muzyczny introwertyk?

W tym miejscu dyskutujemy o zjawisku introwertyzmu, o tym, jak wpłynął on na nasze życie, jakie są wady i zalety bycia introwertykiem.
intbrun
Intromajster
Posty: 465
Rejestracja: 27 sty 2021, 8:37
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
MBTI: INFP
Lokalizacja: Norwegia

Re: muzyczny introwertyk?

Post autor: intbrun »

To trochę kwestia gustu i przekonań, ale ja po prostu lubię muzykę na żywo (tak samo jak teatr bardziej niż kino). Bo może nie perfekcyjna, ale żywa właśnie. Dobra oprawa jest oczywiście ważna, podobnie jak dobre wspomaganie się jakimiś wcześniej przygotowanymi donglami. Z tego samego powodu lubię słuchać muzyki lat 60-80, gdzie zespoły same komponowały i wykonywały kawałki na żywo. A nie dopieszczały ich w studiach nagraniowych, żeby potem grać ideał z playbacku. Ale te czasy już minęły, to widać nawet na dużych koncertach typu Sopot czy Opole - wszyscy klawiszowcy grają na tym samym instrumencie, tak naprawdę odpalając coś w tle z komputera.

Na spływie pod namiotem, nagrania nie zastępują gitary na żywo. Albo szanty na kilka głosów. W tym wszystkich chodzi też o to żeby samemu mieć przyjemność, grać dla siebie, a nie dla kogoś.

Z portfolio muzycznym to pewnie racja. Chociaż widziałem już ludzi, którzy na nagraniach robili wrażenie, a na żywo okazywało się różnie. Tak samo jak ludzi którzy na nagraniach solo śmigali niesamowicie, a potem okazywało się, że mają problem 'przestrzenny' - nie potrafią się zgrać z zespołem, czy powtarzalnie wykonać nietypowego rytmu. Ba, zdarzyło mi się spotkać całkiem zaawansowanego gitarzystę, który miał co najwyżej średni słuch i raczej mizerną swobodę improwizowania, bo całą swoją 'technikę' opanowywał z tutoriali na YT. Przy graniu na żywo szybko takie rzeczy wychodzą. Chociaż szacun za samozaparcie i osiągnięty całkiem niezły poziom techniki. Gdybym ja tyle ćwiczył co on, to faktycznie byłby z tego chleb ;-)

Z zanikiem umiejętności rozwiązanie jest (teoretycznie) proste - należy nie stracić kontaktu z graniem. Ale w praktyce bywa to skomplikowane. Również dlatego - że gdy nie jest to nasze główne profesjonalne zajęcie, to znaczy, że mamy inne, któremu poświęcamy dużo czasu. Jak się ma za dużo zainteresowań, to trzeba podjąć trudną decyzję - wybieram które mają priorytet, albo chcę dotknąć, doświadczyć wszystkiego po trochu, godząc się na brak pełnego profesjonalizmu. Tutaj internet, a w szczególności fora czy grupy zainteresowań robią często ludziom krzywdę, budują taką mantrę, że albo jesteś najlepszy albo od razu jesteś cienias. To samo dotyczy sprzętu - tylko topowy, wszystko inne to badziewie. To oczywiście uproszczenie i znam kilka fajnych grup, gdzie ludzie mniej wnikają w sprzęt, a bardziej w sedno tematyki. Nie mniej często tacy początkujący kandydacie na amatora, zamiast skupić się na nauce grania, skupiają się na tym, żeby kupić jak najlepszy sprzęt. Podczas gdy dobry sprzęt sam nie zagra, a dobry muzyk zagra na czymkolwiek. Dodatkowo - chcąc na siłe utrzymać kontakt z graniem, łatwo wpaść w pułapkę pod tytułem chałtury. Bo i kontakt z graniem jest, i jakies pieniądze. Tylko muzycznie niekoniecznie się rozwijamy, grając na weselach hiciory disco polo, lub wręcz prymitywną muzykę biesiadną. Na dłuższą metę, nie daje to po prostu satysfakcji i wypala.

A kwestia środowiskowa - przede wszystkim konflikty międzyludzkie, plus hulanki i swawole. A i muzycznie też można dyskutować, bo to widać już w samej szkole muzycznej na wczesnym etapie. Nie wszyscy mają słuch absolutny, sporo tych najzdolniejszych jest zdolnych nie tylko w muzyce i zmienia ścieżkę kariery na inną, wcześniej lub później. A na 'wyrobnika' zostają tacy bardziej przeciętni, którym niespecjalnie się chce, ale i niespecjalnie coś innego umieją. Przy czym filharmonia też gamoni nie trzyma zupełnych, więc pewnie spora grupa ląduje jako nauczyciele muzyki w podstawówkach czy innych mdk'ach. Takie trendy zresztą można zauważyć w wielu innych środowiskach - 'system' nie potrafi przytrzymać tych naprawde najzdolniejszych, bo jest nastawiony na średnio-dobrych, żeby robote wykonywali.
No i wyszło mi że: raz, że kontunuowanie ścieżki muzycznej zamykało mi opcje w innych tematach, które też mnie interesowały, a nie starczało czasu na wszystko (albo ja nie umiałem tego pogodzić). A mimo wszystko główny zawód nie wypada robić po łebkach. A dwa, środowisko niespecjalnie mi pasowało. I to dorosłe, którego pewnie nie znałem w całości, więc może niesprawiedliwie oceniałem, i to bieżące w szkole. Może jakbym trafił lepiej (albo jakoś bardziej się integrował - czytaj, był mniej introwertyczny), to zostałbym w temacie. A może nie ;-)
Patrycjusz
Intro-wyjadacz
Posty: 390
Rejestracja: 08 sty 2015, 15:47
Płeć: mężczyzna

Re: muzyczny introwertyk?

Post autor: Patrycjusz »

