Re: mówienie do siebie
: 21 sty 2014, 22:56
Zdarza mi się mówić do siebie w podobnych sytuacjach jak tutaj już opisane, natomiast nigdy nie osiągnąłem punktu natężenia tego zachowania w którym zacząłbym się nim martwić.
Będąc jednak w bardzo zbliżonej do Twojej sytuacji (rozstanie po poważnym związku plus specyficzny tryb pracy determinujący brak konieczności codziennych kontaktów, chociażby powierzchownych, z innymi osobami) zauważyłem inną tendencję, która rozwinęła się na tyle, że zaniepokoiło mnie to i musiałem jakoś zareagować. Po zakończeniu "długoterminowego" związku a następnie kilkukrotnym wplątaniu się w inne, nie mające raczej przyszłości, relacje, które siadły mi na psychę (taką mam przywarę, że dość mocno się angażuję) zauważyłem u siebie bardzo częste "przetrawianie" pewnych sytuacji na zasadzie "co by było gdyby" oraz tworzenie alternatywnych scenariuszy w głowie. Czynności te, nie mające przecież żadnego sensu, angażowały mnie bardzo mocno umysłowo, aż przestraszyłem się o swoją kondycję psychiczną kiedy to do mnie dotarło. Dlaczego o tym wspominam? Wydaje mi się, że w obu naszych przypadkach umysł starał się wybrnąć z dyskomfortowej sytuacji/stanu, stosując takie a nie inne (niekoniecznie sensowne) sposoby "obejścia problemu".
Z dzisiejszej perspektywy wiem, że jest to na szczęście stan przejściowy, z resztą i z Twojego kolejnego postu mogę chyba wnioskować, że radzisz sobie z Twoim problemem. Na koniec dodam, że wybrałaś chyba najskuteczniejszy sposób, w moim przypadku także bardzo pomógł mi wzmożony wysiłek fizyczny, zwiększenie kontaktów ze "światem zewnętrznym" i czas oczywiście
Będąc jednak w bardzo zbliżonej do Twojej sytuacji (rozstanie po poważnym związku plus specyficzny tryb pracy determinujący brak konieczności codziennych kontaktów, chociażby powierzchownych, z innymi osobami) zauważyłem inną tendencję, która rozwinęła się na tyle, że zaniepokoiło mnie to i musiałem jakoś zareagować. Po zakończeniu "długoterminowego" związku a następnie kilkukrotnym wplątaniu się w inne, nie mające raczej przyszłości, relacje, które siadły mi na psychę (taką mam przywarę, że dość mocno się angażuję) zauważyłem u siebie bardzo częste "przetrawianie" pewnych sytuacji na zasadzie "co by było gdyby" oraz tworzenie alternatywnych scenariuszy w głowie. Czynności te, nie mające przecież żadnego sensu, angażowały mnie bardzo mocno umysłowo, aż przestraszyłem się o swoją kondycję psychiczną kiedy to do mnie dotarło. Dlaczego o tym wspominam? Wydaje mi się, że w obu naszych przypadkach umysł starał się wybrnąć z dyskomfortowej sytuacji/stanu, stosując takie a nie inne (niekoniecznie sensowne) sposoby "obejścia problemu".
Z dzisiejszej perspektywy wiem, że jest to na szczęście stan przejściowy, z resztą i z Twojego kolejnego postu mogę chyba wnioskować, że radzisz sobie z Twoim problemem. Na koniec dodam, że wybrałaś chyba najskuteczniejszy sposób, w moim przypadku także bardzo pomógł mi wzmożony wysiłek fizyczny, zwiększenie kontaktów ze "światem zewnętrznym" i czas oczywiście