytanie "A DLACZEMU NIC NIE MUWISZ ?

", na co ja klasycznie niewyraźnie wydukałem coś w stylu "nie mam o czym gadać". Jakież było moje zdziwienie, gdy ta po chwili obruszyła się stwierdzając, że - tu cytat: "to nie było zbyt miłe" i po chwili pożegnała się, przechodząc na drugą stronę jezdni i udając się w zupełnie innym kierunku. Jak zwykle w takich przypadkach natychmiast poddałem całą sytuację analizie, zastanawiałem się dlaczego taka odpowiedź na to pytanie została tak negatywnie odebrana. I bardzo szybko przypomniałem sobie, że gdzieś tam do wyrazu "mam" - ze względu na moją kiepską retorykę - wkradła się literka "y", przez co moja odpowiedź mogła zabrzmieć niczym ten cytat Lindy z "Psów" ("nie chce mi się z tobą gadać" czy jakoś tak

). Zacząłem sobie po chwili wyobrażać, "że spotykam ją ponownie, że wyjaśniam całą sytuację i że wyszło to tak niezręcznie że OCHOHOCHOHCOHO

i bardzo ją za to przepraszam.". I jakież było moje zdziwienie, gdy pareset metrów dalej znów ją spotkałem (po prostu szliśmy w tym samym kierunku, tylko że ona szła okrężną drogą znacznie szybciej, a ja bardzo wolno skrótem

). Usłyszałem tylko "o proszę, kogo my tu mamy" i już zacząłem przygotowywać się do składania wyjaśnień, gdy ta urażonym tonem spytała mnie "ej, a ty coś do mnie masz ?"

. Byłem tak zszokowany tym, jak negatywnego nastawienia nabrała do mnie przez jedno niefortunne zdanie, jedno nietrafione słowo, jedną niewłaściwą literę, że już nie wiedziałem czy mam się śmiać czy płakać. Wybrałem to pierwsze. Myślałem że zaraz zacznę toczyć się po chodniku i ze śmiechu wpadnę pod tramwaj :lol: . Próbowałem się jeszcze powstrzymywać i mówić "nie, nie absolutnie, skądże", ale dobry nastrój był silniejszy ode mnie. Reakcje dziewczyny nietrudno było przewidzieć. Rzuciła już tylko odczepnym i ironicznym wręcz tonem "aha to spoko" i przyspieszyła kroku tak, że ze wspomnianym już tramwajem mogłaby się ścigać

. Od tego czasu nigdy już się do mnie nie odezwała.