intbrun pisze: 04 lis 2024, 15:59W tym wszystkich chodzi też o to żeby samemu mieć przyjemność, grać dla siebie, a nie dla kogoś.
Tak, jest to ważne. Ale przychodzi taki moment po długim okresie grania dla siebie, kiedy jednak chciałoby się zebrać materiał i komuś pokazać. Przez bardzo długi czas miałem takie podejście - porzuciłem muzykę zawodowo, więc chcę i będę grał dla siebie. Muzyka jednak potrzebuje słuchaczy, odbiorców. I wtedy z pomocą przychodzą właśnie nagrywki i wrzucanie na streamingi. Wbrew pozorom, naprawdę potrafi ucieszyć, kiedy po X latach wchodzi się np. na youtube, a tam okrągłe 10k wyświetleń. Na koncert przyjdzie ile osób? Od kilku do kilkuset - i to kilkaset to już jest tłum.
intbrun pisze: 04 lis 2024, 15:59Chociaż widziałem już ludzi, którzy na nagraniach robili wrażenie, a na żywo okazywało się różnie.
Częsta sprawa. Ale odwracając - co z tymi, którzy na żywo świetnie improwizują, potrafią zgrać się z grupą w jammingu itd., a nagrań brak? Takich też widziałem wielu, "mistrzów chwili", a wystarczyło zwykłe przygotowanie do koncertu, na którym mieliśmy zagrać konkretny, powtarzalny materiał i niestety nie było już o czym mówić. To jest dopiero ciekawe - posiadać umiejętność improwizacji, a nie potrafić powtórzyć tego materiału albo zagrać go na tyle "w punkt", żeby można było zrobić z tego dobre nagranie.
Wiesz, czemu ciągle piszę po tej linii? Dlatego, że wg tej klasyfikacji, czasy, w których wykonywanie muzyki na żywo było najważniejsze, mamy od kilkuset lat za sobą. I nie oznacza to, że w ogóle nie jest to ważne, ale jednak jest na drugim miejscu. Świetnie uzupełnia miejsce pierwsze, na którym są nagrania.
intbrun pisze: 04 lis 2024, 15:59Jak się ma za dużo zainteresowań, to trzeba podjąć trudną decyzję - wybieram które mają priorytet, albo chcę dotknąć, doświadczyć wszystkiego po trochu, godząc się na brak pełnego profesjonalizmu.
Jako człowiek, który właśnie przechodzi z tego powodu ostry wpierdol od rynku pracy za to, o czym napisałeś - czuję się zobowiązany do tego, żeby jednocześnie pochwalić taką postawę za ciekawość, a zaraz później złoić za brak myślenia przyszłościowego. Większość ludzi, którzy decydują się na studia, kończy ich pełny program w wieku 24 lat i po prostu szuka pracy. Zmiany, rozszerzanie, dodawanie - nie ma nic wspólnego z zawodem, który z definicji jest superwąski. Z muzyką jest tak samo. Przykładowo, najlepszy pianista to ten, który zaczął to za małego dzieciaka, potem olał zwykłą szkołę i maturę, ślęczał godzinami przy instrumencie i nadal robi tylko to. A nie taki, który jednocześnie miał jakieś zainteresowania intelektualne, poświęcał im czas, a nawet uczenie się techniki nagrań i obróbki dźwięku jest tu problematyczne, bo znowu zajmuje czas i nie jest graniem.
intbrun pisze: 04 lis 2024, 15:59To samo dotyczy sprzętu - tylko topowy, wszystko inne to badziewie. To oczywiście uproszczenie i znam kilka fajnych grup, gdzie ludzie mniej wnikają w sprzęt, a bardziej w sedno tematyki. Nie mniej często tacy początkujący kandydacie na amatora, zamiast skupić się na nauce grania, skupiają się na tym, żeby kupić jak najlepszy sprzęt. Podczas gdy dobry sprzęt sam nie zagra, a dobry muzyk zagra na czymkolwiek.
Zgadzam się w 100%, ale tylko pod warunkiem, że nie jest to muzyka elektroniczna. Tam sprzęt często załatwia temat. Jasne, potrzebna jest muzykalność, umiejętność tworzenia - przykładowo, jest naprawdę masa DJ-ów, a często nie potrafią oni stworzyć nawet jednego utworu. To samo w sobie już o czymś świadczy. Tak samo jak porównanie aranży z kompozycją od nowa.
Tyle, że jak się idzie w pełen profesjonalizm, to ten sprzęt jest tak naprawdę połową sprawy. Weźmy gitarzystów post-rockowych i shoegazerów - oni tak naprawdę "grają efektami". A nawet w muzyce klasycznej stawia się na to, żeby jednak grać na dobrym instrumencie, np. najdroższym Steinwayu czy klarnecie za kilkadziesiąt tys. Kolejna "audiofilska" sprawa to akustyka wnętrz. Przyznaję, że np. Teatr Capitol we Wrocławiu powala pod tym względem i naprawdę robi to wrażenie. Ale to takie niuanse, a wydaje się na to potężne pieniądze.
intbrun pisze: 04 lis 2024, 15:59Dodatkowo - chcąc na siłe utrzymać kontakt z graniem, łatwo wpaść w pułapkę pod tytułem chałtury. Bo i kontakt z graniem jest, i jakies pieniądze. Tylko muzycznie niekoniecznie się rozwijamy, grając na weselach hiciory disco polo, lub wręcz prymitywną muzykę biesiadną. Na dłuższą metę, nie daje to po prostu satysfakcji i wypala.
Jest to niestety najbardziej popularne rozwiązanie. Ale są też inne. Z doświadczenia - świetnym sposobem jest po prostu granie coverów - nie weselnych czy disco, a takich z muzyki filmowej na przykład. Albo co fajniejszego popu i rocka. Tworzenie własnych aranży, granie z gotowych nut albo na słuch. Tylko tutaj znowu głupio po prostu siadać, grać i wstawać, a warto to nagrać (jeszcze najlepiej z video) i czasem potrafi rozejść się to mocno po sieci.
intbrun pisze: 04 lis 2024, 15:59Nie wszyscy mają słuch absolutny, sporo tych najzdolniejszych jest zdolnych nie tylko w muzyce i zmienia ścieżkę kariery na inną, wcześniej lub później. A na 'wyrobnika' zostają tacy bardziej przeciętni, którym niespecjalnie się chce, ale i niespecjalnie coś innego umieją. Przy czym filharmonia też gamoni nie trzyma zupełnych, więc pewnie spora grupa ląduje jako nauczyciele muzyki w podstawówkach czy innych mdk'ach. Takie trendy zresztą można zauważyć w wielu innych środowiskach - 'system' nie potrafi przytrzymać tych naprawde najzdolniejszych, bo jest nastawiony na średnio-dobrych, żeby robote wykonywali.
Absolut jest maksymalnie przereklamowany. Przecież to polega na rozpoznawaniu tylko wysokości dźwięków bez odniesienia, czyli w opozycji do słuchu relatywnego. Co ma to dać w graniu, jeśli wszystko jest w nutach? A teoria muzyki jest teorią nut, a nie częstotliwości w hercach?
Z tym lądowaniem w tej pracy lub innej - tu działa bardzo dużo czynników. Skupiłeś się na talencie i umiejętnościach, i owszem - mamy rozkład normalny, najwięcej, bo kilkadziesiąt % to "przeciętni", ci po lewej odpadają z branży, a np. najzdolniejszych jest 2%. Co prawda nie ma ładnego odpowiednika testu inteligencji, ale może to i dobrze - bo mierzyłoby to tylko predyspozycje słuchowe (czyli ci z absolutem byliby "najlepsi"), które są tylko częścią skilli. Wracając do prac, czynników jest bardzo dużo. Sam zwróciłeś uwagę na "system", czyli to, jak wygląda muzyczny rynek pracy. Jak każdy inny obszar rynku, musi zostać obsadzony od A do Z, od tych najniższych stanowisk (mdk-i itp.) do najwyższych (koncertmistrz w filharmonii itp.). A niższych jest siłą rzeczy o wiele, wiele więcej niż tych wyższych, stąd na tych drugich muszą znaleźć się nie tylko ci najlepsi w graniu, ale też ludzie z "plecami", pochodzeniem itd.
intbrun
Intromajster
Posty: 465
Rejestracja: 27 sty 2021, 8:37
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
MBTI: INFP
Lokalizacja: Norwegia

Re: muzyczny introwertyk?

Post autor: intbrun »

Dużo tematów się rozwinęło. Ja się generalnie zgadzam z większością. Zaczynając od końca.
Absolut - definicyjnie tak, rozpoznawanie dźwięków. W praktyce - również multidzwięków, akordów, sekwencji, ale i tonacji, rytmu itp. A to oznacza właśnie swobodne improwizowanie, granie 'ze słuchu' kawałków, których się wcześniej nie znało. Robienie na bieżąco poprawnych podkładów czy drugich głosów. Bezproblemowe radzenie sobie w sytuacjach, gdy coś się wysypie i trzeba płynnie wskoczyć dalej.

Tutaj płynne przejście do drugiego tematu - bo wszystko powyższe ma właśnie znaczenie przy graniu na żywo. W studio można powtórzyć do oporu. Ba, można usiąść do komputera i poprawić cyfrowo kiksa, czy rytm, powielić cyfrowo fragment, wybierając najlepszą wersje itd. I teraz pytanie - czy celem jest uzyskanie jak najfajniejszej wersji na YT czy na płytę? czy właśnie duma z faktu, że potrafię zagrać całość na żywo bez kiksa?
To ma mi sprawiać przyjemność, a dopiero potem słuchającym. tych 30 ludzi w pubie którzy bujają się czy podśpiewują, a potem biją brawo, czy podchodzą podczas przerwy mi osobiście sprawia większą satysfakcję, niż 10k odsłon anonimowych ludków. Ale to pewnie ja, jestem tutaj smok analog trochę. Jakoś tak wyszło, zarówno z faktu, że dostępność sprzętu była słaba, jak i z faktu, że akurat zawsze trafiałem do kapel grających w pełnym składzie. A pewnie trochę rzutowało szkoła właśnie, w tym granie w orkiestrze. No i dostęp do sprzętu to naprawdę była spora przeszkoda, dziś jednak wszystko można kupić, nowe, używane. I klawiatury i elementy studia. Nie trzeba w przerwach sprawdzać czy DIN się nie rozlutował ;-) Inna bajka.

Ale rozumiem inne podejście, publikowanie nagrań itp. Ale mnie to po prostu niespecjalnie pociąga. A problem to robi się, gdy po dniach męczarni z utalentowanym inaczej udaje się w końcu nagrać fajną wersję. I nigdy potem nie uda się tego tak zagrać na żywo. Może wlaśnie dlatego jakoś ciut bardziej uważam granie na żywo od nagrania. Bo nagranie można wymęczyć lub spreparować, a zagrać na żywo trzeba nie tylko umieć, ale i czuć.

Tutaj przy okazji dygresja odnośnie grania coverów - bo to bardzo słuszna uwaga i dobry kierunek. PLus trzeba oddać, że sporo kapel weselnych czy do kotleta, tak naprawdę gra całkiem dobre wersje, a więc covery. Tylko tutaj znowu jest kilka szkół - gramy covero-interpretację, a wtedy mozna sobie poimprowizować, czy gramy naprawdę wiernego covera, a wtedy nutka, brzmienie, efekty - ale i właśnie odtwarzalność jest kluczowa. I tutaj od razu temat sprzetu - bo Fenderowe kawałki wypada grać na jeśli nie na Fenderze, to na dobrej jakości klonie. A Hammondy robić na czymś z dedykowanym modułem ogranowym, a nie na Casio z wgraną płaską próbką tegoż. Ta róznica zaczyna coraz bardziej zanikać, bo coraz wiecej jest plasticzanych niedrogich instrumentów (tutaj o klawiszach wprost piszę), które zadziwiająco dobrze radzą sobie i z brzmieniami i efektami.

I tutaj dotykamy kolejny temat - czyli zaangażowanie i nakład pracy (vs dostępny czas). A i środki pewnie też. Że tak powiem - gdy zaczynać rozważać zmianę samochodu, bo przestaje się sprzęt mieścić, to gdzieś zapala się czerwona lampka odnośnie zasadności całego projektu. Szczególnie gdy ma to być właśnie granie z kolegami dla przyjemności. Tutaj wrócę do akapitu, gdzie pisałeś o pracy. Ja miałem na myśli tylko i wyłącznie hobby i zmianę zainteresowań poza-pracowych. Jeśłi lubię grać, robić fotki nocnego nieba, tłuć się godzinami po górach z buta, ale i jeździć po tych górach na rowerze, ale i plywać kajakiem, czy wywijać serpentyny na motocyklu, albo taplać się przez błota i rzeki w 4x4... to zaczyna się robić problem - od zebrania potrzebnych do tego wszystkiego zasobów i miejsca do ich przechowywania po dużo bardziej istotny aspekt - jak to pogodzić czasowo. Nie da się chodzić po górach i pływać po morzu jednocześnie. Nie da się grać choćby pól profesjonalnie w zespole, jeśli nie spędza się na tym dobrych nasty godzin tygodniowo, zapewne w róznych miejscach. A to wszystko poza pracą zawodową, która niekoniecznie jak w Hucie Stalowa Wola kończy się z syreną o 15tej. A teraz potencjalnie dołóż do tego potencjalnią rodzinę, wizyty u rodziny czy w kościele. A i przespać by się przydało czasem i zjeść coś (a może i upichcić). A jeszcze obowiązki domowe, stałe i sezonowe. Mi wyszło, że dałbym radę wszystko co mam na liście "lubię" i "chciałbym", gdyby w 15-dniowym tygodniu dni miały po 36 godzin. Wtedy luzik. No, ale Kopernik ziemie ruszył wokół słońca zbytnio się przykładając, a papierz Grzegorz wymyślił kalendarz jak wymyślił (niedziela co 7 dni a nie co 15 to jednak taca 2x częściej). Więc trzeba z czegoś zrezygnować tak po prostu, a inne rzeczy robić pobieżnie, czy też raczej - bez popadania w fanatyczny profesjonalizm. Żeby dotknąć chociaż trochę.
Dlatego - używając niemuzycznego przykładu - lubię jeździć na motocyklu po tutejszych serpentynach, ale nie wybieram się Alpy żeby zaliczyć fotkę na Großglockner, nie rajcuje mnie jeżdżenie na zloty, wyścigi na ćwieć mili, szpanowanie na jednym kole bez trzymanki, czy pucowanie chromów. Może również dlatego, że właśnie nie mam potrzeby nagrywania się na YT. Mam szczęście bo okolice mam zjawiskowe, drogi dobrej jakości i puste więc bezpieczne. I zaspokaja mi to "chcieja" zupełnie. Teraz proste zadanie - znalezienie takiego balansu do każdego jednego potencjalnego hobby, ewentualnie jakieś 'cykle', bo zawsze któreś hobby interesuje nas w danym momencie bardziej niż inne. Zimą na motocyklu niespecjalnie pojeżdżę, więc pewnie pora na granie w domowym zaciszu, albo zimowe szlaki. Innym rozwiązaniem jest uznanie w jakimś momencie, że fajnie, (używając muzycznego przykładu) pograłem sobie kilka lat, na takim poziomie na jakim chciałem, odstawiam sprzęt do szafy (albo wyprzedaję), jakąs fajną ozdobną gitarę wieszam na ścianie jako art. I od czasu do czasu sobie wspominam, ale z pełną świadomością nie wracam do tematu. Albo... wracam od czasu do czasu ale inaczej. W czasie covida kupiłem sobie perkusję, bo zawsze chciałem spróbować. Innym razem wpadła mi w ręce 12-strunowa gitara. Czemu nie spróbować. Ale to już naprawdę w domowym zaciszu, albo dla swoich. Drugi Banderas światu nie jest potrzebny ;-) Ani kolejny najlepszy pianista. A przeciętny pianista tym bardziej nie jest potrzebny nikomu, nie ma więc sensu zapychać YT kolejnymi materiałami ;-)

No dobra, rozpisałem się i pewnie już trochę w kółko piszę.
Więc ostatni komentarz. Odnośnie zawodu i jego wąskości. Tak, na jakiś tak poziomie zawsze są wąskie specjalizacje. Ale to również dalej zależy od nastawienia i wykorzystywania możliwości (lub ich kreowania). I specyfiki konkretnej pracy, czasem jednak trzeba ogarniać również szerszy kontekst, i znać się na wielu innych rzeczach, których być może nigdy nie trzeba będzie użyć. Pod tym kątem wąska specjalizacja to raczej ograniczenie i kajdany, brak możliwości rozwinięcia skrzydeł. Potencjalnie bezpieczniejsza dla pracodawcy - w pracy masz robić jedną rzecz bardzo dobrze, a nie 10 średnio-dobrze. Ale też nie tylko po sobie wiem, że takie zawężenie w którymś momencie skutkuje utratą zapału do wykonywanej pracy, a więc docelowo spadkiem efektywności. I jeśli nie chce się popaść w automatyzm i marazm, to trzeba zmienić. Ale... to zależy. Są prace, które mniej wymagają wąskiej specjalizacji, a właśnie bardziej ogarniania większego obrazka. Ale często takiej pracy zaczynamy szukać dopiero, gdy spalimy się w kilku tych bardzo specjalistycznych. A po jakimś czasie ... zaczynamy wspominać 'dobre czasy', gdy zadania były bardziej przewidywalne i usystematyzowane. Takie bardziej introwertyczne. Ostatecznie to jednak tylko praca, ma dawać (w kolejności): pieniądze, wiedzę i nowe umiejętności pozwalające utrzymać się na rynku, satysfakcję z tego co robimy. Praca to nie hobby (chyba że akurat). Ale to taka mój sposób na życie, i wszystkie inne są równie poprawne. Szczególnie jeśli działają.
Patrycjusz
Intro-wyjadacz
Posty: 390
Rejestracja: 08 sty 2015, 15:47
Płeć: mężczyzna

Re: muzyczny introwertyk?

Post autor: Patrycjusz »

intbrun pisze: 06 lis 2024, 22:55Absolut - definicyjnie tak, rozpoznawanie dźwięków. W praktyce - również multidzwięków, akordów, sekwencji, ale i tonacji, rytmu itp. A to oznacza właśnie swobodne improwizowanie, granie 'ze słuchu' kawałków, których się wcześniej nie znało. Robienie na bieżąco poprawnych podkładów czy drugich głosów. Bezproblemowe radzenie sobie w sytuacjach, gdy coś się wysypie i trzeba płynnie wskoczyć dalej.
Nadal się nie zgadzam. Sam absolut nie da Ci żadnej z tych rzeczy. Trzeba poznać teorię muzyki, tutaj tą trochę bardziej złożoną. Improwizacja to głównie kwestia ćwiczenia tak naprawdę - gadanie o absolucie i "talencie" jest przereklamowane. Pewien jazzman powiedział mi, że zaczynał improwizować słuchając, jak robią to inni, a potem dosłownie powtarzał na początku nuta w nutę. Właśnie po to, żeby rozkminić te mechanizmy i potem samemu zastosować. Jaki to ma związek z absolutem? "Absolutnie" żaden. Też uczyłem się tego, o czym piszesz, dobrnąłem do poziomu pozwalającego aranżować dowolny prosty kawałek popowo-rockowy w locie i ludzie pytali, czy mam absoluta, a odpowiedź brzmi - w ogóle nie, za to ideał relatywny.
intbrun pisze: 06 lis 2024, 22:55Tutaj płynne przejście do drugiego tematu - bo wszystko powyższe ma właśnie znaczenie przy graniu na żywo. W studio można powtórzyć do oporu. Ba, można usiąść do komputera i poprawić cyfrowo kiksa, czy rytm, powielić cyfrowo fragment, wybierając najlepszą wersje itd. I teraz pytanie - czy celem jest uzyskanie jak najfajniejszej wersji na YT czy na płytę? czy właśnie duma z faktu, że potrafię zagrać całość na żywo bez kiksa?
Nie jest to pytanie typu A lub B. Za oba należy się szacunek. Tym "mistrzom chwili i sceny", tak samo jak bardziej żmudnym "rzeźbiarzom".
Ok, tutaj zgoda, że lepszy słuch (np. ten absolutny) może mieć większe znaczenie przy graniu live. Weźmy np. dostrajanie gitary w trakcie grania, dla mnie abstrakcja, dla gitarzysty chleb powszedni.
intbrun pisze: 06 lis 2024, 22:55To ma mi sprawiać przyjemność, a dopiero potem słuchającym.
No to jest akurat podejście skazane na anty-sukces. Nagraliśmy ze znajomym 4 albumy w ten sposób, łącznie 3-4h muzyki, potem sam w solowym projekcie jeszcze dołożyłem kolejną godzinę, czyli mamy ok. 5h. Liczenie się z publiką, statystykami, wyświetleniami? Zerowe. Zarobki? Prawie zerowe. Bycie znanym? Zerowe. Za to potencjał rozwojowy, edukacyjny (muzycznie, dźwiękowo, scenicznie) - maksymalny.
intbrun pisze: 06 lis 2024, 22:55tych 30 ludzi w pubie którzy bujają się czy podśpiewują, a potem biją brawo, czy podchodzą podczas przerwy mi osobiście sprawia większą satysfakcję, niż 10k odsłon anonimowych ludków.
Po raz kolejny - z perspektywy czysto osobistej, to pewnie, że tak. Ale w ogóle nie myśląc o szerszym sukcesie projektu i jakimkolwiek zarobku.
intbrun pisze: 06 lis 2024, 22:55Ale rozumiem inne podejście, publikowanie nagrań itp. Ale mnie to po prostu niespecjalnie pociąga. A problem to robi się, gdy po dniach męczarni z utalentowanym inaczej udaje się w końcu nagrać fajną wersję. I nigdy potem nie uda się tego tak zagrać na żywo. Może wlaśnie dlatego jakoś ciut bardziej uważam granie na żywo od nagrania. Bo nagranie można wymęczyć lub spreparować, a zagrać na żywo trzeba nie tylko umieć, ale i czuć.
Ogólnie - zgoda. Uszczególniając - to naprawdę zależy od gatunku. Weźmy ambient (here). Da się powtórzyć? Nie, trzeba by po prostu kliknąć chamsko ścieżkę audio play. Można stworzyć jakąś impresję na te tematy i tyle. Ale tu akurat w gatunku wszyscy to wiedzą i lubią. Z muzyką "w rytmie", zależy oczywiście od złożoności. Remedium? Rytmiczna muzyka elektroniczna, czyli programowalna. Też muzyka.
intbrun pisze: 06 lis 2024, 22:55I tutaj od razu temat sprzetu - bo Fenderowe kawałki wypada grać na jeśli nie na Fenderze, to na dobrej jakości klonie. A Hammondy robić na czymś z dedykowanym modułem ogranowym, a nie na Casio z wgraną płaską próbką tegoż. Ta róznica zaczyna coraz bardziej zanikać, bo coraz wiecej jest plasticzanych niedrogich instrumentów (tutaj o klawiszach wprost piszę), które zadziwiająco dobrze radzą sobie i z brzmieniami i efektami.
No właśnie. Jeśli coraz lepiej sobie radzą, to po co udawać, że tak naprawdę chodzi o nazwę typu "Fender", "Hammond" itd.? Albo "wzmacniacz lampowy" i inne takie gnioty? Ślepy test na słuch i nikt tego nie rozpozna. Dlatego częściowo zgadzam się z tym, co pisałeś wcześniej o maniakach sprzętu, a jednocześnie do pewnej granicy ma to sens. Czyli tak naprawdę tej dość taniej i konsumenckiej. Weźmy np. takie słuchawki do odsłuchu. Do 1k ma sens, dalej to już szukanie brzmieniowej twarzy w topografii Marsa.
intbrun pisze: 06 lis 2024, 22:55I tutaj dotykamy kolejny temat - czyli zaangażowanie i nakład pracy (vs dostępny czas). A i środki pewnie też.
Pewnie, o to się tu wszystko rozchodzi. Największy talenciarz zostaje kimś właśnie z tego powodu, że poświęca na to mniej czasu, a i tak mu wychodzi. Ten średniak nie daje rady się przebić, ale gdyby miał 2x więcej czasu, to też by mu się udało. A co biedniejszy też by z czasem na to zarobił. Ale tego czasu właśnie jest dość mało.
intbrun pisze: 06 lis 2024, 22:55Innym rozwiązaniem jest uznanie w jakimś momencie, że fajnie, (używając muzycznego przykładu) pograłem sobie kilka lat, na takim poziomie na jakim chciałem, odstawiam sprzęt do szafy (albo wyprzedaję), jakąs fajną ozdobną gitarę wieszam na ścianie jako art. I od czasu do czasu sobie wspominam, ale z pełną świadomością nie wracam do tematu. Albo... wracam od czasu do czasu ale inaczej.
Może tak być, ale tutaj aż prosi się o to, żeby poza tą gitarą na ścianie pozostały właśnie nagrania. I to nieważne, czy to będą hiper-pełnoprawne albumy, wydane, niewydane, epki, pojedyncze utwory, w jakości żyleta, w średniej jakości, samo audio, całe video itp. Ważne, żeby to nagrać. Często jest to kwestia chwili i później ta improwizacja czy aranż już tak nie wychodzą.
intbrun pisze: 06 lis 2024, 22:55W czasie covida kupiłem sobie perkusję, bo zawsze chciałem spróbować. Innym razem wpadła mi w ręce 12-strunowa gitara. Czemu nie spróbować. Ale to już naprawdę w domowym zaciszu, albo dla swoich. Drugi Banderas światu nie jest potrzebny ;-) Ani kolejny najlepszy pianista. A przeciętny pianista tym bardziej nie jest potrzebny nikomu, nie ma więc sensu zapychać YT kolejnymi materiałami ;-)
Żeby wszyscy mieli takie nastawienie jak Ty, to może internet nie byłby tak zaśmiecony. A że i tak był, jest i będzie śmietnikiem, to właśnie jest sens go zapychać. Na początku np. nie rozumiałem, czemu znajomy wrzuca tam nawet średnie improwizacje. Potem zobaczyłem, jakie zajebiste ma portfolio, że może to pokazać i dzięki temu dalej się realizować.
intbrun pisze: 06 lis 2024, 22:55Ale też nie tylko po sobie wiem, że takie zawężenie w którymś momencie skutkuje utratą zapału do wykonywanej pracy, a więc docelowo spadkiem efektywności. I jeśli nie chce się popaść w automatyzm i marazm, to trzeba zmienić.
To zależy od nastawienia do pracy. Dla mnie jest ona tylko i wyłącznie koniecznością. Przy takim nastawieniu, wąski zakres obowiązków, automatyzm i marazm są bardzo ok. I to właśnie po to, żeby po niej móc robić coś kreatywnego.
intbrun pisze: 06 lis 2024, 22:55Ostatecznie to jednak tylko praca, ma dawać (w kolejności): pieniądze, wiedzę i nowe umiejętności pozwalające utrzymać się na rynku, satysfakcję z tego co robimy.
Zgoda, a jeśli muzykę chce się traktować jako pasję, to wtedy ta kolejność się odwraca.
intbrun
Intromajster
Posty: 465
Rejestracja: 27 sty 2021, 8:37
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
MBTI: INFP
Lokalizacja: Norwegia

Re: muzyczny introwertyk?

Post autor: intbrun »

Z pracą jak z muzyką, jak się dobrze zakręcić, to też potrafi być kreatywna, a wtedy daje nawet jakąś satysfakcję. Ktoś te apple, tesle czy inne EjAje musi wymyślać w końcu. Chociaż chyba zawsze praca wymieszana jest ze sporą dozą frustracji, jak to w pracy - zawsze trzeba się z czymś albo z kimś szarpać. W zespole też się zdarza. Ale faktem jest, że każda ambitniejsza i angażująca praca wysysa część energii, a wtedy po pracy może już się nie chcieć tak bardzo jakby mogło. Chociaż tych zmiennych jest oczywiście dużo więcej.

Zgadzam się z całością, chociaż dalej nie mam zamiaru wieszać płyt na ścianie. Niech sobie leżą w szufladzie. Na razie przerwa od muzyki, któraś już zresztą. Pewnie jeszcze kilka razy mi się zachce. Ale kariery w tym temacie nie zamierzam robić, a tym bardziej liczyć, że przyniesie to jakieś warte schylenia się pieniądze.

A co do sprzętu, anegdota taka, to trafiłem kiedyś po koleżeńsku na próbę stanowczo amatorskiego zespołu grającego pubowe kawałki. Już nawet nie pamiętam dokładnie dlaczego, chyba czysto logistycznie nie miałem jak zabrać dużego sprzętu, albo mi sie nie chciało, więc wziąłem kieszonkowego 'skróconego' klawisza, Korg R3 zdaje się, albo coś w tym stylu. Dziewcze śpiewające zrobiło mi komentarz, z wyraźnie złośliwym uśmiechem, w stylu "nie wiedziałam, że można mieć tak małe klawisze". Jak widać - rozmiar ma znaczenie ;-) Ale jeśli ktoś ma czuć, że gra lepiej bo wywalił pieniądze na Fendera, a nie "podróbkę", to koniec końców to chyba również mieści się w kategoriach spełniania marzeń i zachcianek. Jeśli więc nie wymagało sprzedania nerki, to ... czemu nie? Ostatecznie nawet w domu fajniej patrzy się na kurzącego się Hammonda, niż ciuciupuka od Casio.

Fakt, muzyka ma różne gatunki i środku do jej tworzenia mogą być skrajnie różne. Ja głównie odnosiłem się do szeroko pojętego rocka. Ale - biorąc choćby na tapetę coverowanie (od strony klawiszowca) - inny sprzęt i jednak granie na żywo potrzebuję do The Doors, a inny, a przede wszystkim dużo wiecej, do profesjonalnego scoverowania Pink Floyd - tutaj czyste granie na żywo przestaje się sprawdzać, jeśli nie ma się ośmiu rąk...

Z improwizacjami vs absolut to pewnie racja. Chociaż dalej myślę, że nie da się wszystkiego nauczyć, jeśłi się tego nie słyszy i nie czuje.
Z kolei strojenie gitar w locie, to może przy ognisku bardziej, Na koncercie najczęściej jednak używa się stroików, często wbudowanych w jakiś efekt, bo przy hałasie ogólnym, po prostu nie da się tego sensownie zrobić. Nie wspominając, że od czasu do czasu stroi się gitary niestandardowo, a wtedy na słuch jest naprawdę ciężko zrobić to dobrze. Na koncercie najczęściej też nie ma czasu, liczy się skutek, i użycie 'narzędzi' po prostu usprawnia temat. A że przy okazji pozwala schować się tym, którzy ze słuchu nie potrafiliby to jakby przypadkowy side-effect.

Co do zapychania internetu śmieciami, to staram się być ekologiczny i śmieci nie generować - chociaż długość moich postów może temu przeczyć....
Rozumiem ideę dużego portfolio, żeby zbierać wszystko i publikować to choćby dla siebie nawet. Szczególnie jeśli to ma służyć jakimś referencjom dla innych. Ale jestem tutaj pewnie niezdrowym idealistą. I nie lubię słuchać średnich kawałków, w szczególności jeśli ta średniość to technika.
I tutaj ocieramy się już o przekonanie i ideologię, która pasuje do muzyki i pewnie wszystkich innych zainteresowań. Jeden (np ja) preferuje jak największą zgodność z oryginałem (w przypadku coverów np), kronikarską dokładność, czasem pewnie zbyt skrajnie traktując 'improwizacje', czy poprawianie oryginału jako wykonanie niepoprawne, bo "nieprawdziwe". Inny potraktuje oryginał jako punkt wyjściowy do interpretacji i znajduje satysfakcję właśnie z dołożenia artyzmu. Tyle, że artyzm to ciągle można zrozumieć, a tymczasem internet jest po prostu pełen zwykłych nieartystycznych, banalnych i byle jak zrobionych wypocin, tylko dlatego, że istnieje dziś łatwość nagrywania czy robienia zdjęć/filmów.
A na końcu zawsze można w zasadzie w dowolnej dziedzinie znaleźć film z chińskim 4 latkiem, który robi wszystko 2x lepiej.
Ale dobrze, że komuś się mimo wszystko chce. Nawet jeśli zmusza to potencjalnego końcowego odbiorę do przebrnięcia przez te wszystkie śmieci, żeby w końcu do nas trafić. Lub nie.
Patrycjusz
Intro-wyjadacz
Posty: 390
Rejestracja: 08 sty 2015, 15:47
Płeć: mężczyzna

Re: muzyczny introwertyk?

Post autor: Patrycjusz »

intbrun pisze: 08 lis 2024, 0:33A co do sprzętu, anegdota taka, to trafiłem kiedyś po koleżeńsku na próbę stanowczo amatorskiego zespołu grającego pubowe kawałki. Już nawet nie pamiętam dokładnie dlaczego, chyba czysto logistycznie nie miałem jak zabrać dużego sprzętu, albo mi sie nie chciało, więc wziąłem kieszonkowego 'skróconego' klawisza, Korg R3 zdaje się, albo coś w tym stylu. Dziewcze śpiewające zrobiło mi komentarz, z wyraźnie złośliwym uśmiechem, w stylu "nie wiedziałam, że można mieć tak małe klawisze". Jak widać - rozmiar ma znaczenie ;-)
Dokładnie odwrotna anegdota dotycząca muzyki elektronicznej - przynosi się pełnowymiarową (88 klawiszy) klawiaturę w te rejony i pada coś dokładnie odwrotnego, czyli "w życiu nie widziałem takiej wielkiej klawiatury". Co tym samym chyba oznacza, że w życiu ten ktoś nie widział pianina ani fortepianu, bo też mają taką "wielką" klawiaturę.
intbrun pisze: 08 lis 2024, 0:33Fakt, muzyka ma różne gatunki i środku do jej tworzenia mogą być skrajnie różne. Ja głównie odnosiłem się do szeroko pojętego rocka. Ale - biorąc choćby na tapetę coverowanie (od strony klawiszowca) - inny sprzęt i jednak granie na żywo potrzebuję do The Doors, a inny, a przede wszystkim dużo wiecej, do profesjonalnego scoverowania Pink Floyd - tutaj czyste granie na żywo przestaje się sprawdzać, jeśli nie ma się ośmiu rąk...
Problem ośmiu rąk załatwiają zazwyczaj kilkoma klawiszami ;) Ciekawe, że tyle tych technologii powstało, a nadal nie ma lepszego sposobu na granie wielu warstw jednocześnie, przy czym mówimy tutaj o graniu, a nie odtwarzaniu.
intbrun pisze: 08 lis 2024, 0:33Rozumiem ideę dużego portfolio, żeby zbierać wszystko i publikować to choćby dla siebie nawet. Szczególnie jeśli to ma służyć jakimś referencjom dla innych. Ale jestem tutaj pewnie niezdrowym idealistą. I nie lubię słuchać średnich kawałków, w szczególności jeśli ta średniość to technika.
To duże portfolio to nie tylko efekt muzycznej grafomanii, ale też przede wszystkim wymóg branży. Owszem, czasem zdarza się, że na jednej, dobrej płycie, czy dwóch, jakiś zespół/solowy twórca wybija się i tak naprawdę to na tym buduje dalszą rozpoznawalność. Ale zazwyczaj zasada jest mniej przychylna i w sumie prostsza - im więcej masz, tym na więcej możesz liczyć. Oczywiście wiąże się to z niczym innym, jak z problemem powtarzalności utworów, ich stylu, brzmienia itd. Ale ludzie to lubią - i właśnie tego nie potrafię w ogóle zrozumieć. Ludzie uwielbiają, kiedy projekt muzyczny jest bardzo spójny. Ulver mocno wyłożył się na przejściu w stronę elektroniki z metalu, ale udało im się dzięki nowemu gronu fanów. A to przecież zespół eksperymentalny, więc można było się i tego spodziewać.

Jeszcze co do średniej techniki, bo nie wiem, czy dobrze zrozumiałem. Jeśli chodziło o technikę gry, to tak, to strasznie mierzi. Ale średnia technika nagrań wcale nie powoduje, że nie da się słuchać - co najwyżej dyskwalifikuje to z wylądowania na wydawnictwie, bo tam te normy są mocno wyśrubowane.
intbrun pisze: 08 lis 2024, 0:33Tyle, że artyzm to ciągle można zrozumieć, a tymczasem internet jest po prostu pełen zwykłych nieartystycznych, banalnych i byle jak zrobionych wypocin, tylko dlatego, że istnieje dziś łatwość nagrywania czy robienia zdjęć/filmów.
Jasne, chociaż wystarczy skierować się w stronę projektów, które mają jakieś oficjalne wydania i koncerty, i ogranicza się wtedy ekspozycję na wypociny. Ale zapewniam Cię, że są i tacy, którym nie chce się przechodzić przez bagno przebijania się przez konkurencję i po prostu publikują wszystko w sieci.
Patrycjusz
Intro-wyjadacz
Posty: 390
Rejestracja: 08 sty 2015, 15:47
Płeć: mężczyzna

Re: muzyczny introwertyk?

Post autor: Patrycjusz »

Ayşin pisze: 12 kwie 2025, 19:52Może gdybym się bardziej postarała to bym i mogła, ale wtedy zapragnęłam być dyrygentem, zresztą zawsze chciałam, a najbardziej dyrygować orkiestrą wojskową. Czegoś tam się nauczyłam, ale nie chciałam być kopią Piotra Rubika, a pewnie coś takiego by z tego wyszło. Może jeszcze w wojsku mi wyjdzie, kto wie.
Kuszące warunki zatrudnienia, ale co ja tam ostatnio przeczytałem, to ja nawet nie. Kuzyna chcą tam wcisnąć, bo boi się o kasę po studiach. Jak tak czytam, co musi robić zarówno dyrygent-oficer, jak i instrumentalista-żołnierz, to rzygać mi się chce. Wara wojsku od muzyki i robieniu z niej takiej musztry. Samo to, że trzeba: zacząć za dzieciaka, kiedy nie chce się tak ćwiczyć -> ćwiczyć (prawie) codziennie, godzinami (jedną co najmniej) -> stosować się do planu nauczania w szkole muzycznej i na akademii muzycznej -> dostosować się siłą rzeczy do rynku -> to wszystko powoduje, że już o wolności twórczej nie może być mowy, tak jak w przypadku każdej innej muzyki nie ma tego problemu, chociaż oczywiście prawidła rynku są jakie są, ale nikt nikomu nic nie każe. Ogólny całokształt nauczania i wykonywania muzyki klasycznej, orkiestrowej, wojskowej (to już w ogóle), sprawia, że dla mnie to już po prostu w ogóle nie istnieje. Wystarczy wejść do modern classical typu Nils Frahm albo pop-classicalu jak Sanah i wszystkie problemy znikają. Za 100 lat tego już nie będzie, bo pokolenia Z i Alfa nie dadzą rady z taką musztrą - i dobrze.

Wyrzyg zakończony, spadam masterować Abletona do techno.
Patrycjusz
Intro-wyjadacz
Posty: 390
Rejestracja: 08 sty 2015, 15:47
Płeć: mężczyzna

Re: muzyczny introwertyk?

Post autor: Patrycjusz »

Że "gówno" to może lekka przesada, dlatego że przy odpowiednim toku studiów i obracaniu się w temacie, można tą pracę złapać. Wszystkie osoby, które kontynuowały taką naukę (którą porzuciłem, podobnie do Ciebie), znalazły pracę, a ja miałem ogromne problemy. Paradoksalnie, w takich niszach, gdzie nawet nie ma ogłoszeń o pracę, ludzie wiedzą, jak jest, trzymają kontakty, ktoś kogoś poleca itd. I nie ma w tym nic dziwnego, dlatego że tam jednak bardziej lubi się to, co się robi (w przeciwieństwie do prac "typowych") i lubi się też bardziej ludzi, z którymi się to robi (wiadomo, że bywa różnie, ale w ogólności tak jest). A to, o czym piszesz, to takie działania solowe, albo z kimś, ale w ramach działalności tzw. czysto prywatnej, usługowej. Tak, wtedy jesteśmy na poziomie np. fotografa ślubnego lub DJ-a weselnego i nic nie można z tym zrobić.

W teorii muzyki może być matematyka, ale to jest tzw. muzykologia obliczeniowa (computational musicology), a nie zwykła teoria potrzebna do grania. Więc o coś innego tutaj musiało chodzić, może po prostu niechęć do analizowania, bo to jednak jest jakiś system analityczny. Pocieszę Cię - nawet ambitną muzykę można robić i grać bez nut, większość ludzi tak robi i tak właśnie trzeba żyć.

W wojsku, to ostatnie, na co pozwalają, to spełnienie i patrzenie na to, co ktoś "chce" tam robić, dlatego nie zgadzam się i podtrzymuję swój poprzedni krytyczny post.

"Bzdury" są straszne, bardzo łatwo to rozpoznać. I co innego, kiedy samemu robi się jakieś bzdury, to sobie można wziąć za to odpowiedzialność, ale co innego, kiedy ktoś nam je wciska i potem okazuje się, że to złota klasyka: człowiek, który z bzdur się utrzymuje, zazwyczaj w strukturach państwowych, poszukuje odbiorcy lub/i kontynuatora takich bzdur, bo od tego zależy jego posada.
Patrycjusz
Intro-wyjadacz
Posty: 390
Rejestracja: 08 sty 2015, 15:47
Płeć: mężczyzna

Re: muzyczny introwertyk?

Post autor: Patrycjusz »

Folk metal to raczej po prostu część metalu (nie folku, który jest rdzenny i są tam też zespoły czysto historyczne), a tam całkiem dobrze patrzą po muzykach z backgroundem klasycznym, o ile z tym nie przesadzają. I nadal nie ma to nic wspólnego od kuchni z akademią muzyczną.

Again - nie, matematyki nie ma tam sporo. Matematyka wyższa to nie 2+2 ani nie 2x2, a na tym się ta w nutach kończy. W każdym razie, faktycznie praca dyrygenta, podobnie do kompozytora partytury, jest bardzo skomplikowana i "holistyczna", ciężko ogarnąć to wszystko jednocześnie, podziwiam i współczuję.

YouTube nadal ma się dobrze, ale jest trochę dodatkiem, chyba że chodzi o music video. Prym wiedzie soundcloud, bandcamp i spotify. Oczywiście digitale, ale jak się chce mocniej zaistnieć, to merch musi być.

Najpierw jest internet, potem reszta - tak to dzisiaj działa. Więc dobry odbiór w necie to 75% sukcesu, a bez pozostałych 25% da się obejść w niezalu, w mainstreamie oczywiście nie.

Sorry jak boomeruję, ale swoje przeszedłem i przez to mam wątpliwości, czy dalej to ciągnąć, więc podobnie.
Patrycjusz
Intro-wyjadacz
Posty: 390
Rejestracja: 08 sty 2015, 15:47
Płeć: mężczyzna

Re: muzyczny introwertyk?

Post autor: Patrycjusz »

<triggered>

Ok, rozłóżmy to na składowe:
- kształcenie słuchu: zaczynamy od interwałów, więc mamy tylko podstawowe działania arytmetyczne: A + B, A - B, A x B, A / B. Dużo tego tam jest, ale to podstawówka. Potem mamy melodię, czyli ciągi. Liceum. Dalej wiele linii melodycznych jednocześnie, czyli algebra liniowa. Też liceum.
- harmonia: kombinatoryka, ciągi, algebra liniowa. Dużo naraz, ale nadal liceum.
- rytmika: znowu 4 podstawowe działania arytmetyczne, do tego kombinatoryka, ciągi, algebra liniowa. Max liceum.

"Wyliczać" - no jak liczenie, ile jest jabłek w skrzynce.
"Ustalać metrum" - liczenie do 3, do 4, może nawet do 16. Poza tym tempo ustala metronom, w studio gra się z klikiem.

Podział rytmiczny: u nas prosty, bo dwójkowy. 2^N, N/2.
Gamy: ciąg max 11 "liczb", okresowy.
Akordy, przewroty: kombinacje kilku "liczb" itp.

Klucz basowy lub inne: przenieś cały ciąg liczb o N w dół/górę.

Ja wiem, że to się tak wydaje, ale najlepsi muzycy, którzy potem osiągnęli w tym sukcesy, a których kojarzyłem ze szkoły, byli naprawdę słabi z matmy. I po prostu grali na "feeling".

Chce się matmy w muzyce, proszę bardzo, muzyka algorytmiczna, elektroniczna, inżynieria dźwięku.

Tak, stworzyłem, ale głównie z kimś, brakuje mi jak to mówią "czystego pierwiastka twórczego", dlatego ambitne covery i miksy są bardziej na miejscu. Dotychczasowych nagrań nie pokazuję postronnym, bo mam tutaj skrajny perfekcjonizm i imposter syndrome w temacie.
Patrycjusz
Intro-wyjadacz
Posty: 390
Rejestracja: 08 sty 2015, 15:47
Płeć: mężczyzna

Re: muzyczny introwertyk?

Post autor: Patrycjusz »

O właśnie - czas. Chciałoby się robić wiele rzeczy naraz, a potem okazuje się, że albo poświęca się ten czas na muzykę, albo ona gdzieś ulatuje. Zwykła praca z nią niezwiązana (większość przypadków) i już zostaje na to mało czasu.
Najgorsze za dzieciaka w tym temacie jest myślenie, że można iść dwutorowo. Patrzy się na rówieśników bez tych obowiązków i zazdrości im się wolnego czasu. Musiałem to nadrabiać potem przez dobre kilka lat po zmianie studiów na uniwerek. Jego "formuła", w porównaniu do poprzedniego rygoru, spowodowała, że miałem największą wolność czasową w życiu. To się potem niestety kończy idąc do pracy, ale śmieszne jest, że takie pseudowymagające "studia", zwłaszcza myśląc kryteriami przyjęcia na nie, dają tak naprawdę ogrom wolnego czasu, oczywiście przy założeniu, że ma się środki na zwykłe, dzienne ciągnięcie tematu.

Teraz matma odchodzi do lamusa. Liczą się programy komputerowe, Excel, programowanie i obsługa AI. Wszyscy zdają sobie z tego sprawę, dlatego nauczanie tego przedmiotu będzie groteskowe. Także nic nie straciłaś.

Tak, dyrygent albo wymienienie jakiegokolwiek zawodu muzycznego w "najtrudniejszych" może być co najwyżej oryginalne i docenione przez to przez sprawdzającego takie zadanie, ale społeczeństwo tego tak nie widzi. Widzą efekty końcowe, np. koncerty itp., a nie drogę do tego. I potem mówią, że np. "inżynier" to trudny zawód, a wystarczy dobre technikum, trochę własnego dłubania i potem wszystko robi się na automacie, kilka razy mniej pracy niż artysta, zwłaszcza twórca. Ale no, domy trzeba pobudować, a nie jakieś muzykanty.
Patrycjusz
Intro-wyjadacz
Posty: 390
Rejestracja: 08 sty 2015, 15:47
Płeć: mężczyzna

Re: muzyczny introwertyk?

Post autor: Patrycjusz »

Czy będąc dzieckiem mamy więcej możliwości? Nie powiedziałbym. Bardziej chodzi o to, że wtedy trzeba pewne rzeczy zacząć, żeby być w tym mega dobrym, ale weźmy dwie skrajne sytuacje. Pierwsza, to rodzina "anty", gdzie jak wiadomo, im od takiej dalej, tym lepiej. A druga może być właśnie pro-rozwojowa, ale nadal jest to bycie kierowanym i ocenianym przez dwójkę ludzi, którzy mogą być jak tacy nauczyciele, których opisujesz, czyli ich poglądy i oceny mogą nie mieć nic wspólnego z szerszym kontekstem, a zazwyczaj tak właśnie to wygląda, dlatego że dziecko nie jest obiektywnie postrzegane przez rodziców, raczej najmniej obiektywnie z całego społeczeństwa.

Muzykę lepiej łączyć z dźwiękiem niż stroną wizualną, chociaż bez tej ostatniej też bywa tutaj ciężko. Ale na poziomie takim bardziej zawodowym i artystycznym, ciężko, lub nie da się, połączyć muzyki z plastyką. Może więc tędy droga? To jest lepsze dla introwertyków btw. Praca samemu (w muzyce normą jest współpraca, w tym grupowa), możliwość poprawiania w nieskończoność, brak występów (najwyżej wystawy i wernisaże) i tak dalej.

Nauczyciel - to jest, jak to się mówi, człowiek. Pojedynczy. Osoba. W związku z tym, że dziedzina jest wysoce subiektywna, każdy będzie oceniał inaczej. Na egzaminach normą jest, że rozrzut punktów jest spory, zbyt duży, żeby można było mówić o dużej rzetelności. Jak utwór jest już zagrany poprawnie, to dalsze jego ulepszenia są kompletnie niejasne w ocenie. I nikogo to nie obchodzi na poziomie np. przyszłego nauczyciela, teoretyka, muzyka akompaniującego itd. Nauczyciel w szkole muzycznej dużo opowiadał mi o akustyce fortepianu, za co mogę mu srogo podziękować, a późniejsza delikwentka rodem z filmu "Pianistka" (obyło się bez ekscesów na szczęście) miała kompleksy dźwiękowe i nie potrafiła rozróżnić aspektów brzmieniowych. Jak się z nią pokłóciłem o znaczenie terminu "piano kwalifikowane" (w sensie dynamiki), to wzięła nuty, zamazała zamaszyście na czerwono, czymś rzuciła i wyszła z sali. Okazało się oczywiście, że w tych tematach zawsze miałem rację. Im większą histerię i oburzenie ktoś prezentuje, tym bardziej chodzi o to, że to on jej nie ma. Proste i logiczne, ale nieprzyjemne.
Patrycjusz
Intro-wyjadacz
Posty: 390
Rejestracja: 08 sty 2015, 15:47
Płeć: mężczyzna

Re: muzyczny introwertyk?

Post autor: Patrycjusz »

Tak, są konkursy, przedstawienia, jasne. Problem w tym, że potem po dzieciństwie i nastoletniości ten etap się kończy i zaczyna się "music industry". Jakkolwiek słowo "przemysł" może kojarzyć się inaczej, tak nie wymyśliłem tego terminu sam, wręcz już się z nim identyfikuję, dlatego że w tym "industry" mamy cały pozostały pakiet w komplecie - marketing, foty, inżynierię dźwięku, sale/kluby muzyczne i masę innych czynników. Więc to granie, które jest tak eksponowane i rozwijane za dzieciaka to jest jednocześnie całkowita podstawa do tego, żeby coś robić, ale poza nim mamy inne aspekty, których muzyk zakładający własną działalność musi się nauczyć. Jeśli tego nie zrobi, wypada z branży lub zostaje w strukturach "państwowych". Lub we własnym pokoju oczywiście.
Patrycjusz
Intro-wyjadacz
Posty: 390
Rejestracja: 08 sty 2015, 15:47
Płeć: mężczyzna

Re: muzyczny introwertyk?

Post autor: Patrycjusz »

A jak ktoś słucha potem czegoś w necie albo na żywo, dostaje kawałki do wydawnictwa i inne takie, to też ma znaczenie?
Patrycjusz
Intro-wyjadacz
Posty: 390
Rejestracja: 08 sty 2015, 15:47
Płeć: mężczyzna

Re: muzyczny introwertyk?

Post autor: Patrycjusz »

Ayşin pisze: 26 kwie 2025, 22:12Nie trzeba się ujawniać, nie trzeba nawet w branży muzycznej pracować by muzykiem/artystą być.
Ale wtedy jesteś nim tylko dla siebie, ew. dla osób, którym to osobiście pokażesz, a nie tak ogólnie.
Ayşin pisze: 26 kwie 2025, 22:12Tak marudzisz krytycznie a kto tak naprawdę się teraz rozwija czy w ogóle coś nowego stworzył. Twórczość jest powtarzana, wszystko jest powtarzane zmieniają się tylko daty wydania. I też dlatego nie zamierzam za bardzo z nikim współpracować. Jak skończę swoje dzieło to je upublicznie.
Gdyby ludzie powielali muzykę i dźwięki, albo je jawnie plagiatowali, to wtedy dopiero nie powstawałoby nic nowego. Kto się rozwija. No np. każdy, kto szlifuje muzykalność/warsztat/dźwięk itp. Ty się powinnaś rozwinąć, czyli zamiast dyskutować, tworzyć. Tekst to nie muzyka ani nic podobnego.
Współpraca akurat to mega twórcza sprawa, nawet w duo. Decyzję o braku współpracy można podjąć, kiedy one zawiodły lub ma się na tyle wysoki level, że już się przez to niewiele nauczy. A nie z powodów, o których piszesz. Tobie przydałaby się współpraca z kimś branżowym, ogarem, żeby wziął Twoje ideały i twórczość, i zajął się tym "na serio".
Ayşin pisze: 26 kwie 2025, 22:12każdego byłego nauczyciela ze szkoły bym wyśmiała że dał się tak zeszmacić.
Żaden, nawet znany artysta, się tak nie wypowie. Nauczyciel przy "artyście", którego nikt nie słucha, jest o wiele wyżej.
Ayşin pisze: 26 kwie 2025, 22:12Artyści powinni być buntownikami, no ale co przystali by liczby z forum ze mną związane ich promowały?
Niektórzy się łączą, ale to już się przyjęło wszędzie, nawet ceny w sklepach, pensje jakie zarabiacie. Kult liczb się stworzył, ja tu antymatematyczna a jednak ma to jakąś siłę przebicia.
Hehe. Kurt Cobain. Artysta, tworzący, buntownik. Wiesz, ile z tego było hajsu? Taki był antymatematyczny. Aż się ukatrupił, żeby nie było, że w cyferki poszedł, i że komercha. No wzór do naśladowania, pewnie.
Jeszcze co do pensji, to akurat tutaj nie chodzi o wysoki zarobek, a czasem wręcz o to, żeby w tej działalności nie wyjść na minus. Takie to są realia. Tak, mnie też swego czasu mocno zaskoczyły.

Jak dalej chcesz opisywać wspólne indywidualne historie, to polecam priv, bo nie jest to wątek prywatny.
ODPOWIEDZ